Finał co prawda przegrany, ale z przekroju całego sezonu chyba zdecydowanie więcej jest powodów do radości niż jakiegokolwiek smutku?
Zdecydowanie tak. Nie ma co się smucić. Powiedziałem dziewczynom po finale, że nie mogą być zawiedzione, bo zrobiliśmy wszystko, co mogliśmy zrobić. Więcej po prostu już nie mogliśmy.
Spotkania finałowe z BC Polkowice były naprawdę dobre. Szczególnie to ostatnie w lubelskiej hali Globus. Słowa uznania dla drużyny.
Myślę, że te dwa finałowe starcia (pierwsze i trzecie) pokazały, że byliśmy dla Polkowic godnym rywalem. Zdecydowały tak naprawdę detale, ale w tych detalach lepsze były nasze przeciwniczki, które jak najbardziej zasłużenie wygrały. W drugim meczu rywalki dominowały, ale tak jak mówię, koniec końców jesteśmy zadowolenie. Na tyle nas było stać.
Środa (13 kwietnia) była najpiękniejszym dniem w pana klubowej karierze trenerskiej? Piękny mecz w hali Globus przy bardzo dużej frekwencji, a na koniec odebranie srebrnych medali, które są nagrodą za świetne rozgrywki.
Oczywiście, że tak. Jestem w Lublinie od lat. Jako pierwszy trener w historii klubu doprowadziłem teraz drużynę do medalu mistrzostw Polski. Niezmiernie się cieszę z tego cieszę. Kibice dopisali i stworzyli świetną atmosferę. Myślę, że ten mecz pokazał, że Lublin zasługuje na dobrą żeńską koszykówkę i jest na nią zapotrzebowanie
Myśląc o minionych rozgrywkach, co przychodzi do głowy? Były zarówno bardzo dobre, ale też trudne momenty, choćby związane z koronawirusem.
Uważam, że kluczowym momentem była dla nas wygrana ze Spartakiem w Moskwie, w eliminacjach do rozgrywek EuroCup. Wtedy zespół uwierzył, że może naprawdę dobrze grać. Co do problemów z koronawirusem, z tymi zmagał się myślę każdy zespół. Trudna była porażka ligowa w Gdyni, gdzie Arka pokonała nas różnicą 50 punktów. Nie ukrywam, że byliśmy bardzo zawiedzeni i rozczarowani, ale świetnie się po niej podnieśliśmy.
Trener zawsze podkreślał, że Pszczółka jest takim „czarnym koniem” rozgrywek. Ten wasz sukces sprawia, że w kolejnym sezonie zespół z Lublina nie będzie już „czarnym koniem”, a pretendentem do medalu?
To zależy od wielu rzeczy. Jeszcze nie wiemy, jaki będziemy mieli budżet. To on wszystko determinuje. W tym roku mieliśmy piąty budżet w lidze i byliśmy „czarnym koniem”. W przyszłym jeśli ten będzie większy, to nasza pozycja na starcie będzie inna. Jednak jeszcze nie wiemy, jaki on będzie. Z czasem się wyjaśni, czy naszym celem będzie walka o złoto, srebro, czy miejsce w fazie play-off.
Co było siłą drużyna, to mam wrażenie stałość składu. Z poprzednich rozgrywek udało się zatrzymać Martinę Fassinę oraz polskie zawodniczki. W poprzednich latach bywało z tym różnie. Czy teraz także możemy być spokojni, że krajowe zawodniczki zostaną w składzie?
Teraz jeszcze za wcześnie na takie deklaracje. Rozmawiamy.
Na koniec pytanie natury technicznej. W hali Globus znaleźliście się z konieczności tuż przed fazą play-off. Wcześniej występowaliście w bardziej kameralnym obiekcie MOSiR-u przy Alejach Zygmuntowskich 4.Ten finałowy mecz z Polkowicami pokazał, że na Globusie też może być świetna atmosfera. Jak się spodobało? Trener chciałby się przenieść tu na dłużej?
Czuliśmy się tutaj naprawdę bardzo dobrze. Zwłaszcza podczas wspomnianego finału z ekipą Polkowic, gdzie przyszło tak wielu kibiców. Myślę, że w tym sezonie jeszcze tylu publiczności na naszych meczach nie było. Myślę, że to starcie z BC pokazało, że Lublin zasługuje na dobrą żeńską koszykówkę i jest na nią zapotrzebowanie. Jak będzie hala wypełniona, to chciałoby się zmienić na większą, ale oczywiście na Zygmuntowskich też się czujemy znakomicie.
Trener Wojciech Łobodziński mówi o sytuacji kadrowej Arki Gdynia
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?