Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Uczniowie się cieszą, że wreszcie spotykają się „w realu". Pierwszy dzień lekcji w pandemicznej rzeczywistości

Aleksandra Dunajska-Minkiewicz
Aleksandra Dunajska-Minkiewicz
Łukasz Kaczanowski
Maseczki i przyłbice na przerwach. Dezynfekcja rąk przy wejściu. Obiady w stołówce na raty. A uczniowie się cieszą, że wreszcie spotykają się „w realu”. W środę rozpoczęły się lekcje w nowej, pandemicznej rzeczywistości.

- To był bardzo eksploatujący dzień dla nas nauczycieli, ale głównie dla pracowników obsługi – przyznał po pierwszym dniu lekcyjnym w nowym roku szkolnym Marek Krukowski, dyrektor Szkoły Podstawowej nr 51 w Lublinie. - Pierwsza trudność pojawiła się już przy wejściu. Kiedy egzekwowaliśmy dezynfekcję rąk, okazało się, że urządzenia zafundowane przez MEN okazały się niewydolne przy takiej liczbie uczniów. Przeszliśmy więc na spryskiwacze – opowiada.

Nie obyło się bez pretensji rodziców. Bo o ile z pierwszakami do szkoły mogą wchodzić rodzice, o tyle już drugoklasiści i starsi muszą pożegnać opiekunów przy wejściu. - Rodzice wiedzieli o tym wcześniej, ale niektórzy i tak próbowali wejść do szkoły. Towarzyszyły temu spore emocje – mówi dyr. Krukowski.

W SP nr 51, jak w wielu podstawówkach, na przerwach w przestrzeniach wspólnych, uczniowie mają zasłaniać usta i nos. - To nie stanowi problemu. Maseczki czy przyłbice zapewniają rodzice, ale jeśli uczeń nie ma, dostanie taką w szkole – zaznacza Marek Krukowski.

Rozpoczęcie roku szkolnego w Lublinie. Długie kolejki przed ...

Nierealne okazuje się natomiast stosowanie 1,5-metrowego dystansu. - To są przecież dzieci, stęsknione kontaktu po miesiącach izolacji – mówi dyrektor SP 51.

Maseczki czy przyłbice nie są też problemem w I LO w Lublinie. - Na korytarzach widziałem 99 procent uczniów z zasłoniętymi twarzami. Nasza młodzież to poważni ludzie. Obawiam się tylko, czy ten reżim sanitarny, który wspólnie ustaliliśmy, z czasem nie ulegnie rozluźnieniu – mówi Stanisław Stoń, dyrektor szkoły.

Marek Krukowski przyznaje, że obawiał się, jak w obecnych warunkach w jego szkole, jednej z największych w Lublinie, wydanych zostanie prawie tysiąc obiadów. Udało się. Stołówka serwuje posiłki na trzech przerwach dla klas 4-8, najmłodsze wychowawcy przyprowadzają w trakcie lekcji. - Przegrody z pleksi na stolikach zdają egzamin, dzieci nie mają dzięki nim bliskiego kontaktu. Musimy jednak uporządkować kwestię zajmowania miejsc, a także wychodzenia ze stołówki, ważna jest też kwestia szybkiej dezynfekcji stolików – wylicza dyr. Krukowski.

- Ja to widzę czarno. Nie wiem, jak sobie poradzimy bez wsparcia kadrowego, zwłaszcza jeśli chodzi o pracowników obsługi – mówi zaś dyrektorka innej lubelskiej podstawówki, chcąca zachować anonimowość.

Szkoły nie mogą jednak na nie liczyć. Niektóre placówki, biorące udział w specjalnym programie, przy wejściu do szkoły mają do pomocy strażnika straży miejskiej.

- Na pewno musimy kilka rzeczy usprawnić. Robi nam się np. zator przy powrocie uczniów z obiektów sportowych, trzeba coś z tym zrobić. Dajemy sobie trochę czasu na obserwacje i wprowadzanie zmian. Patrzę jednak optymistycznie – podkreśla dyr. Krukowski.

Adam Sosnowski, prezes okręgu lubelskiego Związku Nauczycielstwa Polskiego, zauważa, że obecna sytuacja to wielki test dla wszystkich: od rodziców, przez uczniów i nauczycieli po dyrektorów szkół i samorządy. - W różnych szkołach zastosowano różne rozwiązania. Wprowadzono np. przerwy o różnych godzinach dla różnych klas, część szkół wydłużyła pracę. To wszystko będzie się teraz „docierało”, zobaczymy, co się sprawdzi– dodaje.

Jak odnajdują się w tym sami uczniowie?

- Jeden z chłopców pocieszał dzisiaj nauczycielkę, mówiąc, że kiedy się wszyscy przyzwyczaimy do nowych rozwiązań, to będzie dobrze – mówi Marek Krukowski. - Zależy nam, żeby dać dzieciom przekonanie, że działamy normalnie – na ile to tylko możliwe. Żeby na pierwszym planie stawiać nie koronawirusa i obostrzeń, ale pamiętać, po co jest szkoła – dodaje.

- Syn poszedł do 7. klasy i jest zachwycony, że wrócił do realnej szkoły. Bardzo obawiał się, że przy edukacji zdalnej trudno mu będzie poradzić sobie z nowymi przedmiotami, głównie chemią i fizyką. No i tęsknił za kolegami – mówi pani Joanna, mama Bartka z Lublina. - Na przerwach nosi przyłbicę, już wcześniej się do niej przyzwyczaił. Dzieci są dość elastyczne, łatwiej przyzwyczajają się do nowych zasad i warunków - ocenia.

od 7 lat
Wideo

Wyniki II tury wyborów samorządowych

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na kurierlubelski.pl Kurier Lubelski