Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

„W Lublinie czuję się jak w domu”. Ks. Stefan Batruch podsumowuje 30 lat kapłaństwa

Piotr Nowak
Piotr Nowak
Małgorzata Genca
- Współpraca to przyszłość, a konflikt prowadzi do ruiny - mówi ks. mitrat Stefan Batruch. Z prezesem Fundacji Kultury Duchowej Pogranicza i proboszczem parafii greckokatolickiej w Lublinie rozmawiamy o 30. rocznicy święceń, relacjach polsko-ukraińskich i przyszłości Dni Dobrosąsiedztwa.

Pochodzi Ksiądz z miejscowości Biały Bór w województwie zachodniopomorskim. To kawał drogi od Lublina.
Po drugiej wojnie światowej do Białego Boru przesiedlono wiele rodzin ukraińskich. Do dziś jest tam duża społeczność greckokatolicka. W 1946 r. Stalin zadecydował o likwidacji Kościoła greckokatolickiego w ZSRR. Odebrano mu wszelkie prawa, pozamykano świątynie i zabroniono posiadania własnych struktur. Władze radzieckie uznały, że wierni powinni podlegać Rosyjskiemu Kościołowi Prawosławnemu. Sytuacja w Polsce wyglądała nieco inaczej. Stolica Apostolska nadała Prymasom Polski uprawnienia przynależne biskupom greckokatolickim. Dzięki temu mogliśmy nieoficjalnie, krok po kroku odbudowywać swoje struktury. Jednym z ważnych centrów tej odbudowy był Lublin.

Dlaczego?
Prymas Polski, kardynał Wyszyński zadecydował, że w Wyższym Seminarium Metropolitalnym w Lublinie będą mogli kształcić się księża greckokatoliccy. To był ewenement na skalę ogólnopolską. Pomimo tego, że w latach komunizmu była ogromna presja ze strony służb specjalnych, lubelscy biskupi i rektorzy zajęli bardzo zdecydowanie stanowisko i stanęli w obronie kleryków greckokatolickich. Uznali, że jako obywatele polscy mają prawo studiować na KUL i w seminarium. Dlatego tutaj przyjeżdżali klerycy z całej Polski. Poza tym, Lublin zawsze był ważnym ośrodkiem akademickim.

Trzydzieści lat temu Stefan Batruch, młody kleryk lubelskiego seminarium przyjął święcenia kapłańskie. Jak wspomina Ksiądz ten okres?
Rok 1991 był bardzo szczególny. Niedawno rozpoczęła się transformacja. Był to okres ogromnego przebudzenia, również dla mnie, młodego kapłana. W tym samym roku po raz pierwszy z grekokatolikami w Polsce oficjalnie spotkał się św. Jan Paweł II. To był przełom. Do spotkania doszło w Przemyślu. Tym samym Przemyślu, gdzie wolą Ojca Świętego planowano przekazanie grekokatolikom ich dawnej katedry. Zawiązał się komitet społeczny, który był temu przeciwny. Ludzie zabarykadowali się w świątyni. To pokazuje dynamikę tych czasów. Z jednej strony nowe czasy i wizja św. Jana Pawła II, a z drugiej strony grupa, która chciała po swojemu pisać historię.

Na Szambelańskiej w Lublinie znów gości Jarmark Tradycji. Zo...

I w takiej atmosferze przyjął Ksiądz święcenia.
Odbyło się to Białym Borze. Ogromne znaczenie dla mnie miał udział ks. prof. Mieczysława Brzozowskiego, rektora mojego lubelskiego seminarium. Zaangażowany bardzo mocno w kształcenie i formację kleryków. Mimo złego stanu zdrowia zdecydował się przyjechał na drugi koniec Polski, żeby wziąć udział w święceniach swojego wychowanka. To był niezwykły człowiek. Jego poglądy ukształtowały mnie, tak samo jak postawy bp. Mieczysława Cisły i ks. Stanisława Mojka. Oni mnie formowali. Uczyli jak nie zakopywać swoich talentów, rozwijać się i pozostać otwartym.

Co z tej uroczystości zapadło Księdzu w pamięci?
Święcenia przyjąłem tuż po tym zamieszaniu z przekazaniem katedry w Przemyślu. To był wtedy temat szeroko komentowany. Ks. Mieczysław Brzozowski przeprosił za to zdarzenie. Powiedział to przed moją rodziną i społecznością Białego Boru. To było mocne. Nie spodziewałem się tego. Traktuję te słowa jako testament. Wskazówkę, że trzeba działać w kierunku pojednania i porozumienia. Moje święcenia odbyły się w maju. Jesienią tego samego roku ksiądz rektor zmarł.

Po przyjęciu święceń przełożony skierował Księdza do parafii greckokatolickiej w Lublinie.
To był początek budowania nowych relacji między Kościołem rzymskokatolickim i greckokatolickim, ale także między Polakami i Ukraińcami. Otworzyła się wschodnia granica. Do Lublina zaczęli przyjeżdżać studenci ze Wschodu, w tym grekokatolicy. Władze miasta, uczelni i Kościoła udzielały im wsparcia. Robiliśmy ze studentami ekspedycje na pogranicze, żeby zobaczyć jak ono funkcjonuje pół wieku po drugiej wojnie światowej i przesiedleniach w ramach akcji Wisła. Granica kojarzyła się ze ścianą nie do przeniknięcia, kontrolą, kordonem sanitarnym, ale była też barierą psychologiczną. Pojawił się pomysł, że granica dzieli, ale może też połączyć. W 2004 r. podjęliśmy przygotowania do zorganizowania spotkań na granicy. Było wielu sceptyków. Niektórzy obawiali się, że spotkanie na granicy doprowadzi do agresji, ekscesów. Okazało się, że w ludziach nie było pragnienia konfrontacji, ale zrzucenia z siebie wewnętrznego ciężaru, który od lat w nich był.

Dziś granica bardziej łączy niż dzieli. Wystarczy zajrzeć do sklepów w pobliżu przejść granicznych i porozmawiać z Ukraińcami i Polakami, którzy czerpią z tego korzyści. Jednak cały czas pozostaje pytanie o zaszłości: niszczenie cerkwi w II RP, horror wojny, rzeź wołyńską. Czy te złe wspomnienia nadal tam żyją?
Zauważyłem trzy poziomy wspominania przeszłości. Na poziomie relacji międzyludzkich okazywało się, że po obu stronach granicy są spokrewnione ze sobą rodziny. Oni mają świadomość, że II wojna światowa to był straszny okres. W ludziach ujawniały się najgorsze instynkty, nie miało znaczenia do jakiej grupy narodowościowej należeli. Część Polaków i Ukraińców ma świadomość, że historia nie jest prosta i nie można zła uogólniać i przypisywać całym narodom. Drugi poziom to poziom badań historycznych. Są historycy rzetelni, którzy analizują źródła, dokumenty, starają się być obiektywni, ale są też tacy, którzy swobodnie interpretują fakty. Trzecią grupą są politycy. Funkcjonują ugrupowania polityczne bardzo radykalne, które grają na negatywnych emocjach, żeby zyskać wyborców. Są też ugrupowania bardziej wyważone, ostrożne. W mojej ocenie, i po stronie ukraińskiej i polskiej jest bardzo wielu sympatyków porozumienia. Wśród nich są osoby osobiście dotknięte zbrodniami, które przepracowały tę traumę i dążą do porozumienia. Są też osoby, które noszą w sobie ogromne cierpienie i ból. Co w takiej sytuacji robić? Współczuć. Uważam, że ran nie należy rozdrapywać, ale je goić. Jak to robić? Słowem, spotkaniem, modlitwą. Nie zawsze chodzi o to, żeby rozmawiać o krzywdach, ale pobyć razem, wspólnie spędzić czas, podjąć jakieś działania.

Ogród Botaniczny w Lublinie zachwyca! Zobacz zdjęcia z niedz...

Jak Ksiądz widzi przyszłość relacji między Polakami, Ukraińcami i Białorusinami?
Ludzie chcą normalnych przyjacielskich relacji, pragną współtworzyć lepszą przyszłość. Ukraińcy, Białorusini chcą przyjeżdżać do Polski. I mimo przybycia sporej grupy obywateli sąsiednich państw szczególnych napięć nie ma. Ludzie widzą, że współpraca to przyszłość a konflikt prowadzi do ruiny. Jesteśmy w momencie oswajania się. Poznajemy się. Poznajemy siebie nawzajem i uczymy się sobie bardziej ufać.

Czy w tym roku nad Bugiem odbędą się Dni Dobrosąsiedztwa?
Wszystko zależy od rozwoju pandemii. Czekamy też na zalecenia władz centralnych. Jeśli nie będziemy mogli otworzyć granicy to przynajmniej spotkamy się w nadgranicznych miejscowościach. To nie jest tylko moja potrzeba. Mnie o to proszą ludzie, którzy od lat przyjeżdżają na Dni Dobrosąsiedztwa z drugiego krańca Polski. Nie mogę im tego odmówić.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Jak globalne ocieplenie zmienia wakacyjne trendy?

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na kurierlubelski.pl Kurier Lubelski