Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

W Lublinie brakuje lekarzy na ostrym dyżurze

Gabriela Bogaczyk
Lubelskie SOR-y przy Kraśnickiej i Jaczewskiego są oblegane.
Lubelskie SOR-y przy Kraśnickiej i Jaczewskiego są oblegane. Małgorzata Genca
Nie ma chętnych do pracy w szpitalnych oddziałach ratunkowych w Lublinie. Dyrektorzy szpitali pilnie poszukują lekarzy medycyny ratunkowej.

- Będę wdzięczny za każdego lekarza, który zdecyduje się na pracę w naszym Szpitalnym Oddziale Ratunkowym. Bardzo potrzebujemy takich specjalistów - mówi lek. med. Leszek Stawiarz, kierownik SOR w szpitalu przy al. Kraśnickiej w Lublinie.

To samo słyszymy w szpitalu klinicznym nr 4 przy ul. Jaczewskiego. - Nadal poszukujemy lekarzy do pracy na SOR. Przyznaję, że nie ma dużego zainteresowania. Jest bardzo duża rotacja na tym oddziale. Często zdarza się, że osoby rezygnują po jakimś czasie - wyjaśnia Marta Podgórska, rzecznik prasowy szpitala przy ul. Jaczewskiego.

Tragedie na oddziale

Lekarze tłumaczą, że wolą pracować na innych oddziałach, aniżeli na SOR-ach, gdzie potrzebna jest większa wytrzymałość fizyczna i psychiczna.

- Studenci rzadko wybierają specjalizację z medycyny ratunkowej. Na szpitalnych oddziałach ratunkowych trzeba po prostu zasuwać. Jeżeli taki lekarz w ciągu dyżuru przyjmuje po 60-70 osób, to wychodzi z pracy półżywy. Jest to bardzo ciężka praca za dosyć marne pieniądze - wyjaśnia Marek Stankiewicz, rzecznik Lubelskiej Izby Lekarskiej.

Kierownicy SOR-ów w Lublinie podkreślają, że w ich pracy liczy się przede wszystkim odporność psychiczna i fizyczna. - Jest to bardzo trudna praca. Na oddziale odgrywają się nieraz tragedie ludzkie. Trafiają do nas ludzie po ciężkich wypadkach samochodowych czy udarach. Obrazkiem powszednim są wymioty pacjentów po alkoholowym upojeniu czy agresja z ich strony. Trzeba być niezwykle odpornym, by to wszystko wytrzymać - podkreśla Leszek Stawiarz.

SOR-y w liczbach

W szpitalu przy al. Kraśnickiej padł niedawno rekord. 11 stycznia na oddziale ratunkowym pojawiło się 146 osób.

- W zeszłym roku przyjęliśmy ok. 42 tys. pacjentów. Proszę sobie wyobrazić, że to codziennie daje nam liczbę około 115 osób. Codziennie przyjeżdża do nas 35 pacjentów karetkami, czyli można przypuszczać, że około 80 osób w ciągu dnia trafia do nas w przypadkach niewymagających nagłej pomocy medycznej - zaznacza kierownik SOR przy Kraśnickiej.

Lekarze pracujący na SOR-ach mają do czynienia z różnymi przypadkami, począwszy od kataru czy bólu pleców do zawału czy udaru. - Z roku na rok rośnie także liczba zgonów na SOR-ach. W 2015 roku zmarło 30 osób. Zdarza się, że przywozi się do nas starsze osoby w stanie agonalnym, bo pracownicy ośrodków pomocy społecznej nie chcą, by umierali u nich - zauważa lek. med. Stawiarz.

Pensja nie kusi

Do pracy w szpitalnym oddziale ratunkowym nie skłania lekarzy nawet dobra pensja. W szpitalu przy ul. Jaczewskiego, lekarz na SOR-ze ma od 4 do 4,9 tys. zł pensji zasadniczej na pełnym etacie. Do tego trzeba doliczyć osobno płatne dyżury. Z kolei lekarze na kontrakcie otrzymują od 60 do 75 złotych za godzinę pracy. Podobnie jest w szpitalu wojewódzkim przy al. Kraśnickiej, gdzie lekarze otrzymują tzw. dodatki SOR-owskie do podstawowej pensji.

Lek. med. Leszek Stawiarz podkreśla, że mimo ogromu pracy nie zamieniłby swojej pracy na żaden inny zawód świata. - Nie ma nic piękniejszego niż uratowanie komuś życia. Przyznaję, że praca na SOR jest bardzo ciężka. Dużo siły daje mi zespół ludzi, z którymi pracuję - przyznaje szef oddziału ratunkowego przy al. Kraśnickiej.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na kurierlubelski.pl Kurier Lubelski