Wehikuł czasu zaklęty w reklamowym wieszaku

Czytaj dalej
Fot. Łukasz Kaczanowski
Anna Pawelczyk

Wehikuł czasu zaklęty w reklamowym wieszaku

Anna Pawelczyk

O sobie mówi, że jest kolekcjonerką rzeczy niezwykłych. W domu gromadzi stare, przedwojenne wieszaki. - Dzięki tym przedmiotom możemy sięgnąć dalej. To taki wehikuł czasu - opowiada Małgorzata Michalska-Nakonieczna, twórczyni strony „Historia na wieszaku”.

Zbieranie wieszaków traktuje jako zabawę, w którą stara się wciągnąć córki i przyjaciół. Jej kolekcja urosła spontanicznie, a zaczęła się dość błaho. Wystarczyło zajrzeć do szafy babci.

- Dwa pierwsze wieszaki z moich zbiorów zobaczyłam po raz pierwszy jako dziecko. W szafie babci wisiały przedwojenne okazy z firmy Ignatowski i Spółka i, jak się okazało, znalazły się tam nieprzypadkowo. Firma należała do brata mojej prababci, lublinianki, mieszkającej przy ulicy Kunickiego. Jej bracia mieszkali w Warszawie, gdzie na Nowym Świecie prowadzili ekskluzywny sklep w Hotelu Savoy. Zaczęłam bardziej zgłębiać historię sklepu. Okazało się, że bieliznę kupował w nim sam Józef Piłsudski - opowiada Gosia Michalska-Nakonieczna.

Wehikuł czasu zaklęty w reklamowym wieszaku
Łukasz Kaczanowski Każdy wieszak znaleziony przez Gosię Michalską-Nakonieczną ma swoją niezwykłą historię

Podczas wielu lat pracy w Muzeum Wsi Lubelskiej i prowadzenia zajęć z zakresu historii sztuki, stwierdziła, że warto spojrzeć na wieszaki, jak na obiekt muzealny. Wtedy zaczęły się poszukiwania następnych eksponatów.

- W domu mojego dziadka znalazłam kolejne wieszaki, tym razem z Poznańskiego Domu Odzieży z Filli w Lublinie. Dziadek przed wojną był uczniem Liceum Zamoyskiego, potem studentem KUL-u. Jak się okazało, w Poznańskim Domu Odzieży można było kupić mundurki szkolne, szyte według wzorów obowiązujących w poszczególnych szkołach. Na wieszakach, oprócz nazwy zakładu, widniał także napis „firma chrześcijańska”. Pamiętam, że jak byłam dzieckiem strasznie mnie to bawiło. Dopiero później dowiedziałam się, że firma używała tego określenia jako przeciwwagi dla dawnego handlu żydowskiego w Lublinie - mówi kobieta.

Z biegiem czasu, obok rodzinnych pamiątek, pojawiały się zbiory własne, z lubelskich przedwojennych domów handlowych. Ich znalezienie nie było wcale takie trudne, jak się wydaje. Wystarczyło zajrzeć do miejskich second handów, żeby wygrzebać przedmioty z duszą. Resztę kolekcji dostarczali znajomi oraz studenci.

- Odkrywanie historii przedmiotów można porównać z pracą detektywa. Wymaga obszernych poszukiwań i dedukcji. Za każdym napisem na wieszaku kryją się sensacje, historie rodzinne i polityczne. Można je analizować na wiele sposobów. Jednak na koniec satysfakcja jest nie do opisania. To dla mnie sposób na relaks - zapewnia kolekcjonerka.

W zbiorach, oprócz wieszaków „firm chrześcijańskich”, znalazły się również te pochodzące z domów handlowych prowadzonych przez lubelskich Żydów. - Walka o rynek w latach 30. ubiegłego wieku była zabójcza - zapewnia nasza bohaterka. - Krakowskie Przedmieście, ul. Kapucyńska i Królewska były w centrum lubelskiego handlu - dodaje.

Wśród eksponatów są między innymi wieszaki od Kor-mana i Fischmana, a także ten najcenniejszy z domu handlowego Gryzolet. - Sklep Gryzoletów mieścił się przy ul. Królewskiej 13, prowadziła go zamożna rodzina żydowska. W swojej ofercie miał galanterię damską, męską oraz futra. Córka właścicieli Zofia Gryzoletówna była jedną z dwóch osób z rodziny, które przeżyły wojnę. Ojciec chcąc szkolić córkę w zawodzie garbarza, posłał ją do Belgii na studia. Niemcy jednak szybko się zorientowali, że jest Żydówką. Wtargnęli do jej domu i zabrali cały dobytek, wszystko, oprócz wieszaka z rodzinnym logo. To jedyna rzecz, jaka jej została po rodzinie, po sklepie i po całym lubelskim świecie, którego już nie było - opowiada Gosia Michalska-Nakonieczna.

Do historii związanych z przedwojennymi wieszakami historyczka sztuki dociera dzięki napisom wytłoczonym w drewnie. - Wieszak był przed wojną elementem reklamowym. Każdy miał napis z nazwą i adresem sklepu, dzięki temu klient mógł łatwo do niego wrócić. Dawniej garderoba była traktowana jako inwestycja, a o rzeczy się dbało. Futro czy wyroby skórzane, żeby zachować swoją formę, musiały wisieć na wieszakach i być odpowiednio przechowywane - opisuje kobieta.

Pasja zbierania wieszaków z lubelską historią przybrała w końcu ogólnopolski zasięg. Powstała strona internetowa „Historia na wieszaku”, a do kolekcji trafiają wieszaki również z innych zakątków kraju, a nawet z zagranicy.

- Wśród nich znajdują się poniemieckie wieszaki z ziem odzyskanych. Mam w swoich zbiorach np. wieszak z Sopotu z Adolfhitlerstrasse, a także znaleziony przez przyjaciółkę wieszak z ulicy Nalewki w Warszawie, która zniknęła z powierzchni miasta wraz z II wojną światową. Zaskoczeniem był też wieszak marki C&A, którą wszyscy kojarzymy jako współczesną firmę. Okazało się, że sklep ma bardzo długą i zawiłą historię - opowiada kolekcjonerka.

Wieszaki są nie tylko kolekcją domową. Uczestniczą często w wystawach. Pojawiały się między innymi na tegorocznej Nocy Kultury czy w projekcie Fundacji Szpilka „Czuję miętę do Lublina”.

- Wartością tej kolekcji jest to, że stanowi zapis historii, którą można pokazać każdemu, nie tylko tym, co lubią grube książki i opracowania naukowe. To udowodnienie, że historię można przekazywać za pomocą zwykłych, codziennych przedmiotów - zapewnia Gosia Michalska-Na-konieczna.

Anna Pawelczyk

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Polska Press Sp. z o.o.