Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Ulica to ich dom, tak wybrali. Poznaj życie bezdomnych z Lublina

Agnieszka Kasperska
Basia nie chce wracać do rodziny: Po co mają mnie widzieć w takim stanie? - pyta, ale dodaje, że nie chce nic zmieniać. Jest jej dobrze.
Basia nie chce wracać do rodziny: Po co mają mnie widzieć w takim stanie? - pyta, ale dodaje, że nie chce nic zmieniać. Jest jej dobrze. Anna Kura Kurkiewicz
Żyją na ulicy. Często w dosłownym tego słowa znaczeniu. W wielu przypadkach porzucili rodziny i stabilizację ekonomiczną. Wybrali wolność, bez tłumaczenia się bliskim. Tak jest łatwiej? Inaczej.

Basia ma 56 lat. Za sobą dwa małżeństwa. - Janka bardzo kochałam. Poznaliśmy się w szpitalu. Ja byłam salową, a on kierowcą pogotowia. To była miłość od pierwszego wejrzenia - mówi uśmiechając się. - To były czasy, gdy o mieszkanie było trudniej. Zamieszkaliśmy u teściowej na lubelskim Czwartku. Potem urodził się syn i córka.

Kobieta wspomina te czasy z rozrzewnieniem. Nie ma po nich jednak żadnej pamiątki. Żadnego zdjęcia. - A gdzie miałabym to trzymać? - dziwi się.

Rozglądam się. Pod rozłożystymi krzakami na jednej z mniej uczęszczanych uliczek Basia ułożyła barłóg z zimowych kurtek i swetrów. Na gołych jeszcze krzakach wiszą inne ubrania. Suszą się w pierwszych promieniach wiosennego słońca. - Dwa dni temu padało - kwituje Basia, a ja dopiero teraz zauważam, że nad barłogiem nie ma nawet daszka.
- Jak wytrzymujesz? - pytam.
- W nocy jest bardzo zimno, ale jakoś daję radę. Mogłabym pójść do któregoś ze znajomych, którzy mieszkają na Lubartowskiej, ale nie chcę. Za dużo piją. I zwykle się awanturują, a ja potrzebuję ciszy i spokoju. Wolę marznąć -mówi kobieta.
- A co robisz jak pada deszcz? - dociekam.
- Moknę.

Kiedy Janek zmarł na zawał, dzieci były już prawie dorosłe. Syn kończył liceum, córka zdawała egzamin do pierwszej klasy. Basia pracowała. A potem poznała Mirka. To nie była miłość jak z romansu, ale kobieta stwierdziła, że mężczyzna jest jej potrzebny. Przeprowadzili się na wieś. Dzieci nie chciały wyprowadzać się z Lublina i zostały z teściową. Mimo że widywali się kilka razy w miesiącu ich drogi powoli zaczęły się rozchodzić.

- A potem zostałam sama. W dniu, w którym syn oświadczał się swojej żonie, Mirek się powiesił - opowiada Basia. - Nie wiem dlaczego. Chory psychicznie nigdy nie był. Pół roku wcześniej wylali go jednak z pracy. Za alkohol. To go chyba tak zdesperowało. Dobrze, że mnie ze sobą nie zabrał.
- Jak to nie zabrał?
- Siedziałam wtedy z synem i gośćmi, a on tak przychodził chyba ze trzy razy i wołał, żebym z nim poszła, że chce porozmawiać. A mi było niezręcznie zostawiać ludzi, bo przyjęcie było u nas i ciągle mówiłam, że później - opowiada kobieta. - Potem, kiedy znaleźliśmy go wiszącego na drzwiach, w ręku miał drugi sznurek. Pewnie przygotował go dla mnie.

Po pogrzebie Basia nie chciała już mieszkać w domu, w którym doszło do tragedii. Sprzedała go i całą gospodarkę. Córce, która właśnie się zaręczyła, kupiła mieszkanie. Synowi, któremu urodziło się w tym czasie dziecko, dała gotówkę.
- A co dla siebie? - pytam.
- Nic. Coś się wtedy we mnie załamało. Owszem wcześniej też popijałam, ale potem ruszyłam w tango. Miałam mieszkać u syna, ale nie chciałam, żeby widział mnie w takim stanie. To poważny człowiek. Ma dobrą pracę i szacunek ludzki. Po co się ma matki wstydzić - mówi nie zbolałym i smutnym głosem, ale tak jak mówi się o pogodzie. Bez emocji. - I tak zostało do dziś. Jak jest to wypiję. Jak nie ma to poszukam. Poproszę. Ktoś mi da 3 złote. Ktoś inny 5. Na jedzenie chodzę do zakonnic. Dostaję ubrania.

Pół roku temu Basia miała wypadek. Pod jednym z supermarketów potrącił ją samochód.
- Moja wina była - mówi. - Pijana weszłam mu pod koła.

Był szpital i założenie wielu szwów. Wokół do dziś niezdjętych nitek wyraźnie widać zaczerwienioną skórę. Basia mówi, że do przychodni na zdjęcie ich nie pójdzie. Wstydzi się. Kiedy ją opatrywali spotkała koleżankę z dawnych lat pracującą jako pielęgniarka. - Coś ty Baśka z siebie zrobiła? - zapytała kobieta kręcąc głową.
- I zrobiło mi się strasznie wstyd. Pomyślałam, że już nie chcę do ludzi. Dzieci nie widziałam od trzech lat. Wiem, że mnie nie szukają. Jakiś czas temu spotkałam na dworcu siostrę, bo ja mam dwie siostry. Gospodarki mają duże pod Lublinem. Mąż jednej z nich jest nawet ważny w całej gminie - Basia nie kryje dumy. - No i powiedziała mi, że moje dzieci do nich jeżdżą. Powiedziała co u nich słychać. Wszystko dobrze.

Kiedy pytam, czy Basia nie chciałaby wrócić do rodziny, kobieta nie zastanawia się nawet chwili. Nie. Po co mają ją widzieć w takim stanie?!
- To może warto zmienić stan… - namawiam.
- Ale mi dobrze - mówi Basia.

Stanisław i Marta

Para żyje ze zbiórki złomu. Przez kilka lat mieszkali w bunkrze na obrzeżach miasta. W około 25-metrowym pomieszczeniu bez drzwi ustawili łóżka. Stół. Stanisław znalazł gdzieś kozę i zrobił ogrzewanie. Pierwszy raz spotkałam ich dwa lata temu. Zima. Tuż przed Wigilią. Mróz. Jedna z mieszkanek nowego bloku, z którego widać było barak, zadzwoniła wtedy do Kuriera, że bezdomni mieszkający w bunkrze mogą zamarznąć. Pojechaliśmy na miejsce. W bunkrze było ciepło i przytulnie.

- Nam tu dobrze - mówił Stanisław z dumą pokazując grzejnik. Marta prezentowała ciasta i potrawy przygotowane na święta. Domowe. Dostali je od ludzi patrzących na ich domostwo z okien.

- Nic nam nie brakuje - mówił Stanisław. - Straż Miejska i policja przychodzą codziennie. Namawiają nas na noclegownie. Ale nam tu dobrze.

Do Stanisława i Marty pojechałam ponownie teraz. Nie tylko ucieszyli się, ale i od razu poznali, chociaż widzieliśmy się tylko raz przez kilka godzin.

- Dobrze nam pani redaktor - mówi Marta i jeszcze raz opowiada jak to się poznali. Ona miała męża, ale miłości żadnej nie było. Dzieci też nie. Mąż pracował, a ona była na bezrobociu. Kiedy poznała Stanka nie miała wątpliwości, że chce spędzić życie razem z nim. Zostawiła wszystko i pojechała z nim. Do swojej rodziny dzwoni regularnie. Ma komórkę. Ładuje ją w pobliskim sklepie. Ekspedientka pozwala. Jeszcze czasami jakimś ciastem poczęstuje. Wie, że mąż się z nią rozwiódł i wymeldował. Bez jej udziału, bo żadnych wezwań nie otrzymywała. Zresztą i dokąd miałyby przychodzić skoro oni teraz bezdomni.

- Ale dobrze nam. Jak chcemy to pijemy. Jak chcemy to nie pijemy. Jak chcemy to prześpimy cały dzień, a w nocy chodzimy po śmietnikach - opowiadają. - Daleko się zapuszczamy. Po całym mieście z wózeczkiem i zawsze razem.
- Da się z tego wyżyć? - pytam.
- Pewnie, że się da - mówi Stanisław. - Jakie ludzie rzeczy wyrzucają to się w głowie nie mieści. Mnóstwo książek znajdujemy i sprzedajemy je handlarzom spod Zamku. Kiedyś się znalazł chyba nawet nieużywany robot kuchenny. Sprzedałem go za dwieście złotych. A najwięcej to już jest telefonów. Tylko szybka pęknięta, czy wyświetlacz porysowany i już ludzie wyrzucają. A my zbieramy i mamy.

Problemem są zwykłe czynności higieniczne. "Wygódkę" para ma w pobliskim lasku. W zimie tyłek marznie, ale może się człowiek przyzwyczaić.

- A mycie to normalnie. Jak chodzimy za naszymi sprawami, to wchodzimy do toalety i nawet włosy można umyć. Albo w hipermarkecie, albo na dworcu. Nikt jeszcze mi złego słowa nie powiedział - mówi Marta.

Nie jest różowo

Przykrość sprawiają tylko nastolatki. Do Basi przychodziły nastolatki z pobliskiej szkoły. Chciały pieniędzy. - A skąd im miałam wziąć, jak sama nie mam? - pyta kobieta i dodaje, że wtedy bała się, że ją pobiją. Do niczego takiego jednak nie doszło. - Mój znajomy mówi w takich sytuacjach: Jest ryzyko - jest zabawa. I takie jest moje życie.

Kłopoty mieli też Stach i Marta. Kilka razy pod ich nieobecność ktoś splądrował bunkier. Powyrzucał rzeczy. Dlatego podjęli decyzję o wyprowadzce. We wtorek w ich bunkrze mieszkał już Wojtek.

- Do Lublina przyjechałem dopiero pół roku temu - mówi pytany o "moich" bezdomnych. - Było puste, to się wprowadziłem. A oni to się na jakieś działki przeprowadzili, do domku podobno. Ale gdzie konkretnie to nie wiem. Nie znam miasta.

Imiona bohaterów zostały zmienione.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na kurierlubelski.pl Kurier Lubelski