Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Urszula: Nie jestem modelką dlaczego mam drżeć żeby pięknie wyglądać? Mam śpiewać ROZMOWA

Ryszarda Wojciechowska
Jej wielki przebój "Dmuchawce, latawce, wiatr", uznany w 1983 roku w konkursie Polskiego Radia i Telewizji za Największy Przebój Roku, nuciła cała Polska. Rok później zdobyła serca słuchaczy "Malinowym królem". I choć od tego czasu minęło 30 lat, to te przeboje nadal pamiętamy i... kochamy. Na brak popularności nie może też narzekać wokalistka, która je wyśpiewała, czyli Urszula. Na scenie Opery Leśnej obchodziła swój jubileusz. "Piękna trzydziestoletnia" - tak nazwano jej koncert... - Trzydzieści lat i to na scenie... nieźle - śmieje się Urszula. - Sama byłam ciekawa, jak to przeżyję emocjonalnie. Wszystko jednak świetnie brzmiało. To mnie podniosło na duchu.

"Piękna trzydziestoletnia", tak nazwano Pani tegoroczny jubileusz na sopockim Festiwalu TOPtrendy.
Trzydzieści lat, i to na scenie... Nieźle. Sama byłam ciekawa, jak to przeżyję emocjonalnie. Czy będę zdenerwowana? Czy może pojawi się amatorska trema, która nie pomaga, tylko dławi w gardle? Ale przyszliśmy na próbę do Opery Leśnej i... luzik, uśmiechy. Wszystko świetnie brzmiało. To mnie podniosło na duchu.

Jak jest z tą tremą? Ona jeszcze rzeczywiście czasami złapie za gardło?
Łapie, ale zazwyczaj są to jednak strachy dotyczące technicznych spraw. Obawy - ludzie przyjdą, nie przyjdą. A jak przyjdą, to czy wszystko "zażre". Ale kiedy po pierwszych dźwiękach jest dobrze, wtedy wyluzowuję.

Mówi Pani, że swoje życie dzieli na dekady. Która z tych trzech dekad była najciekawsza? Najwięcej zmieniła w Pani życiu?

Każda coś wniosła w moje życie i miała na nie wpływ. Pierwsza dekada to Budka Suflera. Mój początek, wiele nieprzytomnych koncertów, których nawet nie pamiętam, tak wielkie to były emocje. Przecież plakaty Budki wisiały u mnie na ścianie.
Byłam ich fanką. I nagle nikomu nieznana dziewczyna wchodzi z nimi na scenę. Jeszcze niezbyt z tą sceną obyta. Ta pierwsza dekada to było "wykluwanie się" Urszuli, poznawanie siebie. Ola Laska-Wołek stworzyła specjalnie dla mnie nowy, sceniczny wizerunek. Totalnie dla mnie niecodzienny. Przecież ja wcześniej nigdy się tak mocno nie malowałam. Nic dziwnego, że kiedy potem wychodziłam na ulicę bez makijażu, słyszałam: - Nie, to chyba nie ona...

A druga dekada?

Też ważna, bo to już było po powrocie ze Stanów Zjednoczonych, kiedy na scenie pojawiłam się sama. Inne śpiewanie i inna świadomość siebie jako artysty. Już wiedziałam, co chcę śpiewać. Mniej za to myślałam o wyglądzie. Opowiadano mi, że kiedyś pewna pani, oglądając z synem teledysk mojej piosenki "Na sen", powiedziała do niego: - Zobacz, to ta sama dziewczyna, która śpiewała "Latawce, dmuchawce". A on na to: - Nie, to chyba nie może być ta sama pani. Niemożliwe. Rozumiem go. Ja też kiedyś mówiłam, że nie będę śpiewać po trzydziestce, że wcześniej skończę. Bo trzydziestka to już koniec świata, trzeba się zbierać, ziemia wzywa. Takie typowe młodzieńcze kozactwo.

I wreszcie trzecia dekada.
Już bez mojego Stasia [Zybowskiego, męża i muzyka, który w zmarł w młodym wieku - dop. aut.]. Kiedy sama, naprawdę sama, po różnych próbach tworzenia, musiałam ogarnąć życie prywatne i zawodowe. Czyli założyć zespół i udowodnić, że dam radę. Że idę do przodu. I że wiem, czego chcę.

I idzie Pani do przodu. Daje radę. Jest Pani silna.
Ja tej siły tak nie czuję w sobie. Często jestem zagubiona. Czasami wydaje mi się, że ode mnie tak niewiele zależy.
Ale też wiem, że nasze wybory, nawet te osobiste, to z kim jestem, z kim mam dziecko, jaki zespół wybieram - są naszymi wyborami. To ważne, kto jest obok nas i czy dam radę prowadzić z nim życie. Sama nie dałabym rady. Ludzie wokół mnie są ważni - mąż, dzieciaki, zespół, fani, to wszystko, co się dzieje dokoła. To mnie tworzy.

Ma Pani szczęście do mężczyzn.
Mam, troszkę są powichrowani, ale kochają. I to jest ważne.

Upływ czasu dla piosenkarki, i to takiej, której najpierw rodzice słuchali, a teraz ich dzieci, jest przykry? Czy Pani go jakoś oswaja?
Czasami sobie mówię: - Do diabła, przecież nie jestem modelką. Czemu mam drżeć o to, żeby pięknie wyglądać? Przecież ja mam wyjść na scenę i pięknie zaśpiewać. To jest najważniejsze. Ale też nie zapominam o tym, że miła oku prezencja. Bez szaleństwa jednak. Cały czas walczę o to, żeby kobieta mogła się starzeć z godnością i żeby te jej zmarszczki też mogły być sexy. Dlaczego starzejący się mężczyźni mogą wygrywać rankingi na najprzystojniejszych? To nie jest sprawiedliwe. Ale ja mam inny problem. Bo lubię, na przykład, nosić glany, płaskie buty. Zakładam je na co dzień. Ale na koncert trzeba już włożyć szpilki, bo one troszkę nóżki wydłużają. I lepiej się w nich wygląda. Tylko, że ja w szpilach nie wychodzę na chwileczkę. Tylko muszę półtorej godziny wyskakać się w nich na scenie i pobujać. Chłopaki z zespołu jak widzą, że jestem w butach na wysokim obcasie, to mówią: - A, już koncert będzie gorszy. Bo inaczej się człowiek na obcasach zachowuje. Więc jeśli mogę, to na scenę też zabieram glany. Muza, klimat i sam koncert są najważniejsze.

Miała Pani momenty zwątpienia w swojej karierze? Myśl - a może dać sobie spokój z muzyką?
Miałam taki moment, w 1987 roku. Byłam wtedy w ciąży z pierwszym dzieckiem, z Piotrkiem. A w życie weszły tzw. weryfikacje ministerialne. Trzeba było zdać egzamin m.in. z historii muzyki i takich tam podobnych rzeczy. To było jakieś kuriozum. Zbyszek Hołdys, na przykład, u którego wówczas pomieszkiwaliśmy razem ze Stasiem, nie mógł podejść do tego egzaminu, ponieważ nie miał matury. Bez weryfikacji z kolei nie mógł wykonywać swojego zawodu. Pamiętam ten moment, kiedy w Teatrze Żydowskim stanęłam przed komisją na scenie, z tym wielkim już brzuchem. Masakra. I usłyszała: - Czy pani się przygotowała z tych obowiązkowych rzeczy? Powiedziałam wtedy, że to chyba jakaś pomyłka. Ja tu przyszłam tylko się zameldować. Bo to publiczność mnie weryfikuje. I jak nie będą chcieli przyjść na moje koncerty, to nie przyjdą. Mówiłam dalej: - Znacie moje płyty i wiecie, jak śpiewam. I zeszłam ze sceny. To było dla mnie tak duże obciążenie, zwłaszcza w tym stanie, że się potem popłakałam. I wtedy sobie powiedziałam: - Boże, to chyba nie ma sensu. Ale po kilku miesiącach wyjechaliśmy do Stanów.

Ten koncert jubileuszowy, to nie był Pani debiut w Operze Leśnej. Pamięta Pani jakiś wyjątkowy występ w tym miejscu?
Pamiętam, ale to nie jest najfajniejszy koncert do wspominania. Był jubileusz Budki Suflera. Dzień wcześniej występowałam nad jeziorem pod Lublinem. I rano, jadąc już Budką do Sopotu, zaczęłam powoli tracić głos. Z godziny na godzinę mówiłam coraz gorzej. Na miejscu dostałam zastrzyki, nic nie pomogło. Prawie wcale nie mówiłam. Wojtek Mann mówił: - wyjdziesz, dasz radę. Chłopaki z Budki zapewniali podobnie, że ludzie ze mną zaśpiewają. Myślałam fajnie, łatwo im mówić. Ale to ja muszę wyjść i wydobyć głos, którego nie mam. Kiedy na scenie zaczęłam takim cienkim głosikiem te swoje dmuchawce... publiczność podniosła się z miejsc, widząc jaka jest sytuacja, i zaśpiewała razem ze mną. Właściwie to śpiewała sama, beze mnie. Drugiej części koncertu prawie nie pamiętam, tak wielki był to stres. Można wymienić strunę w gitarze, ale głosu się nie wymieni.

Pani jest uzależniona od publiczności, tej koncertowej atmosfery...

Nie tylko ja jestem od tego uzależniona. Kiedy wsiadamy do autobusu, słyszę: - Nareszcie, jedźmy, grajmy... My się jako zespół lubimy. Lubimy razem pracować. To ważne, czy muzycy, którzy mi towarzyszą, akceptują ten repertuar, czy panowie zgadzają się na to, że kobieta jest z przodu, że jest szefem. Fajnie, że nam to tak dobrze "żre".

Treści, za które warto zapłacić!
REPORTAŻE, WYWIADY, CIEKAWOSTKI


Zobacz nasze Magazyny: REJSY, HISTORIA, NA WEEKEND

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Materiał oryginalny: Urszula: Nie jestem modelką dlaczego mam drżeć żeby pięknie wyglądać? Mam śpiewać ROZMOWA - Dziennik Bałtycki

Wróć na kurierlubelski.pl Kurier Lubelski