Wojna walut - decydujące starcie

Ostatnie dni przypomniały jednak inwestorom na świecie, że dług publiczny Stanów Zjednoczonych wzrósł do rozmiarów nie notowanych od II Wojny Światowej, a Republikanie z Demokratami toczą bezpardonową walkę polityczną nie mogąc uzgodnić programu naprawy finansów, który pozwoli te zadłużenie zredukować. Kompromis w USA zostanie pewnie wkrótce osiągnięty co wywoła krótką euforii na rynkach finansowych. Nie zmieni to jednak ogólnego poczucia, że waluta amerykańska nie jest już jedynym punktem odniesienia dla potrzebujących stabilnego pieniądza międzynarodowego.

A pieniądz taki jest we współczesnej globalnej gospodarce niezbędny. Potrzebujemy stabilnej międzynarodowej waluty, która pozwoli rozliczać transakcje między partnerami handlowymi z różnych krajów, a także utrzymywać rezerwy walutowe, czyli oszczędzać pieniądze na zabezpieczenie się przed ewentualnymi kłopotami finansowymi w przyszłości.

Do czasu wprowadzenia euro, dolar amerykański nie miał równego konkurenta w roli waluty międzynarodowej. Dziesięć lat temu Europa rzuciła wyzwanie Stanom Zjednoczonym wprowadzając do obiegu wspólną walutę, którą posługują się kraje o sile gospodarczej porównywalnej z gospodarką amerykańską. Szybko euro zaczęło stanowić realną alternatywę dla dolara, który wyraźnie osłabł a konsekwencją tego był wybuch kryzysu finansowego trzy lata temu. Problemy z zadłużeniem publicznym w Strefie Euro, brak jednolitej polityki ekonomicznej, wpadnięcie w spiralę zadłużenia niektórych krajów europejskich spowodowało jednak ponowny powrót do dolara.

Obecnie toczy się decydujące starcie. O tym, która waluta będzie poprawiać swoją pozycję, a która będzie w defensywie zadecyduje powodzenie reform finansowych w Europie i w USA. Wojna walut to jednocześnie wojna o dominację w gospodarce światowej. Stare polskie przysłowie mówi jednak, że tam gdzie dwóch się bije, to trzeci korzysta. Realnie rzecz biorąc, tego trzeciego, jakoś wciąż nie widać…