Premier ogłosił decyzję będącą wbrew oczekiwaniom podsycanym hasłami o naturalnym kandydacie Platformy. Wbrew radom i podszeptom publicystów oraz politologów. Pewnie trochę także wbrew sobie, bo decyzja o pozostaniu w fotelu premiera niesie także spore ryzyko.
Pierwsze i najpoważniejsze to takie, że inny kandydat Platformy przegra te wybory, a za tę porażkę Donald Tusk musiałby zapłacić wysoką cenę. A jednak to dobra decyzja. Tusk doskonale przeanalizował sytuację, w której się znajduje. Wie, że mimo wściekłych ataków opozycji, PO, rząd i on sam utrzymują stabilną, bezpieczną przewagę nad konkurencją. Po kilku miesiącach afery hazardowej Platforma ma wciąż wysoką pozycję w sondażach i trudno dziś przewidywać, co mogłoby jej zagrozić.
Premier ma realną szansę poprowadzić Platformę do zwycięstwa w następnych wyborach. Byłby pierwszym po 1989 roku szefem rządu prowadzącym gabinet przez dwie kadencje. Byłby też pierwszym liderem partyjnym zapewniającym swojej formacji ośmioletnie rządy. Jeśli zemsta za podwójną porażkę z 2005 roku ma mieć prawdziwy smak, to nakreślona powyżej wizja wydaje się znacznie lepszym politycznym odwetem niż wygrana prezydentura i pięć lat z większą niż iluzoryczną władzą.
Tusk dobrze prześledził też losy dużych formacji rządzących Polską w ostatnich 20 latach. Wie, że jego przeprowadzka do pałacu otwierałaby pole do wojen i wojenek o wielką władzę, którą zostawia. Takie wewnątrzpartyjne bójki mogą być śmiertelnym zagrożeniem dla partii. Więc zostając tam, gdzie jest, jasno wskazuje, kto tu rządzi.
Tusk ma realną szansę poprowadzić PO do wygranej w następnych wyborach. Byłby pierwszym premierem przez dwie kadencje
Poza wszystkim Donald Tusk nie żegna się z myślą o prezydenturze ostatecznie. Dziś ma 53 lata. Nawet jeśli będzie rządził drugą kadencję, do walki o duży pałac mógłby stanąć, nie mając jeszcze sześćdziesiątki. Dla polityka to młody wiek, a ewentualne sukcesy z czasów premierostwa mogą być niezłym kapitałem pozwalającym wygrać wybory prezydenckie.
W jednym fragmencie wczorajszego wystąpienia premier chyba jednak nie mówił prawdy. Jakoś trudno uwierzyć, że decyzję podjął już rok temu. Widać było wyraźnie, że do realnej władzy w rządzie jest coraz mocniej przywiązany, ale trudno mi uwierzyć, że wahania i dylematy nie trwały do samego końca.
Teraz jednak te rozważania nie są wiele warte, bo klamka zapadła. Widać, że z decyzją Tuska największy kłopot ma opozycja. Pierwsze komentarze były tak absurdalne, by nie powiedzieć głupie, że lider PO, słuchając, co mówią politycy PiS i SLD, musiał mieć niezły ubaw.
Dziś pytanie numer jeden to kwestia przemeblowania w prezydenckim peletonie. Kogo wystawi Platforma? Czy ten kandydat ma szanse zwyciężyć z Lechem Kaczyńskim? Czy po wczorajszej zapowiedzi Tuska rosną szanse Andrzeja Olechowskiego? I czy wybory prezydenta staną się plebiscytem: Platforma kontra reszta świata? Ale na odpowiedzi na te pytania przyjdzie nam jeszcze trochę poczekać.
Kamil Durczok redaktor naczelny "Faktów" TVN
FLESZ: Elektryczne samoloty nadlatują.