Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Wojciech Mann: - Życzę Państwu spokojnych świąt

Artur Borkowski
Wojciech MannJeden z najbardziej charyzmatycznych i opiniotwórczych dziennikarzy muzycznych w Polsce, autor tekstów piosenek, tłumacz tekstów piosenek z języka angielskiego. Na stałe współpracuje z Programem 3 Polskiego  Radia. Od lat związany również z TVP2, współautor legendarnych programów, takich jak "Non Stop Kolor", "Za chwilę dalszy ciąg programu" czy "Bardzo ostry dyżur". W latach 1993-2012 prowadził program "Szansa na sukces",  był głosem w "5-10-15", prowadzącym "Duże dzieci". W latach 90. współprowadził także talk show "MdM" (z Krzysztofem Materną, TVP1). Autor książek: "Kroniki wariata z kraju i ze świata", "RockMann, czyli jak nie zostałem saksofonistą" oraz z Krzysztofem Materną "Podróże małe i duże, czyli jak zostaliśmy Światowcami".
Wojciech MannJeden z najbardziej charyzmatycznych i opiniotwórczych dziennikarzy muzycznych w Polsce, autor tekstów piosenek, tłumacz tekstów piosenek z języka angielskiego. Na stałe współpracuje z Programem 3 Polskiego Radia. Od lat związany również z TVP2, współautor legendarnych programów, takich jak "Non Stop Kolor", "Za chwilę dalszy ciąg programu" czy "Bardzo ostry dyżur". W latach 1993-2012 prowadził program "Szansa na sukces", był głosem w "5-10-15", prowadzącym "Duże dzieci". W latach 90. współprowadził także talk show "MdM" (z Krzysztofem Materną, TVP1). Autor książek: "Kroniki wariata z kraju i ze świata", "RockMann, czyli jak nie zostałem saksofonistą" oraz z Krzysztofem Materną "Podróże małe i duże, czyli jak zostaliśmy Światowcami". Paweł Nawrocki
Pan Wojciech opowiada, jak przygotowuje swoje audycje, czy bywa w złym humorze, a co wprawia go w dobry. Czy boi się tego, co dzieje się na Wschodzie i dlaczego Lublin jest wyraźnie zaznaczony. I jeszcze o "SuperSTARciach".

W każdy piątek śpię krócej, żeby posłuchać Pana porannej audycji w "Trójce".
Bardzo jest mi przykro, ale nie mogę opóźnić rozpoczęcia tej audycji, bo to nie zależy ode mnie.

A mógłby Pan ją troszkę wcześniej zaczynać i być już na antenie, na przykład o piątej rano?
To jest trochę bezlitosna dla mnie propozycja, ale będę musiał negocjować z dyrekcją radia.

W niedzielę też Pana słucham. Zamiast przed południem iść z żoną na spacer, włączam "Piosenki bez granic". I jeszcze słucham Manna w poniedziałkowe wieczory!
Bardzo to wzruszające. Boję się tylko, czy to nie położy się cieniem na pańskich relacjach z żoną.

27 marca zagrał Pan dwukrotnie, na życzenie słuchaczy, superkawałek amerykańskich jazzmanów. Według jakiego klucza dobiera Pan utwory do swoich audycji?
Nie wiem, czy powinienem o tym mówić publicznie, bo to może zburzyć jakąś legendę, ale ja to robię bardzo nieprofesjonalnie. Mianowicie w dużej mierze program audycji zależy od tego, w jakim jestem nastroju, jaka jest pogoda, jak to się wszystko układa. Niektórzy dziwią się, że to jest możliwe, ale ja nie przygotowuję audycji, jak niektórzy laboratoryjnie, precyzyjnie, układając minuty, wejścia, wyjścia. Ja po prostu zawsze chcę mieć zaplecze w postaci rezerwy płytowej i audycja praktycznie powstaje w trakcie mojego bycia na antenie. Układam, zmieniam, przestawiam. Jeśli jest materiał dodatkowy czy jakiś reportaż lub wiadomości są o określonym charakterze, to koryguję tę muzykę. To jest cały czas robota na żywym organizmie.

Nigdy nie bywa Pan w piątkowe czy niedzielne poranki w złym humorze?
To jest kamuflaż oczywiście, ale to jest też trochę coś w rodzaju autoterapii. Nawet jeśli jestem w złym humorze, to pomagają mi dwie rzeczy: pierwsza, że ja naprawdę mimo upływu tylu lat bardzo lubię tę pracę, ale to bardzo, a druga rzecz jest taka, że uświadamiam sobie pewną odpowiedzialność za to, co robię. Gdybym pokazywał swoje humory na antenie, to nie miałoby to sensu. Oczywiście, że wrażliwi słuchacze by się politowali nad biednym redaktorem, że coś mu nie wyszło itd., ale to jest numer na jeden raz. Natomiast taki poranek w "Trójce" byłby dołujący. No więc nawet jak jest gorszy dzień, to muszę jakoś to zwalczyć.

A co Pana wprawia w dobry humor? Drugi człowiek, dowcip, słońce?
Już pan wymienił trzy rzeczy. Dobre relacje z ludźmi, dobra muzyka, jakieś wydarzenie, które mnie rozbawi. I dlatego czytam na żywo wszystko, co piszą słuchacze w trakcie audycji. Naprawdę trafiają się wręcz perełki. To jest taki rodzaj doładowania w trakcie programu.

Czy we współczesnym świecie SMS-ów, maili, smartfonów, tabletów nie gubimy czasami siebie nawzajem?
Proszę pana, jak najbardziej. I trudno powiedzieć, żebym ja miał na to receptę, ale bardzo ograniczam to uzależnienie od tych wszystkich urządzeń do niezbędnego minimum. Kiedyś przygotowując audycję większość czasu spędzałem na wertowaniu różnych książek, leksykonów, encyklopedii, żeby coś tam sprawdzić. Internet jest błogosławieństwem, bo klikam w parę miejsc i już mam te informacje, które musiałbym wykorzystać z książek nie zawsze dostępnych.

A skoro pyta pan o relacje między ludźmi, to jestem bardzo dumny, zresztą nie musi pan tego drukować, że mój syn, który ma w tej chwili 23 lata, chyba pod moim wpływem mówi, że on nie jest w stanie bez nerwów kontaktować się z rówieśnikami, którzy nie wyciągają nosa z ekranu. Wszystko jedno z jakiego ekranu: te-lefonu komórkowgo czy tabloidu. Klikają, klikają. On by chciał rozmawiać, on by chciał muzykę sobie puścić, nie z MP3 przez malutkie słuchaweczki. No, może to rodzinne jest.

Czy boi się Pan tego, co w tej chwili dzieje się na Wschodzie?
Boję się i tego, i tego, co w tej chwili dzieje się w Państwie Islamskim. Boję się różnych takich rzeczy, ponieważ każda forma, nazwijmy to szaleństwa, jest zagrożeniem dla człowieka i niekoniecznie to musi być od razu jakaś totalna destrukcja. Ale szkody, które wyrządzają fanatycy różnego rodzaju, są na każdym stopniu naszego życia dewastujące. Więc to jest i strach, i zdumienie, że ludzie przez tyle dziesięcioleci, stuleci nie nauczyli się tego, co jest naprawdę ważne. Ale to jest banał, takie ogólne mówienie. Każda kandydatka na miss świata mówi, że ona by chciała, żeby nikt nie zabijał małych foczek i żeby nie wycinali lasów. Robi się z tego od razu banał, bo w praktyce ciągle zabijamy foki i wycinamy lasy. I to jest zupełny obłęd.

Podobno zaczął Pan kochać muzykę od Beatlesów?
Nie, tak naprawdę to było wcześniej. Beatlesi byli odkryciem, które bardzo mnie poruszyło, ale fascynowały mnie wczesne nagrania rockandrollowe, jeszcze z lat pięćdziesiątych. W szkole jakiś kolega miał wujka, przyniósł od niego płytę, już nie pamiętam, czy to był Bill Haley, czy Elvis, to mnie wtedy porwało.

Jakiej muzyki słucha Pan w domu, np. z synem?
No wie pan, on jest jednak jednostką, powiedziałbym, dość arogancką, i głośno nie zawsze się przyznaje, że mu się podoba to, czego ja słucham. A potem, jak ja tego nie słyszę, to też tego słucha, tylko to nie może być mój wybór, tylko musi być jego.

A ja słucham bardzo różnych rzeczy. Jest mi trudno rozgraniczyć słuchanie tzw. prywatne od zawodowego. Bo np. ten utwór, na który pan zwrócił uwagę, amerykańskich jazzmanów, to ja tę płytę sprowadziłem kiedyś, bo mi się spodobała, dla siebie. Nie brałem pod uwagę tego, że będę na antenie to nadawał, tym bardziej że tak naprawdę nie zapędzam się zawodowo w krainy jazzowe, ale tak mnie to ujęło, że pomyślałem sobie, dlaczego mam tego nie nadać. I nagle prywatna płyta stała się tą, która w pracy mi się przydaje i jeszcze nieraz jej użyję.

Lubi Pan Bajm, Budkę Suflera?
W związku z tym, że mam tę metrykę, o której pan wie, to pamiętam pierwsze spotkanie z Beatą Kozidrak, kiedy jeszcze była nieznana. Była po pierwszym Opolu z tą swoją piosenką "Piechotą do lata" i na Woronicza spotkałem się z nią, kiedy zaprosiliśmy zespół do pierwszego chyba w ich życiu programu telewizyjnego. Budkę też pamiątam od lat. To gdzieś tam wszystko układa się w taki cały ciąg, z Lublinem wyraźnie zaznaczonym. Pamiętam zresztą te nagrania, np. Ani Jantar czy Izabeli Trojanowskiej, która w pewnym okresie współpracowała z Romkiem Lipko.

Pana najwspanialszy wywiad w życiu?
Trochę mnie pan zaskoczył teraz, bo nigdy nie odbyłem wymarzonego wywiadu, bo wymarzony wywiad byłby, nie wiem, z Johnem Lennonem na przykład. Ale które wspominam? Na przykład wspominam wywiad z artystką, która nigdy nie była w Polsce, jak sądzę, zawodowo, na koncertach, ale jakimś dziwnym trafem dowiedziałem się, że jest u znajomych czy u znajomej w Poznaniu i przez telefon przeprowadziłem na antenie wywiad z K.D. Lang. To było coś takiego dziwnego, bo działo się zupełnie poza sferą zawodową. Ona była w Polsce prywatnie i zgodziła się porozmawiać. I właśnie lubię takie nieoczekiwane wywiady. Tak samo, jak godzinna rozmowa na antenie "Trójki" z Johnem Mayallem. To były rzeczy, które mnie bardzo cieszyły, gdyż były trochę nietypowe. Działy się w czasach, kiedy nie było takiego oczywistego abonamentu na wywiad z artystą, tylko trzeba było walczyć o to, załatwiać rozmowę jakimiś swoimi kanałami.

Na czyj koncert wybrałby się Pan dziś wieczorem?
Jest taki zestaw artystów, których nigdy nie usłyszę, nie obejrzę, bo ich już nie ma. Więc to jest takie gdybanie zupełnie teoretyczne. Ale w praktyce jeszcze nie wiem, w jakim nastroju będę za kilka godzin. Czy będę oczekiwał łomotania, czy raczej jakiejś lekkiej, wyciszającej muzyki.

Pomysł i zdjęcie okładki płyty Wojciech Mann prezentuje "Nieprzeboje. Krok 2" są autorstwa Pana syna?
Tak. On studiuje fotografię.

A w środku tej obwoluty znajdujemy dwie płyty z prawdziwymi muzycznymi perełkami, które wydają się coraz piękniejsze po każdym kolejnym umieszczeniu CD w odtwarzaczu.
Jest pan przykładem idealnego odbiorcy tego, co przygotowałem. To jest taka moja forma, z przymrużeniem oka mówiąc, protestu przeciwko tej sieczce, która atakuje nas ze wszystkich stron. Bo można wtłoczyć do głowy odbiorcy jakiś motyw muzyczny, jakiś przebój danego tygodnia, ale o wiele przyjemniej jest się z tą muzyką zaprzyjaźnić, tak jak pan mówi, chcieć do niej wracać i szukać różnych wrażeń, która ona wywołuje.

Jaką muzykę Wojciech Mann chciałby nam zagrać za dziesięć lat?
Na początek chciałbym być w stanie wejść po schodach do studia. Ale nie wiem, co bym wtedy chciał zagrać, bo będę to wiedział, jak będę miał parę godzin do rozpoczęcia audycji. Oczywiście chciałbym, żeby to były odkrywcze, fantastycznie nowe, młode rozmaitości, jakieś przełomy, bo na razie mimo tego, że jest dużo zawodowców i ludzi utalentowanych, to nie ma w muzyce takich wydarzeń jak kiedyś, takich rewolucyjnych. Bo to, że ktoś dołączył do grona użytkowników jeszcze nowszego komputera, to w kategoriach artystycznych jest to informacja mało istotna.

Niedawno wrócił Pan do telewizji. Jak się Panu jurorowało w "SuperSTARciach"?
Bałem się, że pan o to zapyta. Trochę się zagapiłem myśląc, że jurorowanie polega na tym, że się siada i ocenia. A kiedy zobaczyłem grupę ludzi, których w większości przypadków znam, a nawet wcześniej znałem, to pojąłem, że jest to zupełnie inne jurorowanie niż takie jak z amatorami. No bo nawet podświadomie, kiedy człowiek sobie sam obiecuje, że będzie obiektywny, no bo niech pan swojemu dobremu znajomemu powie prosto w oczy - bardzo słabo wypadłeś, to nie jest takie łatwe. Więc trochę mnie to męczyło i może dobrze, że się już skończyło.


Codziennie rano najświeższe informacje z Lublina i okolic na Twoją skrzynkę mailową.
Zapisz się do newslettera!

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na kurierlubelski.pl Kurier Lubelski