Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Tsunami

Alicja Chwałczyk
Małgorzata Genca/archiwum
Pana od muzyki chłopcy oskarżyli o zły dotyk. Sprawa trafiła na wokandę w 2002 roku. Wyrok zapadł po siedmiu latach. Czy prokuratorzy zdają sobie sprawę, że zadali rodzinie S. śmierć cywilną? - pisze Alicja Chwałczyk

Rudolf S. miał 50 lat, pracował jako organista w lubelskiej archikatedrze, kiedy na jego poukładaną rodzinę runęło tsunami. Prokurator oskarżył go i jego żonę Annę o seksualne molestowanie czterech chłopców w jednym ze żłobków. Stało się to w roku 2002, wyrok zapadł po 7 latach, po odbyciu przez sąd ponad 50 rozpraw. Materia zarzutów wymagała szczególnej staranności, a rodzice Grzesia F., którzy jako pierwsi wnieśli oskarżenie, przedłużali proces pisząc zażalenia, skargi, wnioski o wyłączenie (już na początku procesu) a to przewodniczącego składu orzekającego sędziego Marcina Mietlickiego, a to ławnika, kwestionowali ustalenia ekspertów. Sąd przesłuchał stu kilkudziesięciu świadków, posiłkował się opiniami biegłych psychologów i psychiatry seksuologa. Oboje S. prawomocnie uniewinnił. Nie dlatego, że nie dające się usunąć wątpliwości rozstrzygnął na ich korzyść, ale dlatego, że nie znalazł dowodów winy.

Anna S. była wychowawczynią w żłobku. Jej mąż poproszony o akompaniowanie dzieciom podczas rytmiki, wyraził zgodę. Któregoś dnia mały Grześ wrócił ze żłobka i zakomunikował: mąż pani opiekunki dotykał mojej pupci, bawił się ptaszkiem. Podczas przesłuchania na policji dodał: nie lubię męża cioci Ani, bo kręcił dzieciom siurkami, wkładał im łopatką do pupy czarną porcelankę, ciocia zabraniała mówić o tym rodzicom. Przed psychologiem: pan bił dzieci metalowym kijem, przychodził kiedy spały. Sławek R.: pan z panią rozszerzali mi pupę, wlewali wodę utlenioną, w łazience nie było wtedy innych dzieci. Jacek J.: pan od muzyki kładł mnie na pianinie i drapał po pupie. Maciej T.: mnie brał na kolana, żebym mógł grać. Na pytania mamy odpowiadał: głaskał mnie po sikulku, wkładał sikulka do pupy i do buzi, wszystkim dzieciom pokazywał sikulka, uderzał mnie w brzuch, kopał i bił kijem białym, zielonym, czerwonym jak trawka.

Personel żłobka stanowczo zaprzeczał

Halina Kaczmarczyk przez 20 lat kierująca żłobkiem: - Nigdy od żadnego z rodziców ani pracowników nie usłyszałam o molestowaniu dzieci.

Takie zapewnienia mogły być uznane za obronę własnej skóry. Jednak rodzice innych żłobkowiczów oraz biegli sądowi potwierdzili: zarzuty są niedorzeczne, absurdalne.

Lidia Tokarczyk z Medycznego Studium Zawodowego prowadziła zajęcia także w żłobku: - Jak nakazują przepisy, zawsze przy dzieciach było kilka osób. W łazience nie ma drzwi, co jest standardem, nie ma możliwości izolacji, odosobnienia dzieci. Czyny opisane w akcie oskarżenia nie mogły się zdarzyć.

Anna Józkowicz, psycholog żłobkowy: - Dzieci nigdy nie wychodziły z sali w towarzystwie pana S. Nie jest możliwe, aby dorośli niezauważeni przebywali z dziećmi w łazience.

Wiesława Butkiewicz z 30-letnim stażem w żłobkach, salowa: - Do łazienki dzieci zawsze szły z opiekunką.

Z protokołu oględzin: drzwi w żłobku są przeszklone. Nikt i nic nie mógł za nimi ukryć. Łóżeczka do leżakowania ustawiono blisko siebie i nie jest możliwe, aby ktokolwiek bez zwrócenia uwagi zabierał dziecko z sali albo je bił.

Małgorzata Zając: - Przewodniczyłam radzie rodziców, miałam częsty kontakt ze żłobkiem. Nie widziałam niczego złego. Córka po śmierci męża właśnie tam nabrała pogody ducha.

Elżbieta Skrzypek: - Mój syn to mądre, komunikatywne dziecko. Jestem na jego punkcie wręcz przewrażliwiona. Gdyby działo się coś złego, natychmiast bym o tym wiedziała.
Inne matki i ojcowie mówili podobnie: nie mieliśmy najmniejszych podejrzeń, jesteśmy zadowoleni z atmosfery panującej w placówce, dzieci nigdy się nie skarżyły na żadne złe dotyki. Gdyby tak było, rodzic od razu by to zauważył. Podczas rytmiki nauczyły się tańca, piosenek.

Chłopcy oskarżający muzyka, jak to często bywa z maluchami w wieku żłobkowym, przysparzali kłopotów.

Maciek T. nigdy nie chciał chodzić do żłobka

Stronił od dzieci, robił siusiu w majtki. Uspokajano go lekami. Chorował, w ciągu dwóch lat odwiedził lekarza prawie pięćdziesiąt razy. Sławek R. był znerwicowany, nadpobudliwy. Z powodu głębokiego deficytu rozwojowego pozostawał pod opieką psychologiczną, nie miał nawyków higienicznych. Halina Kaczmarczyk: - Był najbardziej uciążliwy, najczęściej myty, nieraz trzy razy dziennie. Już z domu przychodził brudny. Tata Sławka, prawnik, dowiedział się o całej sprawie od kierowniczki. Miała nadzieję, że zaświadczy przed sądem o należytej opiece nad dziećmi. Stało się inaczej. Sławek miał już wtedy sześć lat, dawno opuścił żłobek. Zaniepokojony tata zaczął go wypytywać, a sześciolatek odpowiadał: - Jakiś pan z panią rozszerzali mi pupę, zdjęli majtki, wlali do pupy wodę utlenioną, do wanny leciała czekolada, kawa albo herbata.

Grześ F. źle mówił, obgryzał paznokcie u nóg. Poinformowany o tym jego ojciec, krzycząc i gestykulując, stanowczo zaprotestował przeciwko konsultacji syna ze specjalistą. Psycholog Anna Józkowicz po raz pierwszy w 17-letniej praktyce spotkała się z taką reakcją. Chłopiec przychodził do żłobka ubierany w majtki z koronkami i haleczki dziewczęce o dwa numery za duże. Jego rodzice najpierw przystąpili do sprawy jako oskarżyciele posiłkowi, następnie odmówili składania zeznań.

Biegła psycholog Katarzyna Merkel-Plewko o ojcu Grzesia: - Intelektualnie sprawny, ale z zaburzoną osobowością. Podejrzliwy, nadmiernie ufający własnym opiniom, chce być ważny, narzuca innym swoją wolę. Bezkrytycznie wierzy synowi, który opowiadając o żłobku mówi część prawdy albo fantazjuje, a ojciec wyciąga z tego wnioski odbiegające od rzeczywistości. Śpi z synem. Biegła Jolanta Cholewa: - To może mieć znaczenie w sprawie. Psycholog sądowy Marta Wiercińska o mamie Grzesia: - Ulega wpływom męża. Odmowa składania zeznań może wynikać z lęku przed nim.

Ojciec Grzesia w postępowaniu przygotowawczym: - Śledzili mnie nieznani mężczyźni, grozili mówiąc do siebie tak, żebym nie słyszał. Jeden miał wygląd zboczeńca, ślinił się i lizał, inny robił dziwne miny. Szedł z dziewczynką, która trzymała w rączce aparat fotograficzny. Zrozumiałem, że synowi będą robione zdjęcia. Kilku mężczyzn otworzyło koło żłobka studzienkę telekomunikacyjną, a nie wyglądali na pracowników tej firmy i nie byli w roboczych ubraniach. To był gang przestępczy, który się uaktywnił po ujawnieniu procederu seksualnego wykorzystywania dzieci. Na ścianach mojego bloku i przychodni zdrowia pojawił się napis "sorry". Uważam, że była to chęć przeprosin.

Matka Grzesia: - Mąż z synem odwiedzili pizzerię i trzy razy musieli zmieniać miejsce, gdyż zlatywały się pszczoły. Ja znalazłam w pracy słoik z miodem. To było ostrzeżenie. Na korytarzu ktoś umieścił napis "mamba". Obok dorysował celownik. To też było ostrzeżenie, ponieważ syn lubi gumę mamba. Podejrzewam męża o organizowanie zastraszania nas, o dodawanie synowi coś do jedzenia, po czym mały robi się agresywny. Boi się taty, mówi o tym pod jego nieobecność. Mąż chce, żeby mnie uznawano za psychicznie chorą, postrzegano jako osobę niespełna rozumu, chce rozwodu z mojej winy, choć to ja zarabiam na dom. Prosił mnie, żebym firmowała pisma do sądu. Inaczej źle by się czuł jako wykształcony, a niepracujący prawnik.

W Klinice Psychiatrii PSK poddano oskarżonego szczegółowym badaniom

Z orzeczenia: jest prawidłowo ukształtowany psychoseksualnie. Nic nie wskazuje, aby był pedofilem czy homoseksualistą, nie ma dewiacji seksualnej. Irracjonalne są stwierdzenia, że dziecko w wieku żłobkowym było bite kijem bez widocznych obrażeń. Gdyby tak się stało, należałoby to uznać za sadyzm, a nie pedofilię.
Biegła psychiatra seksuolog Maria Hascewicz-Rzecka: - Kilkulatki charakteryzuje myślenie magiczne. Obfituje ono w bogate fantazjowanie, głęboką wiarę w realność wyobraźni. Przechodzą wtedy okres tzw. erotyzmu przedszkolnego, mogą przelotnie przejawiać dewiacje seksualne. Nawet te rosnące w atmosferze miłości i bezpieczeństwa szokują otoczenie swoimi zainteresowaniami. Są ciekawe narządów płciowych, podglądają się wzajemnie, obnażają. Karanie dzieci, brutalnie przeprowadzany trening czystości, może mieć niekorzystne skutki dla ich rozwoju.

Oskarżenie oparto jedynie na słowach dzieci, domysłach i przypuszczeniach. Rodzice innych maluchów nigdy sami nie zauważyli niczego złego. Biegła Ewa Mielniczuk-Staniaszek: - Dziecko w tym wieku wypełnia luki fantazjami, zasłyszanymi interpretacjami. Nie widzi różnicy w tym, co przeżyło faktycznie, a co zostało mu zaindukowane, wdrukowane w jego pamięć. Rodzice pod wpływem wzburzenia nieświadomie opacznie interpretowali słowa dzieci, one się tym sugerowały i powtarzały je jako własne.

Obrońca oskarżonych mec. Bogdan Taborski: - Prokurator zakazał małżonkom kontaktów z dziećmi, nauczycielka Anna S. została praczką w tym żłobku, jej mąż przez prawie trzy lata był pod opieką psychologa.

Anna S.: - Nikt nigdy w żłobku nie wątpił w naszą niewinność. Przyjaciele nas nie opuścili. Przetrwaliśmy dzięki nim. Jednak nie wiem, czy kiedykolwiek zapomnimy o tej nikczemności. Po każdym posiedzeniu sądu wymagaliśmy dosłownie reanimacji.

Rudolf S.: - Po odebraniu awiza zgłosiłem się do prokuratury. Tam mi powtarzano: zastanawiamy się co z panem zrobić, bo jest okres urlopowy. Trwało to prawie pięć godzin. Nie pozwolono mi zatelefonować do adwokata. Jednak przez te wszystkie lata dodawał mi otuchy proboszcz katedry ks. Adam Lewandowski.

Sąd odwoławczy zarzucił prokuratorowi brak obiektywizmu, wyrywkową interpretację dowodów dla wykazania słuszności oskarżenia. Stwierdził: do wszystkich zeznań składanych przez ojca Grzesia F. należy podchodzić z wyjątkową ostrożnością.

Zapytałam zastępcę szefa Prokuratury Lublin-Północ Marka Zycha: - Czy nie można było dopiąć śledztwa na ostatni guzik, dopracować i umorzyć?

Marek Zych: - Nie. Dowody zebrane w śledztwie uprawdopodobniały winę oskarżonych. Prokurator miał swoje zdanie, nie znaczy, że było one niezgodne z prawem, a sąd odmienne.

- Czy prokuratorzy zdają sobie sprawę z tego, że zadali rodzinie S. śmierć cywilną?

- W grudniu ub. roku tylko z Prokuratury Lublin-Północ wysłano do sądu 187 aktów oskarżenia. Zaledwie około 2-3 proc. spraw kończy się uniewinnieniem. Czy mamy dzielić emocje każdego oskarżonego?

Na sali sądowej podczas procesu małżonków S. wystąpiło wymiennie ponad dwudziestu prokuratorów. Autorki aktu oskarżenia prok. Katarzyny Czekaj nie było ani razu.

Rodzice Sławka poskarżyli się na piśmie sądowi na arcybiskupa Józefa Życińskiego. Zakazał im pielgrzymowania do Częstochowy, jeżeli nie przeproszą organisty. Na pewno tego nie zrobią. Ani tego jegomościa, ani jego WIELKIEGO POPLECZNIKA prosić o wybaczenie nie będą.

Personalia dzieci zostały zmienione.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Materiał oryginalny: Tsunami - Kurier Lubelski

Wróć na kurierlubelski.pl Kurier Lubelski