Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Wielka reforma studiów to ostra walka o przetrwanie

Magdalena Kula
Minister nauki Barbara Kudrycka ma już gotowy projekt nowelizacji ustawy o szkolnictwie wyższym. Właśnie trafił do konsultacji międzyresortowych.

Rząd Tuska ostatecznie wycofuje się z przedwyborczych zapowiedzi powszechnej odpłatności za studia i systemu stypendiów dla najuboższych oraz najzdolniejszych, co od lat zaleca Polsce m.in. Komisja Europejska, OECD i Bank Światowy. Bo nasz obecny system nie jest sprawiedliwy - z nieodpłatnych dziennych studiów, finansowanych przez budżet państwa korzystają wybrańcy, ponad 60 proc. z blisko dwumilionowej rzeszy żaków płaci za naukę.

Jak ujawnił już w styczniu dziennik "Polska", Ministerstwo Nauki wprowadzi jednak ograniczenia w studiowaniu na koszt podatnika. Rozwiązanie przypomina bon edukacyjny. Student, który dostał się na dzienne studia, będzie miał opłacone przez budżet państwa zajęcia za 300 europejskich punktów ECTS (przyznaje się je za każdy zaliczony przedmiot; aby ukończyć pięcioletnie studia magisterskie, student musi ich zdobyć właśnie 300). To oznacza, że maturzysta, który dostanie się na dziennie studia w państwowej uczelni, będzie mógł nieodpłatnie studiować 10 semestrów. Jeśli zamarzy o dodatkowych studiach - musi szykować portfel. Na darmowy drugi stacjonarny kierunek załapie się tylko 10 proc. najzdolniejszych żaków.

To nie koniec zmian. Uczelnie w trudnej kondycji finansowej będą mogły się łączyć z silniejszymi . Możliwa będzie fuzja nie tylko dwóch szkół państwowych czy dwóch prywatnych. Silny państwowy uniwersytet może też wchłonąć słabszą prywatną szkołę z regionu.

To może się okazać jedyną formą przetrwania w obliczu niżu demograficznego. Według prognoz GUS-u w 2010 r. liczba osób w wieku 19-24 lat spadnie z 3,6 do 3,3 mln. Pięć lat później, w 2015 r., osób w wieku studenckim ma być już tylko 2,8 mln. To oznacza w perspektywie najwyżej 12 lat krach na rynku prywatnych studiów, który rozrósł się do monstrualnych rozmiarów pod koniec lat 90. W Polsce mamy teraz 427 uczelni - najwięcej w Europie. Aż 301 to szkoły prywatne.

Wszystkie stanowiska naukowe mają być obsadzane w drodze konkursów, a każdy uczony będzie mógł pracować tylko na dwóch etatach. Ustawa określa też, za co w uczelniach nie wolno pobierać pieniędzy od studentów. Nieodpłatne pozostaną egzaminy - także komisyjne, co głośno krytykują prywatne szkoły wyższe. Za darmo będą wydawane dyplomy i suplementy do nich.

Zmiany miałyby wejść w życie w roku akademickim 2010/11. Ale minister Kudryckiej nie będzie łatwo ich przeforsować. Już zaatakowała ją sejmowa opozycja. Politycy PiS - Michał Kamiński i Adam Hofer zarzucili szefowej resortu, że dokłada cegłę do studenckiego plecaka i chce ich karać za głód nauki.

Z prof. Barbarą Kudrycką ministrem nauki i szkolnictwa wyższego rozmawia Magdalena Kula

PiS oskarża panią o ograniczanie młodym ludziom dostępu do nieodpłatnych studiów i karanie studentów za głód nauki. System finansowania szkolnictwa wyższego to sprawa polityczna?

Uważam, że PiS wykorzystuje informacje zamieszczone w mediach do celów politycznych. Mało tego - nie znając naszych założeń. Z konferencji, którą zorganizowali Michał Kamiński i Adam Hoffman wynika, że krytykowali naszą reformę bez znajomości konkretnych zapisów projektu. Zarzucają nam, że przeciw projektowi buntują się studenci, tymczasem nasz pakiet jest moim zdaniem wyjątkowo prostudencki i został uzgodniony z Parlamentem Studentów RP. Dziwi mnie, że PiS już na tym etapie podejmuje atak.

Już w styczniu na łamach "Polski" ujawniliśmy, że rząd chce limitować dostęp do studiów na koszt podatnika. Pierwszy kierunek studiów stacjonarnych w państwowej uczelni pozostanie nieodpłatny, ale na kolejne dzienne studia trzeba będzie już wyłożyć pieniądze.

Prawo studiowania nieodpłatnie drugiego kierunku pozostawimy jednak 10 proc. najzdolniejszych studentów - z naszych analiz wynika, że obecnie drugie studia na koszt państwa podejmuje właśnie taka liczba osób. My jednak chcemy mieć pewność, że z tego przywileju skorzystają wyłącznie najzdolniejsi studenci, zaangażowani w naukę. Chcemy mieć gwarancję, że jak już ktoś zacznie kolejne studia finansowane z kieszeni podatnika, to je skończy. Teraz nie zawsze tak jest, część osób zdobywa drugi indeks, a po roku czy dwóch przestaje studiować. To zmarnowane pieniądze podatnika.

Jak rząd chce wyłonić tych najzdolniejszych?

Student który zechce się dostać na drugi dzienny kierunek w publicznej uczelni, będzie musiał uzyskać potwierdzenie od dziekana, że rzeczywiście należy do tych 10 proc. najlepszych studentów. Chcielibyśmy, by nieodpłatnie można było studiować do woli, ale na to budżetu państwa nie stać. A skoro tak, to dajmy ten przywilej najlepszym. Dzięki temu uwolnimy też miejsca dla dziennych studiach dla najlepszych maturzystów, więcej z nich będzie mieć szansę dostania się na studia opłacane przez państwo, szczególnie tych, którym dziś blokują miejsca studiujący na wielu kierunkach, często nie całkiem nierzetelnie

Jak państwo chce to kontrolować?

Student rozpoczynający studia na pierwszym kierunku złoży oświadczenie, że to jego pierwsze studia. Starając się o przyjęcie na drugi dzienny kierunek w państwowej uczelni, gwarancją będzie deklaracja od dziekana.

A jeśli złoży nieprawdziwe oświadczenie, że to jego pierwsze studia?

Fałszywe oświadczenie będzie podlegało odpowiedzialności karnej za poświadczenie nieprawdy. Nie możemy też z góry zakładać tak małego zaufania do studentów.

Przed wyborami mówiła pani odważnie, że trzeba w Polsce wprowadzić powszechną odpłatność za studia i jednocześnie szeroki system stypendiów dla najbiedniejszych i najzdolniejszych. Dwie trzecie studentów słono płaci za naukę, a ze studiów finansowanych przez wszystkich podatników korzystają tylko wybrańcy. Teraz, mam wrażenie, stosuje pani półśrodki.

Nigdy tak nie mówiłam - twierdziłam, że obecny system finansowania studiów wyższych nie jest do końca sprawiedliwy. Były prowadzone debaty nad wprowadzeniem bonu edukacyjnego czy innego sposobu kredytowania studiów. To wiązałoby się jednak z potężnymi wydatkami, na które w obecnej sytuacji kryzysu gospodarczego, nie możemy sobie pozwolić. Kredytowanie studiów wiązałoby się z zamrożeniem większych funduszy. I przyznam, że jesteśmy teraz atakowani przez uczelnie niepubliczne, że tych wcześniejszych obietnic nie realizujemy.

Część środowiska naukowego zarzuca pani faworyzowanie uczelni prywatnych. Świadczyć ma o tym zapisane w projekcie limitowanie liczby miejsc na nowych dziennych kierunkach studiów, tworzonych w państwowych szkołach. Ci, którzy nie załapią się na ustalona liczbę miejsc, będą mu-sieli szukać indeksów na płatnych studiach.

To nie tak. W sytuacji potężnego niżu demograficznego, który wkracza na uczelnie i jednocześnie nakładającego się na ten czas kryzysu gospodarczego, państwo musi zadbać o odpowiednie proporcje w liczbie studentów, którzy studiują na koszt budżetu państwa i tych, którzy sami płacą za naukę. Teraz 60 proc. płaci za studia, a pozostali studiują na koszt państwa. Chcielibyśmy utrzymać te proporcje.

Niż jest tak duży, że uczelnie publiczne wykorzystując swój potencjał, budynki, kadrę, mogłyby zmieść z rynku nawet te dobre uczelnie prywatne?

Gdyby w najbliższych latach silne uczelnie państwowe żywiołowo, bez żadnych ograniczeń przyjmowały na finansowane przez państwo studia wszystkich chętnych, to po pierwsze - budżet państwa tego nie udźwignie, a po drugie - połowa niepublicznych uczelni upadnie. Obowiązkiem ministra nauki jest czuwanie nad całym sektorem szkolnictwa wyższego - i państwowym, i niepublicznym. Uznaliśmy, że jeśli uczelnia państwowa zechce założyć nowy kierunek studiów, może go samodzielnie nazywać, kształtować program wedle własnego uznania - ale musi pilnować ogólnej liczby studiujących. Jeśli na nowatorskim, interdyscyplinarnym kierunku zwiększamy liczbę miejsc, to trzeba je ograniczyć na innym, być może mniej interesującym. Pula pieniędzy na funkcjonowanie publicznych uczelni nie jest bez dna - chcemy wykładać pieniądze na te kierunki, które są strategiczne dla gospodarki kraju, dla rozwoju cywilizacyjnego państwa. Tam gdzie jakość kształcenia jest najwyższa, tam popłynie najwięcej publicznych pieniędzy.

To nie nadmierna ingerencja państwa w rynek edukacji?

My nie limitujemy miejsc na istniejących kierunkach studiów. To nadal pozostaje w gestii uczelni. Mówimy tylko, że państwowe uczelnie nie mogą bez końca tworzyć no-wych miejsc studiów. Jesteśmy teraz w takiej sytuacji, że zwiększając liczbę studentów i finansowania ich z budżetu państwa w jednej uczelni, będziemy musieli odebrać fundusze drugiej. My tak piszemy tę ustawę, żeby nie faworyzować ani uczelni państwowych, ani prywatnych - chcemy po prostu wspierać dobre kierunki studiów, dobre uczelnie.

Od lat ostrzegano, że niż zmiecie z rynku połowę prywatnych uczelni. Był czas, by się do tego przygotować. Wśród prywatnych szkół wyższych są takie, które są bardzo wartościowe, ale i zwykłe fabryki dyplomów.

Dlatego tworzymy nowy system finansowania studiów. Do tej pory z pieniędzy z budżetu państwa korzystały tylko publiczne uczelnie. Teraz równie dużą pulę, jak na studia stacjonarne, przeznaczamy na konkursy, granty - w walce o nie uczelnie państwowe i prywatne mają równe szanse, niezależnie od tego, jaki sektor reprezentują.

Nowy system będzie bardziej sprawiedliwy czy tylko niesprawiedliwy inaczej?

Będzie bardziej konkurencyjny i przez to bardziej sprawiedliwy.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na kurierlubelski.pl Kurier Lubelski