Oddaje także przesłanie utworu i - co ważne - czyni to w sposób dyskretny, bez popadania w natrętne moralizatorstwo, ani agitację rodem z rozmaitych proekologicznych manifestów. Pod tym względem można ten spektakl z całym przekonaniem polecić młodzieży. Co nie znaczy, że zachęcam do zastępowania nim lektury powieści. Przeciwnie. Jej znajomość - choć nie jest warunkiem niezbędnym - pozwala na pełniejszy odbiór przedstawienia.
Ale jeszcze ważniejsza od znajomości literackiego pierwowzoru jest wyobraźnia i wrażliwość widza. Przy tej realizacji stanął Krzyszczak przed zadaniem naprawdę trudnym: jak - dysponując prostymi i ograniczonymi środkami technicznymi - pokazać ów tytułowy ogród? Jak wykreować obraz natury, tak ważnej przecież w powieści? Reżyser (wraz ze scenografem Ireneuszem Salwą) wybrał bardzo trafne rozwiązanie. Nie próbował zapchać sceny sztucznymi drzewami, krzakami i kwiatami, które miałyby udawać te prawdziwe. Ogród w tym przedstawieniu jest nie tyle miejscem fizycznym, lecz raczej ideą, co znakomicie koresponduje z przesłaniem powieści.
A widzom pozostawia rozległe pole na uruchomienie wyobraźni. Mówiąc obrazowo: patrzyłem na sceniczne działania aktorów, ale przez cały czas miałem pod powiekami obrazy prerafaelitów (choćby "Córkę drwala" czy "Ofelię" Johna Everetta Millaisa), bo właśnie tak wyobrażałem sobie ów tajemniczy ogród. Chyba nie bez podstaw, bowiem pojawiający się na scenie portret zmarłej żony lorda Cravena ma wyraźne cechy pastiszu prerafaelickiej maniery. Ale przecież nie twierdzę, że ten ogród musi wyglądać właśnie tak. Równie dobrze można go sobie wyobrazić tak, jak malował Celnik Rousseau, Constable czy legion innych. I każda z tych wizji będzie prawdziwa. To siła i wartość tego spektaklu.
Dobrze wygląda strona aktorska przedstawienia, zarówno w wykonaniu młodzieży, jak i artystów profesjonalnych. Co prawda Adam Organista w roli Dicka jest może trochę nazbyt "współczesny", jednak nie do takiego stopnia, by nie mieścił się w strukturze spektaklu. Dobre wrażenie robi Paulina Połowniak (Mary), która łączy naturalność z całkiem niemałymi już umiejętnościami. Dużą skalę możliwości po raz kolejny potwierdziła Krystyna Szydłowska, która tym razem została obsadzona niejako wbrew swojemu emploi, a stworzyła prawdziwą i wiarygodna postać.
Ale szczególne słowa uznania należą się Krystynie Górskiej, dla której był to debiut na scenie dramatycznej. Tym trudniejszy, iż przyszło jej zagrać rolę chłopca (Colina), co wymagało z pewnością dodatkowego wysiłku. Młoda artystka wywiązała się z tego zadania wręcz znakomicie. A doświadczenia nabyte w tym spektaklu powinny zaowocować również na jej macierzystej scenie Teatru Muzycznego.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?