Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

To nie jest pornografia

Agnieszka Jasińska
11 kobiet rozebrało się, aby zebrać pieniądze dla chorej córeczki swojej koleżanki. Z kolei znane Polki rok temu zdjęły bluzki, by wesprzeć akcję walki z rakiem piersi. Kobiety udowadniają, że nagość może służyć słusznej sprawie - Agnieszka Jasińska.

Tutaj nie było się nadczym zastanawiać. Potrzebowały 28 tysięcy złotych. Nie na ciuchy, szpilki i kosmetyki, ale dla córeczki kuzyna jednej z nich. Pięcioletnia Julianka z Łodzi ma obniżone napięcie mięśniowe, podejrzenie padaczki. Czeka na urządzenia, które pomogłoby jej ćwiczyć mięśnie. Jedenaście łodzianek postanowiło więc zdjąć ubrania i stanąć nago przed aparatem fotograficznym, a potem pokazać się znajomym, kolegom z pracy oraz zupełnie obcym ludziom. Wszystko po to, aby zebrać te 28 tysięcy złotych. Dla Julianki.

Nie było tak trudno
- Kontrowersyjny pomysł? Być może, ale tylko taki może przynieść wymierne korzyści. Wątpliwości? Nawet jeśli były, to minęły, kiedy na konto zaczęły wpływać pierwsze pieniądze - opowiada Ewa Marciniak, jedna z 11 kobiet, które zdecydowały się na rozbieraną sesję, aby pomóc chorej Juliance. Ich zdjęcia moż-na zobaczyć w specjalnie przygotowanym kalendarzu. Wydały go w 500 egzemplarzach. Kalendarz kosztuje 50 złotych. Można go kupić w Centrum Kulturalnym Ryba, na rogu Gdańskiej i Ogrodowej w Łodzi. One same też go sprzedają. Wśród rodziny i znajomych. Dla części z nich właśnie zaniesienie kalendarza do pracy jest trudniejsze niż samo ściągnięcie bluzki w atelier fotograficznym.

- Sesja trwała dokładnie sześć godzin. Rozebrać się nie było wcale tak trudno, jak myślałyśmy. Wspierałyśmy się wzajemnie, dodawałyśmy sobie odwagi. I naprawdę dobrze się przy tym bawiłyśmy. Pokazywałyśmy to, co mamy najlepszego. Jedna odsłaniała piersi, inna pupę. Poza tym mieliśmy kobietę fotografa - Kasię Ulańską. Dzięki temu było łatwiej. Ten kalendarz nie powstałby na pewno, gdyby po drugiej stronie aparatu stał mężczyzna - opowiada Ewa. Gorzej było już przy sprzedaży. Niektórym z nas trudno było się przełamać. Koleżanki były gotowe pozować, ale nie wszystkie miały siłę i odwagę, by pokazać kalendarz innym ludziom. Kupiły egzemplarz na pamiątkę, ale na przykład do pracy już go nie przyniosły.

Dla Ewy Marciniak pomoc Juliance to forma "spłacenia długu".

- Ja mam troje zdrowych dzieci. Jakoś chciałam się odwdzięczyć za nie losowi - mówi. - Kiedy pytałam przyjaciółki o udział w sesji, wiedziałam, że też nie odmówią. Znamy się od wielu lat. Przyjaźnimy się od czasów liceum, studiów. Rodzice Julianki byli wzruszeni naszym pomysłem. Oni prawie całą Polskę zjeździli, żeby mała była zdrowa. Leczenie pochłania masę pieniędzy.
Julianka od czterech lat jest rehabilitowana różnymi metodami i pod okiem różnych rehabilitantów. Jednak dopiero od roku widać jakieś efekty. Jeszcze nie mówi i nie chodzi. Dopiero uczy się raczkować, ale już sama potrafi siedzieć z podparciem.
- Urządzenie potrzebne małej nazywa się NF-Walker. Daje dziecku możliwość prawidłowego rozwoju umysłu, pozwala utrzymać prawidłową i stabilną postawę ciała oraz, co najważniejsze, naukę samodzielnego chodu - mówi Ewa. - Bo chociaż Julianka ma już 5 lat, to umysłowo jest wciąż na etapie rocznego dziecka.

To nie był lans

Żadna z nich nie czuła się modelką. Rozmiar 40, 42... To nie są wymiary dziewczyn z pokazów mody, z pierwszych stron gazet. Do tego wiek. Nie są już nastolatkami. Najmłodsza z nich ma 34 lata, najstarsza - 38. Wszystkie wyglądają na zdjęciach zjawiskowo. Dojrzałe, spełnione kobiety, przykładne matki, żony.

Ewa to matka dwóch synów i córeczki. Kiedy pozowała do kalendarza, trochę bała się reakcji najbliższych. Teraz już wie, że nie było czego.

- Dzieciom wytłumaczyłam wszystko, zanim kalendarz się ukazał. Wiedziały, że to dla chorej Julianki. Znały ją. Wiedziały, że cel jest szczytny - opowiada Ewa. - Potem razem z koleżankami udzielałyśmy wywiadu w telewizji. Dzieci mnie oglądały, ich koledzy, rodzice. Większość nas rozumiała, gratulowano nam odwagi. Jednak trafiło się też kilka kąśliwych uwag. Parę osób zarzuciło nam też, że się lansujemy. Nie przejmowałyśmy się tym. My znamy swoją prawdę i nie mamy zamiaru nikomu nic udowadniać.

Za mało pokazałam

Ola Musiałek najbardziej obawiała się reakcji starszych pań, że ktoś się zbulwersuje, jak zobaczy kalendarz, że powie parę nieprzyjemnych słów.

- Na szczęście tak się nie stało. Wszyscy wokół gratulowali nam pomysłu. Kalendarze zamawiają ludzie z całej Polski, nawet po kilka sztuk za jednym razem. Ja zajmuję się dystrybucją. Wysyłam kalendarze pocztą za pobraniem - opowiada Ola. - Wcześniej myślałyśmy, że sprzedaż to będzie pikuś. Jednak to wcale nie jest takie łatwe. Wciąż zostało nam kilkadziesiąt egzemplarzy do sprzedania. Liczymy, że chętni jeszcze się po nie zgłoszą.

Ola pracuje w agencji reklamowej. Wszyscy w pracy wiedzieli, że bierze udział w rozbieranej sesji. Co więcej, niektórzy pomagali jej, jak tylko mogli.
- Chcieliśmy wydać kalendarz jak najtaniej. Bo im mniej pieniędzy na produkcję, tym więcej pieniędzy dla Julianki. I właśnie moja agencja bardzo nam w tym pomogła. Nawet nie trzeba było szukać pomocy. Chętni sami zgłaszali gotowość do pracy. Nawet nie przypuszczałam, jak wiele ludzi dobrego serca mnie otacza - opowiada Ola. - Znajomi z pracy najpierw pomagali, a potem kupowali kolejne egzemplarze.

Ola sprzedała też kilkanaście kalendarzy w rodzinie.

- Kupili je kuzyni, przyjaciele... Tylko partner był na mnie zły. Ale wcale nie dlatego, że się rozebrałam, ale dlatego , że... pokazałam tak mało - śmieje się Ola. - On był naprawdę ze mnie dumny. Cieszył się, że ma tak odważną i piękną żonę. Dzieci również były dumne z mamy.

Czekam na wrzesień

Ola ma 13-letnią córkę i 3-letniego synka. Dzieci od początku były wtajemniczone w projekt, w jakim uczestniczy ich mama. Wiedziały, dlaczego ciocie się spotykają, o czym rozmawiają i nad czym pracują.

- Teraz kalendarz wisi na ścianie w kuchni. Jak się wchodzi do domu, to od razu go widać. I dzieciaki jak na niego patrzą, to cieszą się, że mają takie śliczne i cudowne ciocie. Bo te zdjęcia są super. To nie jest żadna pornografia, ale piękne akty. Więc jest się czym zachwycać - podkreśla Ola. I dodaje, że z niecierpliwością czeka na wrzesień. - Teraz na ścianie wisi Ewa. Wszyscy nie możemy doczekać się jesieni. Bo wrzesień to ja.

Ola wraz z koleżankami już planują kolejny kalendarz. Tym razem mają inny pomysł. Chciałyby, aby w kolejnym kalendarzu wystąpili ich mężowie.

- Niestety to tylko faceci, więc są brzydsi i nie będą wyglądać tak dobrze jak my - śmieje się Ola. - Jeśli chodzi o cel, na jaki będziemy zbierać pieniądze, to ich niestety nie brakuje. Julianka była z rodziny Ewy, a ja niedawno dowiedziałam się, że w mojej najbliższej rodzinie jest niewidome dziecko, które potrzebuje pomocy.

Dziewczyny podkreślają, że nie zamierzają poprzestać tylko na tym jednym projekcie.

- Pomagać będziemy na pewno. I zbyt długo na pewno nie będziemy się zatanawiać. Bo tutaj nie ma nad czym myśleć. Potrzebujemy tylko czasu, wszystkie pracujemy, mamy rodziny. Najważniejsze są chęci, a ich nam nie brakuje - podkreśla Ola.
W słusznej sprawie

Ewa i Ola, tak jak pozostałe dziewczyny, które wystąpiły w kalendarzu, nigdy wcześniej nie wzięły udziału w rozbieranej sesji zdjęciowej. Nie miały doświadczenia. Jednak wiedziały, że rozebrały się w słusznej sprawie.

Takie samo przeświadczenie miały znane Polki, które zdjęły ubrania, aby wesprzeć akcję walki z rakiem piersi. Dzięki nim powstał album "Pier(w)si w Polsce". Wystąpiły w nim 44 gwiazdy znane z telewizji i gazet, m.in. Omenaa Mensah, Edyta Jungowska, Otylia Jędrzejczak, Beata Tyszkiewicz, Beata Sadowska, Mariola Bojarska, Dorota Wellman, Sylwia Gruchała, Katarzyna Kwiatkowska, Renata Dancewicz, Ewa Kasprzyk, Monika Olejnik, Patrycja Markowska, Iza Kuna, Martyna Wojciechowska, Krystyna Czubówna, Anita Werner, Marzena Rogalska, Hanna Śleszyńska, Agnieszka Cegielska, Ilona Felicjańska, Małgorzata Socha oraz Danuta Stenka.

Album "Pier(w)si w Polsce" miał zwrócić uwagę na problem raka piersi w inny niż ogólnie przyjęty sposób. Po raz pierwszy w historii znane Polki odsłoniły swoje piersi, aby ratować piersi innych Polek. Pokazały piękno, i przekonywały, że warto je chronić. W albumie można przeczytać także teksty i wywiady Marzeny Chełminiak, dziennikarki, która sama stoczyła zwycięską walkę z rakiem piersi.

"Pier(w)si w Polsce" to prawie 200 zdjęć oraz wywiady z gwiazdami. Są tam także informacje na temat profilaktyki raka piersi. Zdjęcia gwiazdom zrobił pochodzący z Wielkopolski Rafał Olejniczak, który pracuje pod pseudonimem Photographael.

- To była najlepsza praca na świecie. Wszyscy wiedzieliśmy, że robimy coś w słusznej sprawie, że nie jest to po prostu zwykła rozbierana sesja zdjęciowa. W każdym przypadku dokładnie omawialiśmy to, ile dana osoba chce odsłonić i pokazać.

Najważniejsze jest to, że gwiazdy nie zdjęły ubrań dla sławy, rozrywki ani dla pieniędzy - mówi Rafał Olejniczak. - Zamiast straszyć chorobą, pokazaliśmy piękno i chcieliśmy przez to nauczyć kobiety, jak chronić to piękno. Nowotwór nie musi wcale oznaczać wyroku.

Olejniczak dodaje, że starał się robić wszystko, aby uniknąć sztampowych zdjęć sesyjnych.
- Chcieliśmy zachować walor prawdziwości i nam się to udało. Każde ujęcie było dokładnie przemyślane - mówi fotograf. - Połowa nakładu albumu sprzedała się już w pierwszych tygodniach. Mam nadzieję, że dzięki tym zdjęciom każda kobieta zauważy własne piękno i pójdzie się przebadać. Wiele wskazuje na to, żepowstanie kolejna edycja albumu.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Materiał oryginalny: To nie jest pornografia - Głos Wielkopolski

Wróć na kurierlubelski.pl Kurier Lubelski