Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Władysław Horodecki - kijowski Gaudi. Felieton kresowy Pawła Bobołowicza

Paweł Bobołowicz
Siedzi przy kawiarnianym stoliku trzymając w rękach filiżankę z kawą. Lekko ją unosi opierając łokieć na okrągłym blacie. Elegancko ubrany, z lekkim uśmiechem spogląda na przechodniów spod kapelusza, a że obok stoi wolne krzesło, można zawsze się do niego przysiąść, choćby na chwilę. Na stoliku leży książka jego autorstwa „W dżungli Afryki. Dziennik myśliwego”. Książki nie otworzymy, a z filiżanki mężczyzna w kapeluszu nigdy nie napije się kawy, jest to bowiem tylko kijowski pomnik zapewne najwybitniejszego architekta tego miasta Leszka Dezyderego Władysława Horodeckiego, którego 158. urodziny właśnie obchodziliśmy.

Władysław Horodecki urodził się 4 czerwca 1863 roku w polskiej, szlacheckiej rodzinie w Szołudkach na Podolu. Po edukacji w Odessie i Petersburgu trafił do Kijowa, w czasie gdy miasto to przeżywało prawdziwy boom gospodarczy i tym samym architektoniczny na przełomie XIX i XX wieku. I Horodecki potrafił to wykorzystać. Najpierw często pracując za darmo, z czasem stał się mistrzem stylów tego okresu, projektując świątynie, budynki mieszkalne i użytkowe, gmachy publiczne, a nawet miejskie szalety.

Pomnik architekta ustawiony jest w jednym z najdroższych pasaży handlowych ukraińskiej stolicy, przylegającym do głównej arterii miasta – Chreszczatyku, otoczony najdroższymi butikami, których luksus i ceny zwalają z nóg nawet pewnych zawartości swego portfela turystów z Polski. Horodecki wyjątkowo do tego miejsca pasuje. Był właścicielem jednego z pierwszych samochodów w Kijowie, jeździł z otwartym dachem i małpką na ramieniu, ubierał się drogo i elegancko, zresztą ubrania też projektował – nawet suknie swojej żonie. I żył pełnią życia.

W pobliżu pomnika znajduje się ulica nosząca jego imię, a wokół można się natknąć na wiele budynków, które ten wybitny architekt zaprojektował. W odległości kilku minut znajduje się budowla, przez wielu uważana za jego główne dzieło: Dom z chimerami. Zaprojektowany na skarpie jako luksusowy apartamentowiec, za życia jednak nie przyniósł architektowi zaplanowanych zysków. Jego bryła ozdobiona wizerunkami stworzeń prawdziwych i mitycznych, z wręcz wyskakującymi na przechodniów nosorożcami, gadami, ptakami i stworzeniami morskimi na zawsze pozostała sztandarowym dziełem Horodeckiego. Luksusowy apartamentowiec, który z jednej strony ma sześć, a z drugiej trzy kondygnacje, został stworzony z betonu i według najnowszych, w tamtym czasie, technologii i na przekór potocznym opiniom, że tego nie uda się zrobić. Betonowe są również rzeźby, podobnie jak na innych jego budynkach, w tym lwy przed klasycystycznym budynkiem Narodowego Muzeum Sztuki Ukrainy przy ulicy Hruszewskiego. Horodecki zresztą miał własną betoniarnię pod Kijowem. Chimery i ponury nastrój budowli miał oddawać stan duszy po śmierci córki architekta, ale badacze uważają, że wszystkie te opowieści są jedynie legendami, które zapewne współtworzył sam Horodecki. Prawdziwe chimery dom opanowały w czasach bolszewickich – były w nim pomieszczenia sztabowe bolszewików i urzędowali tam czekistowscy weterani, a z czasem budynek stał się kliniką dla członków najwyższych władz komunistycznej Ukrainy.

Dziś, położony naprzeciwko siedziby prezydenta Ukrainy, odremontowany pełni funkcje reprezentacyjne, tu spotkają się współmałżonkowie towarzyszący głowom państw w czasie wizyt w Kijowie. Tu w czasie ubiegłorocznej wizyty prezydenckiej pary w Kijowie z Ołeną Zełenską, żoną prezydenta Ukrainy, spotykała się Agata Kornhauser-Duda małżonka prezydenta RP.

Ręka Horodeckiego towarzyszyła powstaniu pięknej neogotyckiej budowli kościoła św, Mikołaja w Kijowie (który do dziś nie może powrócić do rzymskokatolickiej społeczności tego miasta) i stworzyła projekt kienasy karaimskiej, którą można podziwiać na wprost polskiej ambasady w ukraińskiej stolicy. I dla mnie ten właśnie budynek jest najpiękniejszym dziełem polskiego architekta. Portal kienasy stał się w ostatnim czasie ulubionym miejscem gry jazzowych muzyków Pawło Frumina i Stasa Galaydyuka- koniecznie musicie to kiedyś Państwo usłyszeć i zobaczyć.

W różnego rodzaju opracowaniach możemy przeczytać, że Horodecki wyjechał z Kijowa w 1920 roku. W rzeczywistości, jak wielu naszych rodaków, którzy z tym miastem byli związani, musiał uciekać przed bolszewikami i ukochany Kijów opuścił na zawsze. Pracował początkowo w Polsce, ale w końcu trafił do Teheranu, gdzie był głównym architektem Syndykatu Kolei Perskich, dla których projektował m.in. przebudowę pałacu Rezy Szacha Pahlawiego oraz pierwszy w Persji dworzec kolejowy. Zmarł 3 stycznia 1930 roku w Teheranie, gdzie jest jego grób z polską inskrypcją - „Profesor architektury”, a grobem zajmują się wspólnie polska i ukraińska ambasada.

Już w pierwszym moim felietonie wskazałem na lubelski ślad Horodeckiego: w naszym mieście ten „kijowski Gaudi” zaprojektował bowiem budynki zakładów mięsnych i elektrowni, ale jego budowle znajdziecie też w Łodzi, Częstochowie, Radomiu i Piotrkowie. Jednak by w pełni odczuć dzieła mistrza, musicie drodzy Czytelnicy dotrzeć nad Dniepr.

Przygotowując felieton autor korzystał z następujących źródeł: culture.pl, Instytut Polski w Kijowie, Dziennik Kijowski.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Powrót reprezentacji z Walii. Okęcie i kibice

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na kurierlubelski.pl Kurier Lubelski