Rywalki rzuciły w piątek 88 punktów, tyle samo, co pięć dni wcześniej we własnej hali w meczu ligowym (Pszczółka przegrała wówczas 65:88, ale grała bez Alexis Peterson i Agnieszki Szott-Hejmej).
- To był bardzo trudny mecz, ale takiego się spodziewaliśmy – przyznał Dariusz Maciejewski, trener gości. - Wiedzieliśmy, że Peterson i Szott-Hejmej już zagrają i będzie to inne spotkanie. Przed odprawą powiedziałem dziewczynom, żeby zapomniały o niedzielnym meczu, w którym Lublin grał bez dwóch kluczowych zawodniczek. Wiedziałem, że teraz czeka nas zupełnie inny mecz. U nas natomiast rozchorowała się Agnieszka Kaczmarczyk, co utrudniało nam rotację. Do tego wysokie zawodniczki łapały przewinienia i mecz długo nam się nie układał – dodał szkoleniowiec.
Po pierwszej połowie gorzowianki prowadziły 41:39, ale w trzeciej kwarcie lubelska obrona pozwoliła rywalkom zdobyć tylko 11 punktów. - W trzeciej kwarcie zagraliśmy dobrą defensywę. Raz, że Gorzów nie trafiał, a dwa, my dobrze walczyliśmy na desce. Natomiast w czwartej kwarcie Gorzów zaczął trafiać za trzy punkty, zebrały kilka piłek i to zdecydowało o naszej porażce – zauważa Krzysztof Szewczyk.
Motorem napędowym gospodyń była liderka zespołu, Alexis Peterson, która ani na chwilę nie schodziła z boiska.
- Peterson jest dla nas absolutnie kluczową zawodniczką. Jeżeli ktoś myśli, że my poradzimy sobie bez Alexis, to jest w błędzie – twierdzi trener.
Amerykanka zakończyła spotkanie kilkadziesiąt sekund przed końcową syreną, po dwóch przewinieniach technicznych. W trakcie meczu kilka decyzji trójki sędziowskiej wywołało w lubelskiej ekipie duże pretensje. - Tematu decyzji sędziowskich nie chcę rozwijać – ucina Szewczyk.
Czwartą kwartę gorzowianki wygrały aż 36:22. - O trzeciej kwarcie musimy zapomnieć, bo graliśmy słabo w obronie i ataku. Czwartą natomiast zagraliśmy koncertowo. Bardzo ważna była gra Laury Juskaite, która nie penetrowała strefy podkoszowej z opuszczoną głową i zamkniętymi oczami, tylko zrobiła to, co umie najlepiej. Trafiła rzuty za trzy punkty z otwartych pozycji i wróciliśmy do gry. Później na boisku zostały zawodniczki, które wiedzą, co zrobić w ostatnich fragmentach meczu i pociągnęły do samego końca – podkreśla Dariusz Maciejewski.
Piątkowa porażka oznacza, że lubelskie koszykarki zakończyły już walkę w turnieju finałowym Pucharu Polski. - Jestem rozczarowany, bo było naprawdę blisko. Co innego, jak byśmy przegrali różnicą 20 punktów i od początku meczu byli słabszym zespołem. To może wtedy tego rozczarowania by nie było. Ale po takim meczu, w którym zwycięstwo było na wyciągnięcie ręki, ta porażka boli. Szansa na wygraną była jeszcze na minutę przed końcem, gdy przegrywaliśmy dwoma punktami. Mieliśmy wtedy jednak lay-up’a, którego nie trafiliśmy.
O porażce zdecydowało praktycznie to samo, co w niedzielę. Zbiórka w ataku gorzowskiej drużyny. Zdobyli z tego dodatkowe 15 punktów. Doszły jeszcze nasze niecelne rzuty spod samego kosza i to zaważyło na przegranej. Drużynie z Gorzowa życzę powodzenia w następnych meczach i skoro nas pokonali, to zwycięstwa w Pucharze Polski – mówi Krzysztof Szewczyk.
W sobotę, w meczu półfinałowym, PolskaStrefaInwestycji Enea zmierzy się z Arką Gdynia (godz. 17). W drugim półfinale (godz. 19.30) Artego Bydgoszcz zagra z CCC Polkowice, które w ćwierćfinale łatwo ograły pierwszoligowy MKS Pruszków 95:59.
Galaktyczny Lewy - również na kadrze?
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?