Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

„Terapią ojca było to, że malował”. Wywiad z Krzesimirem Dębskim

Wojciech Pokora, Krzysztof Skowroński /Radio Wnet/
Małgorzata Genca
8 lipca w siedzibie Instytutu Pamięci Narodowej otwarto wystawę malarstwa Włodzimierza Sławosza Dębskiego, malarza, kompozytora, żołnierza Armii Krajowej. Wystawa oraz prezentacja filmu „Zmarłych pogrzebać. Wołyń 1943 w relacjach świadków” w reżyserii Katarzyny Osowskiej z muzyką Krzesimira Dębskiego, były okazją do rozmowy ze słynnym kompozytorem.

Za chwilę nastąpi uroczyste otwarcie wystawy obrazów pana ojca. Obrazów, które dotyczą Wołynia. Rozmawiamy w przeddzień kolejnej rocznicy zbrodni wołyńskiej. W takich dniach szczególnie myśli Pan o ojcu, o dziadku, o Wołyniu?

Tak. Myślę, bo każda kolejna rocznica łączy się u mnie z bólem, że tak niewielu ludzi o tym pamięta i w ogóle wie. Rocznica jest zapominana i w mediach na ten temat niewiele się mówi.

Mamy wrażenie, że od pewnego czasu mówi się trochę więcej. Ta wiedza przebija się do świadomości. Pan ma unikalne doświadczenie. Kiedy po raz pierwszy ojciec opowiedział Panu o tej historii? Bo to przecież dla Pana element historii rodzinnej.

Słyszałem o Wołyniu od dziecka, bo nie dało się inaczej. Urodziłem się w Wałbrzychu, ale mieszkaliśmy później w Kielcach, gdzie wyzywano nas od Ukraińców. Kielczanie mieli w świadomości obraz, że Ukraińcy są źli, a nas kojarzono z Ukrainą..

To nie dość, że rodzina została doświadczona na Wołyniu...

Tak, nie dość, że ofiara, to jeszcze ostracyzm środowiska.

Gdy wyciągał Pan rękę, żeby się przywitać, albo Pana tata się przedstawiał – Włodzimierz Sławosz Dębski, to nazwisko przecież nie pozostawiało wątpliwości, że jesteście Polakami.

Ludziom to jednak nie przeszkadza. Od dziecka niestety widziałem, że świat jest bardzo niesprawiedliwy. Mój ojciec nie miał nogi, był inwalidą. Został ciężko ranny podczas obrony kościoła w Kisielinie w 1943 roku przed atakami UPA. I po wojnie w Kielcach matki pokazywały go swoim dzieciom mówiąc – „zobacz, ten pan był niegrzeczny, i Bozia mu za karę obcięła nogę. Jak ty nie będziesz jadł, to też ci tak zrobi”. Ja takie rzeczy słyszałem od dziecka. Z wiekiem były to coraz cięższe epitety.

A w zaciszu domowym, kiedy spotykała się rodzina, nie było sąsiadów, to jakie historie opowiadaliście o Wołyniu?

Wspomnienia były wspaniałe. Rodzice idealizowali mocno Wołyń. Tam nawet wiśnie były najwspanialsze na świecie. Były duże jak truskawki. Wszystko było fantastyczne. Tam faktycznie ziemia była żyzna i z wielkim sentymentem o tym mówili. Mój ojciec bardzo rzeczowo przedstawiał tamte czasy i miejsca. Rozumiał też całkowicie aspiracje Ukraińców w ich dążeniu do niepodległości. Nie podzielał tylko zachwytów nad nacjonalizmem ukraińskim. Ukraińcy walczący o swoją niepodległość niestety ulegli ideologii faszystowskiej i postanowili wcielić w życie zasadę, że na ziemi ukraińskiej, która była przecież wspólna, ale uważali, że mogą tam żyć tylko Ukraińcy. I doszło do potwornej rzezi ludności cywilnej.

Co opowiadano w domu o tych tragicznych wydarzeniach?

Wszystko ze szczegółami. Ale myślę, że terapią ojca było to, że malował. Tę grozę chciał zawrzeć w malarstwie. Te obrazy, które widzimy na wystawie malowane są z pamięci. Przeżycia związane z rzezią ojciec zaczął malować w latach 70. czy nawet 80. To są sceny batalistyczne ale z takim mocnym, emocjonalnym wydźwiękiem zgrozy.

Włodzimierz Sławosz Dębski był nauczycielem, muzykiem, żołnierzem i malarzem.

Jeszcze był do tego pisarzem i nauczycielem, świetnym murarzem. Był wychowany w szkole ojców Pijarów w Lubieszowie, tam gdzie uczyli się Kościuszkowie, więc tam mnóstwo rzeczy się nauczył. Ale trzeba wspomnieć, że Wołyń to była nieszczęsna ziemia. Tam stał front przez trzy lata w I wojnie światowej. Okropieństwo wojny pozycyjnej to najgorsze co może być dla ludności cywilnej. Wystarczy poczytać Babla, żeby zobaczyć jakie było okrucieństwo i zezwierzęcenie, także w kolejnych wojnach, bo zaraz była wojna polsko-bolszewicka, front się cofał wielokrotnie. Ciągłe pochody, ciągle następni „świeżo upieczeni” mordercy przyjeżdżali z głębi Rosji. I myślę, że to też zaowocowało tymi nacjonalistycznymi mordami, bo tam już bakcyl zbrodni został mocno zasiany.

Jest pan kompozytorem, czy nuta wołyńska obecna jest w pańskich kompozycjach?

Tak. Ojciec pisał utwory. Gdy pracował w szkole muzycznej w Lublinie uczył poza programem uczniów śpiewać ukraińskie piosenki. Ten człowiek, który doznał tylu krzywd, przecież mojego dziadka i babcię zamordowali Ukraińcy. Mimo, że dziadek był lekarzem a babcia pielęgniarką i leczyli za darmo Ukraińców. I ci, których trudne porody odbierał, gdy dorośli brali udział w grupowym morderstwie. Mimo to, mój ojciec uczył kultury ukraińskiej po wojnie i pisał utwory do tekstów i ukraińskich i polskich. Ja robię to samo.

Pełny zapis rozmowy z Krzesimirem Dębskim i Ulesławą Lübeck do odsłuchania na stronie www.wnet.fm.

od 12 lat
Wideo

Wybory samorządowe 2024 - II tura

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na kurierlubelski.pl Kurier Lubelski