Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

„W czasie pandemii nikt nie odmówił mi pomocy”. Rozmowa z wojewodą lubelskim

Tomasz Nieśpiał
Tomasz Nieśpiał
Lech Sprawka, wojewoda lubelski
Lech Sprawka, wojewoda lubelski Małgorzata Genca
– Tylko ostry przebieg czwartej fali może zmienić postawę wobec szczepień – uważa wojewoda lubelski Lech Sprawka.

To będzie rozmowa o tym, jak nauczyciel chcąc nie chcąc musiał rozpocząć długą, bo już ponad półtoraroczną walką z pandemią. Jak się Pan w tej roli odnalazł?

Rzeczywiście z zawodu jestem nauczycielem, a z wykształcenia inżynierem mechanikiem, czyli mam niewielkie związki ze służbą zdrowia. Aczkolwiek będąc posłem pracowałem w m.in. w komisji zdrowia i nie ukrywam – byłem dosyć aktywny. Starałem się jednak nie zabierać głosu w sprawach czysto medycznych, lecz skupiałem się raczej na kwestiach związanych z organizacją i finansowaniem służby zdrowia. Lekki poligon, jeśli chodzi o choroby zakaźne i uruchamianie procedur kryzysowych, przeszedłem już jako wojewoda w związku z wystąpieniem ptasiej grypy tuż po objęciu urzędu.

Stanowisko wojewody miało być zwieńczeniem Pana politycznej kariery, a stało się początkiem zupełnie odrębnego etapu.

To stanowisko rzeczywiście kojarzy się ze spokojem, ale w moim przypadku zupełnie się to nie sprawdziło. Po miesiącu mieliśmy ognisko ptasiej grypy, a chwilę później zaczął się kryzys związany z pandemią. Towarzyszyło temu dużo emocji, bo wszyscy patrzyliśmy na to co się dzieje we Włoszech, czy Hiszpanii.

4 marca 2020 roku pojawił się pierwszy przypadek zakażenia koronawirusem w Polsce. Był strach?

W przypadku naszego województwa pacjent „zero” pojawił się w nocy z 9 na 10 marca. Ale proszę pamiętać, że u nas szybko został ogłoszony lockdown, dzięki temu nie powtórzyliśmy scenariusza hiszpańskiego, włoskiego, francuskiego, brytyjskiego, czy nawet niemieckiego.

Kiedy wówczas rozmawialiśmy, a było dużo tych rozmów, załamywał się Panu głos kiedy apelował Pan, a właściwie błagał o to, by zostać w domu, nosić maseczki, zachowywać dystans. To były trudne chwile?

Tak, ale wtedy ludzie jeszcze słuchali i brali sobie do serca te prośby. Dzięki temu my tak naprawdę pierwszej fali nie mieliśmy.

No to co poszło nie tak?

Dopóki nie wybuchła awantura wokół wyborów prezydenckich na tle sytuacji epidemiologicznej, było powszechne zrozumienie kryzysowości tej sytuacji. Różnice polityczne przestały istnieć. Wszyscy starali się walczyć z tym niebezpieczeństwem. I to było skuteczne. Liczby zakażeń, hospitalizacji i zgonów z tamtego okresu są najlepszym tego odzwierciedleniem.

W momencie kiedy te zasady przestały funkcjonować, pojawiły się awantury wokół takich, czy innych zakupów, szczepień, non-stop polemika, oskarżanie o nieudolność i niewłaściwe decyzje, wszystko się rozsypało. Efekt jest taki, że nastąpiło zachwianie logiki w reakcjach społecznych.

Czyli?

Antyszczepionkowcy mówią: lockdowny „nie”, szczepienia „nie”, uprawnienia dla zaszczepionych „nie”, no to w jaki sposób powstrzymać pandemię? A równocześnie oskarżenia z ich strony: nie zajmujecie się nie zakażonymi, nie leczycie niezakażonych, ludzie umierają, bo łóżka zamiast dla niezakażonych przeznaczane są dla zakażonych koronawirusem. Ale jak odmówić pacjentowi, który się dusi z powodu COVID-19, ratowania jego życia? I to jest dramatyczny dylemat, z którym musieliśmy się mierzyć. Mając do dyspozycji ograniczoną liczbę łóżek szpitalnych. Dlatego mam pretensje do tych, którzy powodują demobilizację w społeczeństwie w kwestii szczepień i przestrzegania ograniczeń, że oni niczego nie proponują w zamian. Wszystko jest na „nie”.

I efekt jest taki, że dziś Lubelszczyzna wytykana jest palcami.

Ale do czasu, kiedy na liczbę zakażeń nie miał wpływu proces szczepień, to mieliśmy jako region najniższe wskaźniki w skali kraju. Oczywiście sprzyjała nam mniejsza gęstość zaludnienia, poziom zurbanizowania, mniejsza mobilność mieszkańców. W tej chwili najgorszy jest ponadprzeciętny w skali kraju spadek dyscypliny w przestrzeganiu obostrzeń i poziom szczepień.

A nie miał Pan wojewoda tego wszystkiego dość? Czy nie miał Pan ochoty, żeby to wszystko rzucić?

Nie, nie było takiego momentu, w którym chciałem się poddać i złożyć dymisję. Na początku motorem do pracy, były nieprawdopodobne emocje. Poziom adrenaliny był bardzo wysoki. Często wychodziliśmy z urzędu dopiero nad ranem, łącznie z weekendami. Intensywność pracy była bardzo duża.

Nie było żadnego kryzysu, nawet jak się nie udawało, jak wszyscy mieli pretensje do rządu, do wojewody. Stał się Pan w takim chłopcem do bicia.

Byłem trzy kadencje posłem. Przyzwyczaiłem się do krytyki. Natomiast nie ukrywam, że wielką wartością, która powodowała, że nie miałem jakichś depresyjnych zachowań były relacje z dyrektorami szpitali, z którymi potrafiliśmy się porozumieć. Oczywiście, że dochodziło do ostrych wymian zdań, ale po godzinie czy dwóch potrafiliśmy wrócić do żartów. Nie było żadnego otwartego konfliktu. Podobnie jeśli chodzi o współpracę z samorządami, choć wiadomo, że czasem występują między nami polityczne różnice.

Zawsze pełna zgoda?

Było kilka wyjątków, ale szybko udało się je załagodzić, bo one wynikały głównie z emocji.

Jakieś przykłady?

Myślę przede wszystkim o Puławach i sprawie szpitala jednoimiennego. Ale kiedy przeciwnicy tego rozwiązania zobaczyli, że to nie jest żadne zagrożenie, a nawet może przynosić pewne lokalne korzyści, to napięcie ustąpiło.

Ma pan szczęście do ludzi, z którymi przyszło Panu walczyć z pandemią?

Wyjątkowe. Nigdy od dyrektorów szpitali nie usłyszałem pretensji i marudzenia, że nie przyjdę w niedzielę na wideokonferencję. Zawsze byli dyspozycyjni. Do końca życia nie zapomnę też nieprawdopodobnego wsparcia jakie dostałem kiedy mieliśmy pierwszy zgon covidowy. Tamtej konferencji prasowej towarzyszyły ogromne emocje. Mnóstwo dziennikarzy, specyficzna atmosfera. I wtedy, żeby nie popełnić żadnego błędu w przekazie poprosiłem prof. Krzysztofa Tomasiewicza, na oddziale którego zmarł tamten pacjent, by od strony medycznej przedstawił tą sprawę. Jego obecność na tej i kolejnych konferencjach była ogromnym wsparciem. Poza tym nie zdarzyło mi się, żeby ktoś poproszony przeze mnie o pomoc – z urzędu czy z poza niego – odmówił. Gdybyśmy po kwietniu 2020 roku nie popsuli tamtej atmosfery, dzisiaj bylibyśmy zupełnie w innym miejscu.

Ale były też dobre momenty, kiedy okazało się, że trud włożony w organizację szczepień, w ich promocję procentuje i ludzie tłumnie przychodzą na szczepienia. Miał Pan wtedy poczucie, że to się może udać?

Tak, przez pierwsze cztery miesiące województwo lubelskie było w czołówce szczepień.

Z czego to wynikało?

Z aktywności tej części mieszkańców województwa, którzy byli przekonani do szczepień i bardzo dobrej odpowiedzi ze strony samorządów. W każdej gminie mieliśmy punkt szczepień populacyjnych. Dopiero kiedy doszliśmy do 25% poziomu zaszczepienia rozpoczął się zjazd w dół. I dlatego jesteśmy w tej chwili na przedostatnim miejscu w kraju, jeśli chodzi o poziom zaszczepienia.

Wini Pan za to te samorządy, które nie zaangażowały się w wystarczający sposób w promocję szczepień?

Jeśli chodzi o popularyzację szczepień, to rzeczywiście w niektórych przypadkach widać anemiczne zachowania. Ale zdaję sobie sprawę, że przełamanie tych barier nie jest proste.

W czym tkwi problem?

W tym, że antyszczepionkowcy są bardzo zdeterminowani i bardzo aktywni. Świadczy o tym przenikanie z przekazem do rodziców dzieci w szkołach. Mamy na to dowody m.in. w Biłgoraju. Mieliśmy też duże manifestacje, takie tak niedawne zgromadzenie na Placu Zamkowym w Lublinie.

Z udziałem wpływowych i znanych osób.

To prawda. Pamiętajmy też, że ci wpływowi ludzie mają swoich sympatyków, którzy im ufają. Jeśli więc podważane jest zaufanie do administracji rządowej i autorytetów lekarskich, przez wpływowe grupy, to mamy problem.

Więc jaki jest plan na to, by tę niemoc szczepionkową przełamać?

Do radykalnej zmiany postaw może dojść, tylko wtedy gdy obraz pandemiczny czwartej fali będzie bardzo ostry. Jak do tego dołożymy pozytywistyczną pracę związaną z przekonywaniem ludzi do szczepień, takiego spokojnego przełamywania lęków i barier, to ten postęp jeszcze nastąpi. Liczę, że przyczyni się do tego specjalne wydanie „Kuriera Lubelskiego”. Mam nadzieje, że trafi ono do każdego mieszkańca województwa i przyniesie pozytywny skutek w postaci rosnącej liczby zaszczepionych osób w naszym regionie.

od 7 lat
Wideo

Jakie są najczęstsze przyczyny biegunki u dorosłych?

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na kurierlubelski.pl Kurier Lubelski