Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Tokio, czas apokalipsy. Igrzyska najdziwniejsze w historii - bez kibiców, w bańce, za kratami

Robert Zieliński
Tokio, czas apokalipsy. Igrzyska najdziwniejsze w historii - bez kibiców, w bańce, za kratami
Tokio, czas apokalipsy. Igrzyska najdziwniejsze w historii - bez kibiców, w bańce, za kratami Andrzej Banaś/Karolina Misztal/Polska Press
Chleba i igrzysk - hasło rzymskiego satyryka Juwenalisa powraca w 2021 roku w wersji nieco karykaturalnej. Walki współczesnych gladiatorów tym razem bez widzów wokół areny, tylko przed telewizorami. Nie będą to najpiękniejsze igrzyska w historii. Prawdziwi kibice będą jednak zarywać noce dla siatkarzy, Fajdka, Świątek, czy nawet wioślarzy. Polska ma około 40 szans medalowych, z tego 20 realnych. Powinno skończyć się na 10-14 krążkach.

Nasza mistrzyni windsurfingu Zofia Klepacka zamieściła kilka dni temu na Instagramie filmik ze stołówki w wiosce olimpijskiej w Tokio, gdzie sportowcy odgrodzeni są od siebie przy stołach ściankami i przesłonami, z komentarzem: Prawie jak w kryminale.

Brakuje tylko słuchawek, by odwiedzający mógł porozmawiać z więźniem. Od razu przypominają się sceny z kultowych polskich filmów. Franz Maurer, mówiący w „Psach” do Andżeli przez słuchawkę: nie chce mi się z Tobą gadać, albo Kiler z Uszatym, połykającym solniczkę z wodnistej zupy, gdy Marek Kondrat jako naczelnik więzienia spożywa rarytasy, zamówione z luksusowej restauracji. No i niezapomniany „Miś” Stanisława Barei, ze sceną w barze, którą znają niemal wszyscy Polacy, gdy blaszane miski były przykręcane do stołu śrubokrętem, a sztućce przesuwane na łańcuchu, aby ich nikt nie ukradł.

Igrzyska bez kibiców i w cieniu pandemii

Ten filmik Klepackiej, to podwójny symbol - naszych czasów i atmosfery wokół igrzysk w Tokio 202(0)1, naznaczonych piętnem covidowej pandemii, o rok przesuniętych. Symbol postępu i siły mediów społecznościowych. Podczas poprzednich igrzysk w Tokio, w 1964 roku, kibice emocjonowali się walką sportowców o medale głównie z uchem przyklejonym do radioodbiorników, wsłuchani w magiczny głos legendarnego Bohdana Tomaszewskiego i jego kultowy tekst „Pani Szewińska nie jest już tak świeża w kroku, jak dawniej”. Tymczasem dziś radia to już tylko w samochodach, nawet sami sportowcy na żywo - szybciej od dziennikarzy - wrzucają kibicom w sieci obrazki ze stadionów, basenów, stołówki, a nawet z sypialni.

Filmik Klepackiej ze stołówki to też obraz igrzysk w Tokio w pigułce. Najdziwniejszych w historii - w bańce, bez kibiców na trybunach, za zamkniętymi drzwiami, za kratami i parawanami. Z milionami testów na koronawirusa dla sportowców, trenerów, działaczy, dziennikarzy, organizatorów - przed wylotem, po wylądowaniu, przed każdymi zawodami. Uczestnicy igrzysk, przylatujący do Tokio, aby wydostać się z lotniska, musieli przejść nawet sześć godzin gehenny, ze względu na procedury, ograniczenia, badania.

Wymarłe miasto jak w filmie u Coppoli

Terminale dla uczestników igrzysk zostały totalnie odgrodzone od normalnie podróżujących Japończyków i sprawiały w wielu miejscach wrażenie opustoszałych w wymarłym mieście. Tokio 2021, „Czas apokalipsy”, jak w filmie Francisa Forda Coppoli, czy w znakomitej książce „Droga” Cormaca McCarthy’ego. Podobnie odgrodzeni sportowcy mają być na stadionach, w hotelach, w środkach komunikacji. Igrzyska przez szybę i tylko przed ekranami telewizorów, komputerów i telefonów.

To nie będą najpiękniejsze igrzyska w historii, ale jednak ważne, że będą. Przełożenie po raz drugi imprezy w Tokio, albo jej zupełne odwołanie, byłoby kolejnym takim niezwykle dołującym symbolem, że jako ludzkość w XXI wieku przegraliśmy ze zwykłym wirusem, a przecież łatwo sobie wyobrazić znacznie większe kataklizmy.

Mimo protestów mieszkańców Japonii, którzy boją się przybycia do Tokio ludzi ze wszystkich zakątków świata i olimpijskiego wzrostu zakażeń koronawirusem (choć w Japonii zachorowań i przypadków śmierci z powodu COVID-19 jest stosunkowo mało w porównaniu ze średnią na świecie), te igrzyska musiały się odbyć, choćby z rocznym opóźnieniem. Według podpisanej umowy, japońscy organizatorzy nie mogą podjąć decyzji o odwołaniu zawodów. Może to zrobić tylko Międzynarodowy Komitet Olimpijski.

Macie przecież chleb i igrzyska

A MKOl ma podpisane umowy ze sponsorami na tak gigantyczne sumy, iż tylko jakiś wielki światowy kataklizm mógłby sprawić, że igrzysk nie będzie. I tak już MKOl i Japończycy stracili mnóstwo dolarów i jenów na tym, że nie mogą sprzedać widzom biletów na zawody. Z kolei spora grupa Japończyków ma żal do swoich władz, że trybuny zostały dla nich w ostatniej chwili zamknięte, choć już wykupili drogie bilety (dla kibiców z zagranicy od razu igrzyska zamknięto).

Patrząc na to wszystko ciągle w różnych kontekstach, powraca jako aktualny tekst ze starej piosenki Kazika Staszewskiego i Kultu: „Wolność, po co wam wolność, macie przecież tyle pieniędzy i będziecie ich mieć coraz więcej. Wolność, po co wam wolność? Z każdej wystawy dobrobyt tryska. Wolność, po co wam wolność? Macie przecież chleb i igrzyska. Maszerujmy ramię w ramię, ku słońcu świata nowego. Zbudujemy nowy most imienia przewodniczącego”. Np. przewodniczącego MKOl Thomasa Bacha i jego ludzi.

Słynne hasło rzymskiego poety-satyryka Juwenalisa „Chleba i igrzysk” - który krytykował skłonności ludzi do zadawalania się w życiu dobrami materialnymi i rozrywką, co we współczesnych czasach możemy zawrzeć w trzech słowach: konsumpcjonizm, gadżety, internet - przy okazji igrzysk w Tokio powraca w nieco karykaturalnej wersji. Te starożytne igrzyska były przede wszystkim urządzane dla pospólstwa, zgromadzonego wokół aren i amfiteatrów, żądnego emocji i krwi, kreującego na żywo bohaterów.

Bez gestu Kozakiewicza

Walki współczesnych gladiatorów będą w covidowej bańce, a nie w klatce czy na arenie. Nikt na szczęście nie rzuci w sportowca monetą czy pomidorem, ale też zawodnicy nie poczują tego dreszczyku emocji, jaki zapewnia na arenach doping kibiców, wywołujący ciarki na plecach, szum uznania na trybunach. W tym roku już nie miałby kto wygwizdać i sprowokować Władysława Kozakiewicza do pokazania słynnego gestu, jak radziecka publiczność w Moskwie w 1980 roku. Te igrzyska zostaną odarte z takiego jądra sportu.

Igrzyska bez kibiców, to jak truskawki z bitą śmietaną bez… bitej śmietany. To jednak ciągle są smaczne truskawki. I prawdziwi kibice w wielu zakątkach świata, także nad Wisłą i Odrą, będą zarywać noce, brać urlopy, aby obejrzeć mecze, starty, zawody swoich idoli i rodaków. A przed właściwymi olimpijskimi emocjami, mieliśmy swoiste preludium. Nasi pływacy popłynęli, jak woda pod górę.

Zatopieni w płytkim basenie

Nawet w sezonie ogórkowym polscy kibice nie mogli się nudzić. Między piłkarskim Euro, a igrzyskami w Tokio rozrywkę kabaretową, a raczej tragifarsę, zafundował nam Polski Związek Pływacki. Mnóstwo było przypadków, że sportowcy harowali przez cztery lata, by na igrzyskach stoczyć kilka minut walki i pakować walizki po porażce. Ale tego, że szóstka naszych pływaków wróciła z olimpijskiej wioski, nim jeszcze zaczęły się zawody - no, tego to jeszcze chyba nigdzie nie grali. Nawet kabaret Ani mru mru. Ale pewnie wkrótce już taki skecz dołączy do swojego repertuaru.

Z punktu widzenia sportowego brak tej szóstki pływaków w Tokio jest bez znaczenia, oni raczej hołdowali starej olimpijskiej maksymie barona Pierre’a de Coubertina, że liczy się udział - a nie wynik. Patrząc realnie, szans nie mieli nie tylko na medal, ale chyba nawet na miejsce w finale. Gdyby więc PZP wszystko zrobił jak trzeba, to i tak trójka z tych pływaków według przepisów nie mogła w Tokio wystartować. Trójka jednak mogła. I pisząc już zupełnie serio - najbardziej bolesny jest właśnie prywatny dramat tych ludzi. Poświęcili swoje zdrowie, setki godzin, życie prywatne, by jak najlepiej przygotować się do igrzysk. Błąd działaczy brutalnie ich tego startu pozbawił. Zostali z tymi treningami i formą, jak Jan Himlisbach w słynnej anegdocie zostałby z angielskim, gdyby się go uczył, a filmowcy z Hollywood zrezygnowaliby nagle z zatrudnienia go.

Na świecie, poza międzynarodową federacją pływacką i kilkoma osobami w MKOl, nikt nawet tego nie zauważył. Ludzie mają wiele poważniejszych kłopotów na głowie niż wycofanie z Tokio pływaków z Polski. Ale w oczach polskiej opinii publicznej PZP się skompromitował i pozostał niesmak. Prezes PZP Paweł Słomiński był znakomitym trenerem i organizatorem, przy okazji doprowadzając do wielkich sukcesów Otylię Jędrzejczak i Pawła Korzeniowskiego. W tym wypadku jednak, mówiąc kolokwialnie, „dał ciała” i będzie musiał za to odpokutować. Może więc zamiast aż 15 osób w zarządzie PZP, warto zatrudnić 5, ale profesjonalistów, którzy potrafią czytać regulaminy. I wybrać do przygotowań odpowiednio głęboki basen, bo jak sygnalizowała na naszych łamach Alicja Tchórz, przed Tokio basen był za płytki. I woda generalnie za słona, jak zupa.

Nie spadną z konia i nie wypadną z kajaka?

Miejmy nadzieję, że to były dla polskiej kadry olimpijskiej tylko złe dobrego początki przed występami w Tokio i afera z pływakami nie rozpocznie całego cyklu humorystycznych i pechowych zdarzeń, z powodu których kibice będą robić memy o polskich olimpijczykach. Jak na kilku poprzednich igrzyskach, gdy jeden jeździec spadł z konia, inny zawodnik wypadł z kajaka, a bokser unikał walki w końcowej rundzie, bo myślał, że prowadzi, a przegrywał jednym punktem.

Na ostatnich trzech igrzyskach olimpijskich - Pekin 2008, Londyn 2012, Rio de Janeiro 2016 - polscy sportowcy zdobywali za każdym razem taką samą liczbę medali, po 11. Teraz powinno być podobnie, bo polski sport nie jest ani w dołku, ani w rozkwicie, tak sobie dryfuje po oceanie, w zależności od dyscypliny. Mamy około 40 szans medalowych, z tego 18-22 naprawdę realnych. Zawsze kilku faworytom coś nie wyjdzie, ktoś sprawi niespodziankę. Powinno skończyć się na 10-14 krążkach. Stawiam na szczęśliwą trzynastkę.

Fajdek już bez pięknej tragedii?

Najwięcej medali może nam przynieść Królowa sportu - lekkoatletyka. Możemy nawiązać do pięknych tradycji Wunderteamu i późniejszych gwiazd. Wszak naszymi multimedalistami olimpijskimi są właśnie lekkoatleci: Irena Szwewińska i Robert Korzeniowski. Do dziś wspominamy wspaniałe występy Zdzisława Krzyszkowiaka, Janusza Sidły, Jacka Wszoły, Władysława Kozakiewicza, Bronisława Malinowskiego, Anity Włodarczyk, Tomasza Majewskiego i innych.

W całej polskiej ekipie olimpijskiej największe szanse na zdobycie złotego medalu ma w mojej ocenie Paweł Fajdek w rzucie młotem. Teoretycznie jest pewniakiem. Jak rzuci na miarę swoich możliwości, a nawet trochę poniżej - to wygra. Jedno małe ale - to jego olimpijskie fatum. Wszystkie spalone rzuty na igrzyskach w Londynie i Rio. Będzie pod straszną presją, zwłaszcza, że w ostatnim starcie przed Tokio… też spalił wszystkie próby. Ale da radę. A jak nie da? To będzie jak w piosence Kabaretu Moralnego Niepokoju: „No jaka piękna tragedia”. Przecież to tylko sport. Rozrywka. Nie żadne poważne sprawy jak gospodarka czy pandemia.

Jest też cała grupa lekkoatletów, którzy mają spore szanse na medal, ale równie dobrze mogą skończyć tuż za podium. Będzie decydowała forma, psychika, dyspozycja dnia, łut szczęścia, postawa rywali. Stawiam, że - poza Fajdkiem - medal powinni zdobyć: Wojciech Nowicki, Anita Włodarczyk, sztafeta kobiet 4x400 m, Marcin Krukowski. Trudniej może być, ale trzymamy kciuki, by dali radę: Piotrowi Liskowi, Marii Andrejczyk, Michałowi Haratykowi, Marcinowi Lewandowskiemu, Patrykowi Dobkowi, Kamili Lićwinko, Joannie Fiodorow, czy Malwinie Kopron. Ale z 2-3 medale lekkoatleci z tej ostatniej grupy zdobędą.

Złote polskie wiosła?

Poza stadionem lekkoatletycznym najwięcej krążków możemy zdobyć na wodzie. Nie w wodzie, bo pływacy, nawet Radosław Kawęcki, obniżyli loty, a raczej rejsy. Łódź podwodna. Bohaterami polskiej ekipy w Tokio mogą być wioślarze. W czwórkach podwójnych kobiet i mężczyzn, czwórce bez sternika panów i w dwójce (Ziętarski/Biskup) mamy nawet realne szanse na walkę o złote medale. Silne są też kajakarki Marta Walczykiewicz i Karolina Naja. W windsurfingu, przy pomyślnych wiatrach, powalczą Zofia Klepacka i Piotr Myszka.

Heynen jak Wagner, Leon jak Olisadebe?

Największą jednak uwagę polskich kibiców przykują jednak siatkarze i tenisiści. Od 1976 roku, od złotego medalu legendarnej ekipy Huberta „Kata” Wagnera, nasi siatkarze nie stanęli na olimpijskim podium. Choć w ostatniej dekadzie byli dwa razy mistrzami świata, to w XXI wieku nie mogą na igrzyskach przeskoczyć zaczarowanego feralnego muru, jakim jest dla nich ćwierćfinał. Teraz powinno się to udać. Mamy siatkarskiego Emmanuela Olisadebe (choć ten z ekipą Engela mundialu w 2002 roku w Korei nie podbił) - Wilfredo Leona, uważanego za najlepszego siatkarza świata, znakomitego Bartosza Kurka i całą mocną drużynę, która zasłużyła na emerytury olimpijskie. Do tego szalonego, genialnego trenera Vitala Heynena. Jak nie teraz, to kiedy? Ograć nas może tylko Brazylia.

Świątek i Hurkacz przyciągną kibiców

Największą gwiazdą polskiej ekipy w Tokio jest Iga Świątek. Talent najczystszej wody, diament. Wojciech Fibak już dziś uważa, że triumfatorka Roland Garros jest najlepszą tenisistką świata. Choć w pierwszej połowie roku w Melbourne i Paryżu trochę zawodziła, to jeśli zagra na miarę swoich możliwości, może być złoto. Ma dwie szanse, w singlu i w mikście z doświadczonym Łukaszem Kubotem, który w deblu zagra też z Hubertem Hurkaczem. A ten przecież wsławił się niedawno pokonaniem samego Rogera Federera i awansem do półfinału Wimbledonu. W Tokio trawy nie będzie, ale Hurkacz o medal powalczy.

Duże szanse na medale mają też koszykarze 3x3, kolarz torowy Mateusz Rudyk, szpadzistki w turnieju drużynowym, siatkarze plażowi, Maja Włoszczowska, grupa kolarzy szosowych. Będą też niespodzianki, emocji nie zabraknie. A że w bańce i bez widzów? Trudno. Ważne, że te igrzyska są. No i następne zimowe już za pół roku w Pekinie, a letnie za ledwie trzy lata w Paryżu w 2024 roku. Kiedy pierwsze igrzyska olimpijskie w Warszawie?

JUŻ IDZIESZ? MOŻE CIĘ ZAINTERESUJE:

Reprezentacja Polski w siatkówce to jedna z naszych największych nadziei medalowych w Tokio. W ekipie Vitala Heynena są zawodnicy, którzy byli już na igrzyskach olimpijskich (to nie nie jeden raz), a także osiągnęli sukces na arenie międzynarodowej (są wśród nich też młodsi reprezentanci). Poznaj bliżej Biało-Czerwonych, czytając ich sylwetki.Uruchom i przeglądaj galerię klikając ikonę "NASTĘPNE >", strzałką w prawo na klawiaturze lub gestem na ekranie smartfonu

Sylwetki polskich siatkarzy. To oni będą walczyć o medal w Tokio

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Powrót reprezentacji z Walii. Okęcie i kibice

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera

Materiał oryginalny: Tokio, czas apokalipsy. Igrzyska najdziwniejsze w historii - bez kibiców, w bańce, za kratami - Portal i.pl

Wróć na kurierlubelski.pl Kurier Lubelski