Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

W czerni. Sztuka ukraińska w Galerii Labirynt

Sylwia Hejno
Taras Kamennoy,  "Jestem ukraińskim robotnikiem"
Taras Kamennoy, "Jestem ukraińskim robotnikiem" Materiały Galerii Labirynt
W Galerii Labirynt mamy szansę spojrzeć na Ukrainę i Ukraińców bardziej uważnie.

- W Polsce na ministerialnym stypendium przebywa spora grupa ukraińskich artystów. Pomyślałem, że to dobra okazja, aby pokazać różnorodność ich prac i problemów, jakie podejmują – mówi Waldemar Tatarczuk, kurator wystaw „Teraz w Polsce“ i „Jestem ukraińskim robotnikiem“

Okupacja części Ukrainy – hasło, które rozgrzewało naszą społeczną wyobraźnię do czerwoności wydało się już wybrzmieć, przynajmniej w dziennikach. W przestrzeni jednostkowej, intymnej odbija się echem do tej pory. Małżonkowie Andrii Dostliev i Lia Dostlieva w poruszający sposób opowiadają o utracie kawałka prywatnej historii, którą zastąpiły czarne plamy, gdy musieli zostawić za sobą rodzinne archiwa.

"Okupacja" Andrija Dostlieva toczy się na starych zdjęciach z rodzinnego albumu. Oto babcia na pchlim targu w Rydze. A to mama w czasie jednej z jej licznych podróży po ZSSR. To on sam w dziecinnym łóżeczku. Ale nie ma już zdjęć, nie ma albumu, ani domu, w którym można było przechowywać pamięć. Dostliev próbuje rozpaczliwie ratować indywidualną historię za pomocą "fotografii innych ludzi, którzy ich nie potrzebują", chce "okupować wspomnienia innych tak samo, jak okupowano moje". W przemalowanych i ponakładanych na siebie zdjęciach mieszają się czasy i historie. Coś z dotychczasowego porządku świata zostało bezpowrotnie rozszarpane w strzępy. Można na nim postawić krzyżyk, tak, jak skreśleni są niektórzy bohaterowie zbiorowego portretu "niektórych z nich prawie nie znam, niektórzy nie należą już do naszej rodziny, niektórzy nie żyją, jeszcze inni wybrali współpracę z terrorystami, a lepiej by było, gdyby umarli" – pisze artysta.

Lia Dostlieva pokazuje, że utrata stu lat rodzinnej historii jest traumą, która zdaje cios ludzkiej tożsamości. W swojej pracy („Ciągłość“) obsesyjnie przerysowuje twarze z anonimowych zdjęć, tworząc niekończący się cykl trwania poprzez kolejne pokolenia. Pamięć o nich o nich jest źródłem poczucia bezpieczeństwa, zakorzenienia w czymś trwalszym od przelotności ludzkiego życia.

Wschód jest jednocześnie bliski i daleki, choć podróż trwa krótko, wciąż często uważamy go za antypody. "Obywatel nieeuropejski" Iryny Kostyszyny bez względu na to czy ma twarz czarną, czy białą, jest wciąż obcym. Artystka niczym przestępca odciska palce na papierze i smaruje twarz ciemną mazią. "Chcę by moja czerń, chcę by moja dziwność i nieeuropejskość stała się widoczna raz na zawsze" – mówi po angielsku ze zdecydowania zbyt wyraźnym wschodnim akcentem.

Figurę obcego, intruza, niechcianego gościa wszyscy znamy. Ten, w którego wcielił się Taras Kamennoy nie mówi ani słowa po polsku. Potrafi za to szpachlować, betonować i pracować w ogrodzie. Maszeruje polskimi, w tym lubelskimi, ulicami z ogłoszeniem "Jestem ukraińskim robotnikiem. Szukam pracy". Reakcje ludzi są różne – neutralne, przyjazne, niektórzy odradzają spacerowanie z takim transparentem, bo to niebezpieczne. Akcja może wprawić w zakłopotanie, albo przeciwnie, wywołać poczucie solidarności i to z tego samego powodu, bo w ukraińskim robotniku odbija się wiernie ten polski, który sam jeździ na Zachód pracować na czarno.

Dla Maryny Odaiskiej narodowość i kultura należą przynależą także do sfery prywatnej, odczuwalnej zmysłowo. Są jak znamiona, które przez całe życie nosimy na ciele, wpisane w tożsamość, czasem wstydliwe, czasem piękne w swej niedoskonałości ("Birthmarks/Rodinki"). Ukraińska artystka z mikroskopijną wnikliwością kontempluje kamerą włosy i pieprzyki na ciałach obcokrajowców, którzy mieszkają we wspólnym mieście. Każdego z nich poznajemy z wycinka skóry i dzięki głosowi, który wypowiada ważne dla siebie trzy słowa-hasła. Granice schodzą na drugi plan, zastępuje je indywidualna i intymna mapa ciała.

- Jest coś takiego w polskim społeczeństwie, że część czuje się lepsza i patrzy za wschodnią granicę z pewnym pobłażaniem, widząc tam tych "gorszych" Europejczyków – mówi Waldemar Tatarczuk – Choć z drugiej strony te wystawy pokazują także to, jak bardzo jesteśmy do siebie podobni. Język sztuki jest uniwersalny. - dodaje.

"Teraz w Polsce", "Jestem ukraińskim robotnikiem", Galeria Labirynt, ul. Popiełuszki 5, wtorek-niedziela, godz. 12 -19, do 14.07

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na kurierlubelski.pl Kurier Lubelski