Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

W łapach bezpieki na Białorusi: bicie, tortury, poniżanie i kara za "niedobre" śpiewanie hymnu białoruskiego

Kazimierz Sikorski
Kazimierz Sikorski
AP/Associated Press/East News
Białoruscy aktywiści udokumentowali 450 przypadków pobić i tortur, zadanych demonstrantom, którzy wystąpili przeciwko reżimowi. Apelują do ONZ o reakcje.

Na posterunkach milicji, w aresztach i więzieniach, do których trafili, byli bici i torturowani. Białoruscy milicjanci i bezpieka pastwili się nad uczestnikami demonstracji.

Centrum Wiasna, grupujące obrońców praw człowieka udokumentowało pobicie 450 ludzi przez stróżów prawa. Do tej pory nie wszczęto żadnego dochodzenia. Aktywiści takie praktyki nazywają krótko: zbrodnie przeciwko ludzkości.

Ani jednemu policjantowi, czy naczelnikowi aresztu nie postawiono zarzutów, a ci, którzy byli poddawani "obróbce" przez siepaczy Łukaszenki opowiadają o swoim horrorze. Mówią, że tortury i brutalne pobicia były częścią systemu, który miał złamać demonstrantów, którzy ośmielili sprzeciwić się dyktatorowi.

W pierwszych czterech dniach po wyborach na Białorusi z 9 sierpnia zatrzymano ponad sześć tysięcy ludzi. Dlatego białoruscy aktywiści apelują o interwencję do Specjalnego Sprawozdawcy ONZ ds. Tortur, prosząc, by te nieludzkie praktyki zostały napiętnowane, by wszczęto przeciwko winnym dochodzenie, a przetrzymywanych za kratami zwolniono.

W wywiadzie dla Deutsche Welle kilka kobiet opisuje swoje wstrząsające doświadczenia za kratkami i oskarża władze o zadawanie tortur.

Elena Budejko, anestezjolog w szpitalu dziecięcym w Mińsku, spędziła w areszcie niecały dzień - ale mówi, że te godziny były najgorsze w jej życiu.

11 sierpnia wraz z kilkoma innymi lekarkami wyszła na ulice podczas protestów. Wszystkie były wolontariuszkami w białych fartuchach z czerwonymi krzyżami i niosły torby lekarskie ze sprzętem i lekarstwami. -Chcieliśmy pozostać neutralni i pomóc obu stronom - mówi Budejko.

Gdy grupa kierowała się do centrum miasta, zbliżyli się uzbrojeni mężczyźni w mundurach i kazali kobietom wsiąść do minibusów. Później lekarki umieszczono w pojeździe do transportu więźniów. Młody człowiek, który pomagał im nieść torbę, został oddzielony od grupy lekarzy. Budejko mówi, że słyszała krzyki, ​​został pobity. - Nazywał się Pavel. To wszystko, co o nim wiedzieliśmy.

Lekarze zostali przewiezieni na komisariat w centrum Mińska. -Musieliśmy stać ze spuszczonymi głowami i rękami za plecami - wspomina Budejko.

-Potem zostawili nas stojących z czołami przy ścianie. Milicjanci gumowymi pałami szturchali czerwone krzyże na płaszczach i nazywali lekarki bojówkarzami. -Zwierzu, odwróć się do mnie! Jak masz na imię? to były najmilsze słowa – wspominał jeden z medyków.

Budejko opisuje mężczyzn leżących twarzą do ziemi na dziedzińcu, z wyciągniętymi rękami i nogami, słyszała tez ich krzyki.
Zatrzymanym wręczano kartki z zarzutami wobec nich do podpisu. Mówi, że ci, którzy odmówili złożenia podpisu, byli bici. Budejko dodaje, że milicjanci grozili, iż ​​połamią jej nogi. Kiedy kobiety podpisały kartki, znów stanęły na korytarzu, zwrócone twarzą do ściany.

Mężczyznom leżącym na dziedzińcu kazano zaśpiewać hymn Białorusi.Strażnicy bili tych, którzy ich zdaniem, nie śpiewali go dobrze - mówi Budejko. Ci, których wprowadzono do budynku, pobito nie do poznania, dodawała.

Słyszała, jak młoda kobieta mówiła: Nie dotykaj mnie! Odpowiedź strażnika: Co możesz mi zrobić!"

Lekarzy oskarżono o noszenie w torbach bandaży i alkoholu do przygotowania koktajli Mołotowa. Grożono nam sprawami karnymi - wspomina Budejko. Po wyjściu na wolność płakała przez wiele dni - ale zamierza znów zgłosić się na ochotnika, aby pomóc protestom.

Olga Pawlowa, pracownica kampanii wyborczej kandydatki opozycji Swietłany Cichanouskiej, została zatrzymana na pięć dni. Aresztowano ją w noc wyborczą w Mińsku na ulicy. Ta sanitariuszka z plecakiem pierwszej pomocy, znalazła się w strefie między funkcjonariuszem sił specjalnych a pokojowymi demonstrantami.

Gdy siły specjalne ruszyły, protestujący zaczęli uciekać - ale Olga została na miejscu i podniosła ręce. Policjant ją popchnął i została wsadzona do furgonetki, była wypełniona innymi zatrzymanymi i odstawiona do więzienia.

-Mężczyźni zostali od razu pobici. Była z nami Rosjanka. Zażądała dostępu do ambasadora Rosji, ale zabrano ją do sąsiedniej celi i pobito. Powiedzieli jej, że nigdy nie wróci do domu - wspomina Pawlowa.
Mówi, że dwóch strażników było szczególnie brutalnych: mężczyzna o niebieskich oczach i kobieta o blond włosach o imieniu Kristina.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Powrót reprezentacji z Walii. Okęcie i kibice

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera

Materiał oryginalny: W łapach bezpieki na Białorusi: bicie, tortury, poniżanie i kara za "niedobre" śpiewanie hymnu białoruskiego - Portal i.pl

Wróć na kurierlubelski.pl Kurier Lubelski