Skąd wzięli się w naszym regionie?
Martinowie przyjechali do Polski 27 lat temu z Ameryki, aby założyć zbór amiszowski. Zamieszkali najpierw we wsi Cięciwa pod Warszawą. Następnie przenieśli się na wieś pod Janów Lubelski, gdzie prowadzą gospodarstwo. Większość ich dzieci jest już dorosłych. Najstarsi synowie pracują.
- Razem z nami do Polski przyjechały wtedy jeszcze dwie inne rodziny. Po kilku latach zdecydowały się powrócić do Stanów Zjednoczonych, a my zostaliśmy. Najpierw mieliśmy tylko pozałatwiać sprawy, zamknąć fundację, ale to wszystko się przedłużało. Niektórzy mówili: „zostań jeszcze trochę, może się uda”. Ale się nie udało. Niemożliwe jest przyprowadzić taką tradycję do Polski, bo tu już jest tradycja - katolicka - mówił nam kiedyś Jakub.
Dwa lata temu polska już rodzina amiszów odwiedziła rodzinę w Stanach Zjednoczonych. W Indianie spędzili ponad miesiąc. Mówią, że czuli się bardziej tam już jak goście. Wcześniej ich syn i córki spędzili po roku w Ameryce, pracując na farmie u wujka. Jednak wszystkie dzieci zdecydowały się na powrót do Polski.
- Ludzie myślą, że w Ameryce jest dobrze. Jest, ale nie aż tak. Tutaj też nie jest źle. W Ameryce można zarobić dużo pieniędzy, ale jakim kosztem? Pracując cały dzień i noc. Kiedyś wystarczyło na przykład 30 krów, żeby utrzymać rodzinę. Obecnie wszystko jest nastawione na produkcję o masowej skali. Brat Anity ma sto krów, bo firmom nie opłaca się przyjechać po mleko od 30 krów - tłumaczy Jakub.
Anita wychowała się w społeczności bardziej tradycyjnych amiszów, a Jakub - mennonickiej. Dziadek Anity był kaznodzieją i przyjeżdżał do zboru Jakuba na spotkania. Oni sami poznali się, ponieważ starszy brat Jakuba ożenił się z ciocią Anity, a później jej siostra wyszła za mąż za starszego brata Jakuba. Gdy dorośli zaczęli należeć do tego samego zboru, więc ich kontakty zaczęły być częstsze. Opowiadają, że ślub u amiszów składa się z nabożeństwa, a następnie z przyjęcia, na które zjeżdża rodzina i przyjaciele. U nich było ok. 150 gości, dzisiaj zdarzają się takie spotkania nawet do 400 osób. Przy czym w trakcie przyjęcia nie ma alkoholu i tańców.
- Amisze wywodzą się z chrześcijaństwa. Mówi się, że w XVI wieku „wyszli z ukrycia”. Staramy się żyć zgodnie z Pismem Świętym. Druga zasada to „chrześcijanin to ten, który żyje, a nie ten który wyznaje”. Mamy własną relację z Bogiem, nie potrzebujemy pośredników np. w postaci księży. Dlatego, że Kościół to zgromadzenie tych, którzy żyją po bożemu - wyjaśnia Jakub.
Martinowie w porównaniu do tradycyjnych amiszów są bardzo postępowi. Korzystają z samochodów, mają telefon, w pilnych sprawach korzystają z internetu. Ale radia i telewizji nie mają. Przez prawie 30 lat zdążyli się w Polsce zadomowić. Nie widzą dla siebie powrotu na stałe do Ameryki.
- Niby społeczność amiszów jest otwarta, ale trzeba by było zgodzić się z ich myśleniem. Ja miałbym straszny problem z tym, żeby cicho siedzieć, bo nie ze wszystkim się po prostu zgadzam. Jako przykład mogę podać, że w niektórych zborach trzeba nosić brodę, a w innych nie. Czy o to naprawdę powinno chodzić? Jedni uważają, że skoro Jezus miał brodę, to trzeba ją też mieć. Nie można popadać w takie dosłowne skrajności, bo skoro Jezus był Żydem, to prawdopodobnie wtedy nie nosił spodni, a suknie. Czy to od razu oznacza, że też powinniśmy je nosić? - zastanawia się Jakub.
Z Gwiazdami - Magdalena Ogórek - zapowiedź
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na Twitterze!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?