Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Tysiąc hucznych wesel hejnalisty Onufrego

Gabriela Bogaczyk
Pan Onufry Koszarny dwadzieścia ostatnich lat swojego życia przepracował jako miejski hejnalista. Wcześniej grał w orkiestrach dętych i przygrywał na weselach. Opowiada o dwóch największych miłościach: do trąbki i do żony.

Onufry Koszarny urodził się w 1933 roku w Hucie Dzierążyńskiej niedaleko Tomaszowa Lubelskiego. Był jednym z czwórki dzieci Eleonory i Władysława. - To była duża wioska. Wszyscy się znali z imienia i nazwiska. Z dawnych czasów został tam obecnie tylko komin cegielni, co go Niemcy nie zdążyli wyburzyć - mówi pan Onufry.

W dniu wybuchu II wojny światowej Onufry miał sześć lat. Doskonale pamięta jęk, huk i strzelaniny albo ukrywanie się w piwnicy sąsiadów. - Gdy zginął jeden niemiecki żandarm, to okrążyli całą wieś i strzelali do wszystkich. Zamordowali 64 osoby za tego jednego Niemca - wspomina.

Trębacz Onufry Koszarny świętował 80. urodziny (ZDJĘCIA)

Wraca do lat dzieciństwa, pamięta ojca z fajką w ręku. Kiedyś wysłał małego Onufrego, by poszukał, czy nie leży gdzieś jakiś papieros.

- A na placu stało wtedy chyba z dwadzieścia wojskowych samochodów. Za-uważył mnie Niemiec, nagle woła do siebie, potem wyciąga z torby dużą pomarańczę i mi ją daje w prezencie. Rodzice i sąsiedzi nie wierzyli, że mógł mi to dać Niemiec - relacjonuje.

Podkreśla, że w tamtych czasach ludzie żyli z tego, co dała natura. Mama zajmowała się gospodarką, a w zagrodzie było trochę zwierząt, m.in.: krowy, kury, gęsi, króliki, a później nawet i konik. Pracy w rejonie Tomaszowa nie było dużo. Najbliżej znajdowała się Cukrownia Wożuczyn, do której można było zawieźć buraki i trochę zarobić. - Ojciec wszystko potrafił zrobić, np. buty. Potem, jak miałem chyba 12 lat, uszył mi mundur strażacki - dodaje pan Onufry.

Muzyka towarzyszyła mu na co dzień. Tata Władysław grał na skrzypcach i kontrabasie, a stryj na trąbce. - Muzyka była u nas w domu od zawsze, a ja ich podpatrywałem i podgrywałem sobie z nimi. Jednak musiałem iść szybko do pracy, bo ojciec zmarł w wieku 59 lat na astmę. Miałem wtedy kilkanaście lat.

Trąbka w orkiestrach dętychNajpierw trafił do fabryki kwasu siarkowego w Gliwicach. - To była ciężka praca. W wagonach towarowych przyjeżdżał od Rosjan piryt, który służył do produkcji kwasu siarkowego. Przez dziesięć miesięcy musieliśmy zrzucać na zewnątrz łopatami 24 tony tego pirytu, a był cięższy niż żelazo - wspomina.

W latach 1953 - 1956 pan Onufry odbywał służbę wojskową w Stalinogrodzie, czyli dzisiejszych Katowicach.

- W Hrubieszowie była rekrutacja do wojska. Wojskowy pytał się, co potrafimy. Odpowiedziałem, że grać. No i przydzie-lili mnie do orkiestry - wspomina pan Onufry.

Po pierwszych przygotowaniach i przysiędze, dostał nieoczekiwanie urlop za celne strzelanie. - Kto by pomyślał, że będę najlepiej strzelał z całego batalionu. Bo ja nigdy nie miałem karabinu w ręku - dodaje.
Sąsiedzi w Hucie Dzierążyńskiej dziwili się i szeptali wtedy, że młody Onufry uciekł z wojska, bo wrócił po 10 dniach, a niektórzy służyli po dwa lata.

Pan Onufry był samoukiem. Nie miał żadnych podstaw ze szkoły muzycznej, nie znał nut. Grać się nauczył ze słuchu.

- W wojsku dostałem trąbkę. Kapelmistrz powiedział: „masz tu 24 marsze i musisz nauczyć się ich w miesiąc. Jak ja sobie wtedy dałem w kość... Od tamtej pory grałem hejnały, marsze, pobudki, wszystko grałem - opowiada.

O mały włos, a Onufry zostałby w Katowicach na zawsze. Wszystkich żołnierzy wojskowi odesłali już do cywila. - A my rzekomo zostajemy w wojsku na zawodowych żołnierzy. Pułkownik nas wezwał do sztabu, a my mu odmawiamy. Jak on nas sponiewierał, staliśmy w trójkę pod ścianą na baczność przez trzy godziny. W ostatniej chwil nas puścił - opowiada.

Z Katowic do Lublina było około 400 kilometrów pociągiem. Podróż trwała aż tydzień. I nie dlatego, że nie było połączeń kolejowych. - Z radości, że się udało. Tu się zajrzało, tam wstąpiło - dodaje.

Wesele, ach weseleW rodzinnym domu pan Onufry pobył zaledwie tydzień, bo przyszło wezwanie do pracy w Fabryce Samochodów Ciężarowych w Lublinie. - Jak przyjechałem wtedy do Lublina, tak amen, do dziś jestem - opowiada.

Przez 32 lata pan Onufry pracował w orkiestrze zakładowej. Muzycy występo-wali podczas różnych uroczystości, świąt, imprez, urodzin. - Najlepsza wtedy w Lublinie była orkiestra wojskowa, potem nasza. Dobra była też orkiestra kolejowa - wylicza.

Razem z kolegami z pracy Onufry stworzył zespół, z którym jeździli grać po weselach i zabawach. Nazywali się „Piskorski”, od nazwiska jednego z muzyków. Były: trąbka, saksofon, perkusja, akordeon. - Wszystkie weekendy mieliśmy zajęte. Z wesela na wesele. Nawet w Gdańsku czy w Gdyni graliśmy, bo komuś tu w Lublinie się spodobaliśmy, jak był gościem. Dał nam zadatek, więc musieliśmy przyjechać i zagrać - wspomina.

Pan Onufry dodaje, że na weselach grali: walczyki, tanga, fokstroty, polonezy. I oczywiście ludowe pieśni. - Kiedyś było tak, że jak goście usiedli za stołem, to wtedy skrzypek z nami podchodził do nich i pytał: co dla pana/pani zagrać? I po kolei dla każdej osoby trzeba było zagrać jakąś inną melodię. A dziś tylko huk i krzyk - dodaje z cieniem żalu.

Były momenty, że zespół nie nadążał z terminami. Ludzie odkładali wesela nawet dwa miesiące, żeby „Piskorski” zagrał u nich do tańca. - Z wesela jechaliśmy prosto na zabawę w niedzielę do innych miejscowości. Pakowałem instrumenty na mojego harleya i już byliśmy np. w Palikijach, gdzie sala gości na nas czekała. Ludzie tęsknili za nami - wspomina.

Pan Onufry zagrał w swoim życiu około tysiąca wesel. Dodatkowo, wiele zabaw czy wieczorków dla samotnych. - Lubiłem raczej szybsze melodie, polki czy oberki. Tanga również, bo pięknie było popatrzeć, jak ludzie tak ładnie się przytulają na parkiecie - mówi.

Panu Onufremu szczególnie mocno w pamięci zapadło jedno wesele, w Celejowie. - Siedzą takie dwie panie. Jedna staruszka, druga młoda. Cały czas rozmawiają i oczu nie spuszczają ze mnie. Ja już wyczułem tę sprawę. Mówię do kolegów, zagracie coś, a ja sobie raz zatańczę. Tak się złożyło, że jeszcze dokładnie nie odłożyłem instrumentu, a ta młoda już jest przy mnie. I tak do dziś została - opowiada pan Onufry.

Od tamtej wymiany spojrzeń wszystko się zaczęło. Pan Onufry opowiada, że była grzeczna, kulturalna i mądrze mówiła. Miała wtedy długie blond włosy. A oczy? - Muszę zobaczyć - żartuje pan Onufry. - Chyba niebieskie - dodaje również żartem, bo przecież wie doskonale.

Poznali się w maju, ale Zofia tak go oczarowała, że parę tygodni poźniej wzięli ślub cywilny. Po zapowiedziach w kościele, stanęli na ślubnym kobiercu w lipcu 1958 roku w kościele w Klementowicach.

Pan Onufry nie przyznał się przed narzeczoną do oryginalnego imienia. Mówił, że nazywa się Zbyszek. Dopiero w czasie przysięgi ślubnej padło po raz pierwszy imię Onufry. I dla żony pan Onufry pozostał na zawsze Zbyszkiem. Nadal zwraca się do niego „Bynieczku”, nawet gdy się sprzeczają.

Po trzydziestu dwóch latach przepracowanych w Fabryce Samochodów Cię-żarowych, pan Onufry zdecydował się przejść na wcześniejszą emeryturę. Dowiedział się o tym miejski klikon, czyli pan Władysław Grzyb, który polecił go w ratuszu. W ten sposób pan Onufry został miejskim hejnalistą. - Przyrzekłem, że będę grać. Nie pamiętam, by przez dwadzieścia lat był choćby jeden dzień, w którym nie wybrzmiał hejnał - gwarantuje pan Onufry.

Raz taka kraksa była blisko. - Położyłem trąbkę na zewnątrzy przy oknie ratusza. Odszedłem dwa, trzy metry, bo spotkałem panią Danusię, która prowadziła zespół pieśni i tańca w Fabryce Samochodów. Zobaczyła mnie i mówi: „to pan tu jeszcze trąbi?”. Więc chwilę sobie porozmawialiśmy. Odwracam się, a trąbki nie ma. W tym czasie ktoś ją ukradł - relacjonuje pan Onufry.
Do tej pory nikt się nie odezwał i nie zwrócił zaginionej trąbki. - Najważniejsze, że odegrałem w tym dniu hejnał. Trąbkę wypożyczył mi taki Białorusin, który grał na deptaku - dodaje pan Onufry.

Przez długich dwadzieścia lat codziennego grania jako miejski hejnalista, pan Onufry tylko dwa razy był na dłuższym urlopie. - Pierszy raz wziąłem dwa dni urlopu, jak wnuk się żenił w Krakowie, a drugi, gdy zmarł szwagier w Grudziądzu. W innych wypadach, ale tak sporadycznie, znajdowałem kolegę na zastępstwo na jeden dzień - przyznaje pan Onufry.

Nawet gdy złamał nogę, córka z wnuczką wnosiły go po schodach, żeby mógł zagrać hejnał. Jako hejnalista pan Onufry przetrwał pięciu prezydentów Lublina. Sam jednak polityką się nie interesuje. - Nie wolno mi - uważa z głębi serca. - Od urodzenia „jestem Polak mały” i to jest dla mnie najważniejsze. Żadne partie mnie nie obchodzą.

Czas na emeryturęObecnie pan Onufry ma 83 lata. 21 stycznia po raz ostatni wspiął się schodami na drugie piętro ratusza, by zagrać miejski hejnał.

- Od 20 lat grałem tu w świątki, piątki i niedziele. Dzisiaj brak mi słów. Łezka się w oku kręci - mówił tego dnia ze wzruszeniem pan Onufry.

Przyznaje, że trąbka to wymagający instrument. Jest trudna do nauki i wymaga sporo sił, których już mu brakuje.

- Wszystko musi by sprawne: zęby, płuca, głowa, serce - wylicza Onufry.

Po odejściu na emeryturę, będzie jednak sięgał po trąbkę. - Mam sąsiadów, więc nie mogę za bardzo grać w domu, ale jak tylko zrobi się cieplej, to pójdę do garażu - zapewnia.

Od ponad czterdziestu lat pan Onufry mieszka na tzw. gubałówce, czyli na górce za kościołem św. Agnieszki na Kalinowszczyźnie.

- Ładnie tu, trochę drzew dookoła jeszcze zostało, ale najgorsze są wszędzie te schody. Ale na mnie czeka inne zarezerwowane mieszkanie. Wie pani jakie? - pyta pan Onufry. I dodaje: - Takie, lepsze, wieczne.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na kurierlubelski.pl Kurier Lubelski