Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Władysław Kosiniak-Kamysz: Jesteśmy nieprzygotowani do czwartej fali pandemii

Dorota Kowalska
Dorota Kowalska
Władysław Kosiniak-Kamysz: Jesteśmy nieprzygotowani do czwartej fali pandemii
Władysław Kosiniak-Kamysz: Jesteśmy nieprzygotowani do czwartej fali pandemii adam jankowski
Decyzje, które są dzisiaj podejmowane, mogą nas ochronić na przyszłość, ale nie ochronią nas przed czwartą falą pandemii. Rządzący zachowują się tak, jak gdyby nie widzieli setek zgonów codziennie i liczyli na to, że pandemia ich posłucha i poczeka do marca. To skrajnie nieodpowiedzialne - mówi Władysław Kosiniak-Kamysz, lekarz, prezes Polskiego Stronnictwa Ludowego.

Został pan po raz trzeci wybrany prezesem Polskiego Stronnictwa Ludowego. Bał się pan tych wyborów czy był pewny wygranej?
Kiedy obejmowałem stery w partii, PSL było w nie najlepszej sytuacji. W wyborach w roku 2015 ledwo przekroczyliśmy próg wyborczy, mieliśmy trudną sytuację wewnętrzną, partia była zadłużona oraz utraciliśmy władzę. Przeprowadziłem PSL przez najtrudniejszy czas. To wielka próba dla młodego polityka, jak sobie na tak ważnym stanowisku w tak trudnych czasach poradzi. Tym bardziej dziękuję moim koleżankom i kolegom, że okazali mi tak duże zaufanie, bo na ostatnim kongresie otrzymałem 90 procent głosów, trzeci raz z rzędu zostałem wybrany na prezesa PSL. To cieszy tym bardziej, że od sześciu lat jesteśmy w opozycji, więc trudniej jest zaoferować spełnienie postulatów o charakterze programowym, merytorycznym, bo po prostu nie mamy wpływu na większość rzeczy, jakie dzieją się w Sejmie. Chociaż część naszych zamierzeń się udała, jak chociażby wybór rzecznika praw obywatelskich czy zatrzymanie piątki Kaczyńskiego. Byłem wychowany w etosie pracy i cieszę się, że pracowitość przyniosła pożytek, bo nie zawsze tak się dzieje w polityce.

Do pierwszej politycznej ligi wraca Waldemar Pawlak, który został przewodniczącym Rady Naczelnej Polskiego Stronnictwa Ludowego. Pan się cieszy z tego powrotu?
To dobre połączenie młodości i doświadczenia. Waldemar Pawlak, z którym przez ostatnie lata bardzo często rozmawiałem, konsultowałem z nim wiele kwestii, spotykaliśmy się wielokrotnie, będzie teraz twarzą, która dla tradycyjnego elektoratu PSL z polskiej wsi jest ważna. A wiem, że tam panuje ogromne rozgoryczenie po rządach Prawa i Sprawiedliwości. Polska wieś poszukuje reprezentacji, która będzie mogła spełnić jej oczekiwania, a Waldemar Pawlak dobrze się na wsi kojarzy.

Polską wieś odbiło wam Prawo i Sprawiedliwość.
Tak, ale Prawo i Sprawiedliwość na polskiej wsi abdykowało, bo zamiast gospodarza, którym mieli na niej być, stali się panem na włościach. Dzisiaj są nieskuteczni, niewiarygodni w swoich obietnicach, niekompetentni. Pokazują to wyraźnie statystyki.

Jakieś konkrety?
Proszę bardzo: 126 000 gospodarstw zlikwidowanych pomiędzy rokiem 2016 a 2020, opóźnione dopłaty, przypominam, że miały być podwojone, brak holdingu spożywczego, szalejące ceny w sklepach, a przy tym niskie ceny dla rolników, najniższe ceny trzody chlewnej od 20 lat - to jest miara upadku PiS na wsi. Miało być wyrównywanie szans, a program połączeń PKS okazał się klapą, a na stałe do kościołów weszła polityka.

Ale Prawo i Sprawiedliwość wciąż robi na wsiach lepszy wynik wyborczy niż wy!
Tak, jest część elektoratu socjalnego, który głosuje na PiS i pewnie ten elektorat na PiS będzie głosował, ale my chcemy się zwrócić do elektoratu gospodarnego, do ludzi pracujących. Nie tylko do gospodarzy, ale i tych, którzy mają przedsiębiorstwa w małych miejscowościach czy na wsiach, którzy stanowią o rozwoju polskiej wsi, chcemy zawalczyć o nauczycieli. Bardzo dużo na naszym kongresie mówiliśmy o edukacji, o szkołach wiejskich, o samorządzie, który na wsiach ma jeszcze większe znaczenie niż w dużych miastach. Na wsiach każdy zna radnego, wójta, każdy może do nich przyjść. Więc my o tę wieś będziemy się upominać i o tę wieś zawalczymy.

Pan jest zwolennikiem obowiązkowych szczepień przeciwko COVID-19?
Uważam, że minister zdrowia ma wszelkie instrumenty i wszelką wiedzę, żeby podjąć decyzję o obowiązku takich szczepień. Takie decyzje wprowadza się nie ustawą, a właśnie rozporządzeniem ministra zdrowia. Obecnie czternaście chorób jest objętych obowiązkiem szczepień, między innymi gruźlica, błonica, krztusiec, WZW. To choroby, które, na szczęście, w większości wyeliminowaliśmy właśnie dlatego, że ktoś kiedyś wymyślił skuteczne szczepionki. Jestem wielkim zwolennikiem szczepień. Ale powtarzam, to minister zdrowia powinien zdecydować o takim obowiązku. To nie jest odpowiedzialność opozycji, a ministra zdrowia, który ma ten instrument przypisany ustawowo. Wystarczy jego jeden podpis.

Ale pytam pana jako lekarza: uważa pan, że taki obowiązek powinien zostać wprowadzony?
Oczekuję decyzji od ministra zdrowia. Osobiście kierowałbym się wskazaniami rady medycznej, wskazaniami ekspertów, rady epidemicznej. Gdybym był premierem, powołałbym radę epidemiczną, w której skład wchodziliby lekarze, epidemiolodzy, psycholodzy i ekonomiści. Wdrażałbym w życie decyzje czy rekomendacje tej rady. Minister zdrowia nie dzieli się ze mną informacjami, a jestem lekarzem, on sam nim nie jest i nie przepracował godziny w szpitalu w trakcie trwania pandemii. Sam przepracowałem wiele godzin, pomagając ludziom zarażonym COVID-19. Na pewno widzę potrzebę szczególnie intensywnego szczepienia grup zawodowych, takich jak nauczyciele, personel medyczny, personel domów pomocy społecznej oraz służby mundurowe.

Od 1 marca ma wejść obowiązek szczepień właśnie dla nauczycieli, medyków i służb mundurowych. W środę minister zdrowia ogłosił także inne obostrzenia związane z pandemią. Nie za późno?
Jesteśmy nieprzygotowani do czwartej fali pandemii. Decyzje, które są dzisiaj podejmowane, mogą nas ochronić na przyszłość, ale nie ochronią nas przed czwartą falą pandemii. Rządzący zachowują się tak, jak gdyby nie widzieli setek zgonów codziennie i liczyli na to, że pandemia ich posłucha i poczeka do marca. To skrajnie nieodpowiedzialne. Głupie po prostu.

Jak pan myśli, czemu rząd nie chciał skorzystać z tego, co zrobiło wiele krajów zachodnich, nie wprowadził pewnych przywilejów dla osób zaszczepionych, bo tam tylko osoby zaszczepione mogą chodzić do restauracji, do kin, do teatrów. Te obostrzenia sprawiły, że ludzie ruszyli do szczepień. U nas mamy zaszczepionych 54 procent społeczeństwa, to jednak zdecydowanie za mało.
Uważam, że popełniono błędy na samym początku akcji szczepień. Nie opracowano schematu postępowania, nie określono - do jakich grup, jakimi sposobami należy docierać. Uważam, że ogromnym błędem od samego początku jest niezaangażowanie Kościoła, szczególnie Kościoła katolickiego w akcję szczepień. Proboszczowie mogliby odegrać w niej kluczową rolę, bo gdyby dali na ogłoszeniach informacje, że po każdej mszy będzie się można zaszczepić i że trzeba się szczepić, sytuacja wyglądałaby inaczej. Oni, jeśli już, mówili: „Proszę rozważyć możliwość szczepienia”, a powinni mówić: „Trzeba się szczepić, bo tak nakazuje wiedza medyczna”. To nie byłby przymus czy obowiązek, ale jasne wskazanie. To jest pierwsza rzecz, druga rzecz, a może pierwsza, bo zawsze trzeba zaczynać od siebie - rządzący nie zaangażowali się w pełni w tę akcję. Prezydent Duda cały czas mruga do antyszczepionkowców i też mówi: „Rozważcie”, a ja mówię: „Zaszczepcie się” - tym się różnię od prezydenta Dudy. Zabrakło jasnego sygnału ze strony władz państwowych o potrzebie szczepienia się, o tym, jak bardzo to ważne. Trzecia sprawa - zabrakło zachęty, również zachęty o charakterze finansowym, tak jak w innych państwach. Czemu w Grecji młodzi ludzie tak chętnie się szczepili? Bo dostali za to pieniądze. My proponujemy albo zachętę finansową, albo ulgę podatkową, bo to też dobre rozwiązanie. Podsumowując: akcję szczepień przeprowadziłbym inaczej. Uważam, że ona jest jedną z największych porażek tego rządu. Mamy bardzo dużo szczepionek, mamy świetnie sprawdzone szczepionki, bo nie ma drugiej choroby, na którą w tak krótkim czasie tak dokładnie by je przetestowano. I co? I nic. Oczywiście, szczepionki nie dają 100-procentowej pewności, że się nie zakazimy, ale ograniczają wielokrotnie ryzyko ciężkiego przebiegu choroby i zmniejszają do minimum ryzyko zgonu.

Panie przewodniczący, mamy konflikt przy granicy, mamy napięte stosunki z Białorusią i z Rosją. Tymczasem Jarosław Kaczyński spotyka się w Warszawie z przedstawicielami mocno prawicowych partii, które właściwie negują Unię Europejską w takiej formie, w jakiej funkcjonuje obecnie. Na zorganizowanym przez PiS Warsaw Summit do stołu usiedli m.in. premier Węgier Viktor Orbán, liderka francuskiego Zjednoczenia Narodowego Marine Le Pen, Santiago Abascal z hiszpańskiej partii Vox. A także przedstawiciele estońskiej Konserwatywnej Partii Ludowej, Prawdziwych Finów, Narodowo-Chłopskiej Partii Chrześcijańsko-Demokratycznej z Rumunii, holenderskiej JA21 i Belgijskiego Interesu Flamandzkiego. Czy pańskim zdaniem to dobre posunięcie?
Kreowaniu kolejnego wroga, a teraz rządzący wzięli sobie na cel Unię Europejską. Ze szkodą dla nas wszystkich, a przede wszystkim dla naszego bezpieczeństwa. Jesteśmy opozycją racjonalną, szczególnie jeżeli chodzi właśnie o bezpieczeństwo państwa. Zagłosowaliśmy za budową muru, za budową tej linii bezpieczeństwa na granicy polsko-białoruskiej z uwagi na to, że bezpieczeństwo dla nas jest sprawą pozapolityczną, jest sprawą narodową. Zagłosowaliśmy „za” także z uwagi na wezwanie państw Unii Europejskiej, bo w październiku kilkanaście państw Unii, w tym Austria i Dania, podpisały specjalny wniosek, w którym apelowały, aby państwa wschodniej części Unii Europejskiej budowały barierę na granicy. Teraz widzimy, że Unia Europejska przyznała nam rację i będzie finansować budowę muru w dużo większy sposób niż do tej pory. Jesteśmy jedyną formacją opozycyjną, która się tak zachowała. Myślę, że warto to zauważyć - potrafimy niezależnie od krytycznych ocen wobec rządu przedkładać zawsze sprawy wagi państwowej na plan pierwszy. A spotykanie się z tymi, którzy chcą rozsadzać od środka Unię Europejską, dla których Ukraina to rosyjska strefa wpływów, jest błędem, szczególnie w tak niebezpiecznych czasach, jakie mamy dzisiaj. Uważam, że premier nie powinien budować frakcji wybuchowej w Unii Europejskiej. Powinien spotykać się z szefami rządów, a prezydent z głowami państw, żeby budować bezpieczeństwo Polski i wzmacniać w Unii Europejskiej frakcję odpowiedzialności i rozwoju, a nie frakcję podkładania bomby politycznej pod strukturami Unii Europejskiej.

Mówi pan o budowaniu muru na granicy. Oczywiście, bezpieczeństwo kraju to rzecz ważna, jeżeli nie najważniejsza. Tyle tylko, że na granicy są setki ludzi oszukanych przez reżim Łukaszenki. Tym ludziom nie należy się jakaś pomoc humanitarna? Mają na tej granicy umierać z zimna i głodu? Już umierają!
Oczywiście, że nie. Bezpieczeństwo musi iść w parze z człowieczeństwem. Gdybym był szefem rządu, w taki sposób prowadziłbym działania: umacnianie granicy, ochrona granic Polski, niedanie szansy na zrobienie z Polski migracyjnego pasa transmisyjnego do Niemiec, nieuleganie systemowemu, zaplanowanemu działaniu Łukaszenki, ale połączone z pomocą humanitarną dla tych, którzy oczekują szklanki wody, szklanki ciepłej herbaty czy koca. Zaangażowałbym do współpracy z państwem samorządy i organizacje pozarządowe. Wiem, że dzisiaj nasi samorządowcy, choćby z gminy Gdów, pomagają, robią zbiórki i przesyłają zebrane rzeczy do burmistrza Michałowa, który udziela migrantom pomocy na miejscu. Gdyby państwo zaangażowało w tę sytuację takie organizacje jak Caritas, sprawa wyglądałaby inaczej. Przecież dwie niedziele temu Caritas zorganizował pod kościołami zbiórkę na pomoc osobom potrzebującym na granicy polsko-białoruskiej. Więc rząd powinien bronić granicy, dbać o bezpieczeństwo, a organizacje pozarządowe powinny mieć możliwość udzielania pomocy humanitarnej tym ludziom.

Myśli pan, że Łukasz Mejza zachowa stanowisko wiceministra sportu czy jednak Prawo i Sprawiedliwość pozbędzie się go z rządu?
Uważam, że jeżeli nie pozbędzie się go z rządu, to popełni fatalny błąd, nie tylko wizerunkowy, ale tak naprawdę wyniszczający dla siebie. Dzisiaj jest tak wiele spraw ważnych dla Polski, a rządzący muszą się zajmować odpowiadaniem na pytania o pana Mejzę. Jest jeszcze zasadnicza sprawa: dlaczego w ogóle doszło do nominacji pana Mejzy? Przecież są służby, które pewnie go sprawdzały, rządzący na 100 procent wiedzieli o tym, co robił w roku 2020. Więc czemu nie zablokowali tej nominacji?

To nie jest pierwsza taka nominacja, wspomnę jeszcze chociażby Mariana Banasia. Jego służby też powinny sprawdzić?
Myślę, że ciężar gatunkowy sprawy pana Mejzy jest jednak większy, bo tutaj chodzi o dawanie fałszywej nadziei na leczenie ciężko chorych dzieci, co dla mnie jako lekarza jest okropieństwem.

Chyba dla wszystkich to podłość.
Oczywiście! Użyłem takiego sformułowania, bo lekarze są po prostu na takie kwestie szczególnie wyczuleni, ale, oczywiście, dla każdego to okropieństwo. Dlatego mówię, że ciężar gatunkowy tej historii jest jeszcze większy. I myślę, że większość sejmowa, która wisi na panu Mejzie, nie jest warta pozostawiania go w rządzie. To jest cena zbyt wysoka. Wiem, że władza ma swoją cenę, ale uważam, że jest granica przyzwoitości, a ona została tutaj przekroczona.

Dzisiaj ponownie wraca sprawa działek zakupionych przez rodzinę premiera Morawieckiego. Uważa pan, że powinna być wprowadzona zasada jawności majątków rodzin polityków?
Ona została obiecana w kampanii wyborczej i w zaplanowany sposób wyrzucana przez Trybunał Konstytucyjny. Rządzący nie dotrzymali obietnicy, są nieodpowiedzialni, po raz kolejny to udowodnili. Tylko ze względów wyborczych zaproponowali wtedy tę ustawę, za którą my zagłosowaliśmy, i po prostu nie wprowadzają jej w życie. Oszukali wyborców po raz kolejny. Uważam, że taka ustawa powinna zostać przyjęta i powinna funkcjonować.

Ale myśli pan, że ta konkretna sprawa zaszkodzi premierowi? Bo wydaje się, że Prawu i Sprawiedliwości afery jakoś nie szkodzą.
Każda taka afera to kropla, która drąży skałę. Sama niewiele robi, ale suma tych zdarzeń jest bardzo niebezpieczna dla rządzących. Nie ma partii teflonowych. Na pozór wydaje się, że takie historie nie wpływają na rządzących - wpływają. CPK, Ostrołęka, dwie wieże, sprawa działek, respiratory, miliardy dla TVP, dziesiątki mniejszych afer, aferek - naprawdę ludzie to widzą. Polacy dali duży kredyt zaufania rządzącym, ale on ma też określoną trwałość i myślę, że przeminie.

Jak pan ocenia interwencję Narodowego Banku Polskiego i premiera Morawieckiego w związku z rosnącą inflacją? Czy to był dobry ruch?
Rozmawiam ze swoimi ekspertami, z Radą Gospodarczą działającą przy Koalicji Polskiej i jej ocena jest jednoznaczna: za politykę inflacyjną odpowiada Rada Polityki Pieniężnej i Narodowy Bank Polski, prezes Narodowego Banku Polskiego. W tym wypadku nie wywiązali się z tego obowiązku. Ich decyzje są o rok spóźnione, nie utrzymali inflacji w ryzach, a ona pomiędzy świętami Bożego Narodzenia i świętami Wielkiej Nocy będzie jeszcze wyższa. Te działania, które zostały podjęte miesiąc temu czy dwa miesiące temu, przyniosą swoje skutki dopiero w trzecim kwartale przyszłego roku. Już jakiś czas temu przedstawialiśmy projekty obniżki VAT na energię elektryczną, obniżki akcyzy na paliwo czy wsparcia tych, którzy najbardziej potrzebują opału, żałuję, że pan premier wtedy nas nie posłuchał. Dobrze, że teraz wyszedł z tą inicjatywą, ale ona nie powinna być wprowadzana na pięć miesięcy, powinna tak naprawdę zbilansować przynajmniej w jakiejś części straty, które ponoszą polscy obywatele już od kilku dobrych miesięcy.

Jakie pan sobie stawia cele, jeżeli chodzi o PSL, bo do wyborów mamy prawdopodobnie jeszcze dwa lata? Co możecie do tego czasu zrobić?
O tym właśnie mówiłem na Kongresie PSL: proponuję silne, samodzielne Polskie Stronnictwo Ludowe, które buduje blok centrowo-prawicowy na opozycji. Wyciągam rękę do innych partii opozycyjnych, chcemy współpracować, ale współpraca to nie jest wpisanie wszystkich na jedną listę wyborczą, tylko przyjęcie takich pozycji, które dają gwarancję wyboru większego dobra, nie mniejszego zła, i w efekcie wygranie wyborów. A dlaczego trzeba wygrać wybory i zmienić rząd? Po to, żeby wprowadzić spokój społeczny i zjednoczyć na nowo Polaków, po to, żeby przywrócić Polsce należne jej miejsce w strukturach Unii Europejskiej i umocnić Polskę w relacjach z sojusznikami. Żeby ochronić małe i średnie przedsiębiorstwa przed skutkami fanaberii radykałów, taką fanaberią dla małych i średnich przedsiębiorstw jest na przykład Polski Ład, w dużej części bardzo niebezpieczny, na pewno bardzo skomplikowany. Chcemy też przeprowadzić prawdziwą reformę ochrony zdrowia, ochronić i wzmocnić polską żywność tradycyjną, a dzięki temu budować silne konkurencyjne rolnictwo i polską wieś. Zatrzymać niszczenie polskiej szkoły, podmiotem ma być w niej uczeń, ale wpływ na szkołę muszą mieć także rodzice i nauczyciele. Chcemy wyprowadzić ideologię ze szkoły, a wprowadzić do niej idee. Polska powinna być bezpiecznym domem dla wszystkich. Mógłbym pewnie jeszcze wyliczać dziesiątki rzeczy, ale nasz plan polityczny sprowadza się do tych trzech rzeczy: silne PSL, współpracujące na opozycji, formujące jeden z bloków opozycyjnych, ten bardziej w centrum, bardziej na prawo, dalej - zwycięstwo wyborcze i w końcu - przeprowadzanie określonych reform w kraju.

Ile powinno być takich bloków wyborczych na opozycji? Dwa?
Wydaje się, że to optymalna liczba. Ona daje możliwość wyboru, ale też rozumie metodę D’Honda, która dzieli mandaty. Jedna lista wyborcza, którą proponuje część środowisk opozycyjnych, jest nie do przyjęcia. Trudno mi sobie na niej wyobrazić obok siebie pana Bartoszewskiego i Klaudię Jachirę. Taka lista sprawi, że stracimy wyborcę. On wtedy pójdzie i zagłosuje albo na PiS, albo, co gorsza, na Konfederację, albo zostanie w domu. Wiele osób do mnie pisze i tłumaczy: „Proszę nie schodzić z drogi budowania listy centroprawicowej, na którą będą mogli zagłosować dawni wyborcy PiS, ale też dawni wyborcy Platformy, która bardziej skręciła w lewo”. Jeżeli nie będzie takiej listy, to wiele z tych osób, tak jak poszło z zaciśniętymi zębami głosować na Andrzeja Dudę, tak po raz kolejny z zaciśniętymi zębami zagłosuje na PiS.

Pana zdaniem powrót do polskiej polityki Donalda Tuska coś zmienił?
Na pewno dał Platformie taki powiew nadziei i dobrych nie tylko wspomnień, ale i emocji, które z Donaldem Tuskiem w Platformie się wiążą. Ale oceniam to z zewnątrz, koledzy i koleżanki w Platformie muszą sobie wszystko sami układać. Życzę im jak najlepiej - razem współrządziliśmy, mamy wspólne doświadczenia. Różnimy się w części spraw, ale w wielu myślimy tak samo, chcemy trwałej obecności Polski w Unii Europejskiej i w zachodniej cywilizacji.

Ale co ten powrót zmienił dla całej opozycji?
Myślę, że mądre głowy są dzisiaj w polityce potrzebne, a na pewno Donald Tusk ma duże doświadczenie i nie jest to rzecz błaha.

Mamy pandemię, mamy kryzys na granicy i napięte stosunki z naszymi wschodnimi sąsiadami, myślę tu o Białorusi i Rosji, mamy inflację. Bierze pan pod uwagę możliwość przedterminowych wyborów?
To jest sprawa, o którą zabiegamy, więc biorę pod uwagę możliwość przedterminowych wyborów. Złożyliśmy wniosek o skrócenie kadencji parlamentu. Mam nadzieję, że on będzie niedługo głosowany z uwagi na to, że stan wyjątkowy już się zakończył. Oczywiście, jest okres 90 dni po stanie wyjątkowym, kiedy nie można organizować wyborów, ale zaraz potem taki wniosek powinien być przegłosowany. Uważamy, że nie ma czasu do stracenia, nieodpowiedzialne i niekompetentne rządy muszą się zakończyć.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Krokusy w Tatrach. W tym roku bardzo szybko

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na kurierlubelski.pl Kurier Lubelski