Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

„Wtedy widzieliśmy go po raz ostatni. Jeszcze odwrócił się i skinął nam ręką”. To był wyrok na 22-latka

Małgorzata Szlachetka
Defilada, która miała miejsce 3 maja 1939 r., Krakowskie Przedmieście w Lublinie. Druh Romuald Szydelski idzie na czele zastępu.
Defilada, która miała miejsce 3 maja 1939 r., Krakowskie Przedmieście w Lublinie. Druh Romuald Szydelski idzie na czele zastępu. archiwum rodzinne Ryty Załuskiej-Kosior/rep.Anna Kurkiewicz
Romuald Szydelski był jednym z żołnierzy Armii Krajowej, skazanych w tzw. procesie jedenastu. Wyrok śmierci w podziemiach budynku administracyjnego stalinowskiego więzienia na Zamku Lubelskim został na nim wykonany wiosną 1945 roku. Skazany miał tylko 22 lata.

Gdyby nie wybuchła wojna, we wrześniu 1939 roku, Romuald Szydelski zacząłby naukę w ostatniej klasie gimnazjum w szkole Vetterów. Był harcerzem. Zachowały się zdjęcia z defilady w Lublinie, jaka odbyła się 3 maja 1939 roku. Druh Szydelski paradował na czele zastępu. Harcerze przemaszerowali przed oficjelami, którzy stali na trybunie rozstawionej po stronie placu Litewskiego.

Dziś jest to jedno z cennych zdjęć brata, jakie ma w domu Ryta Załuska-Kosior. Ostatnia jego fotografia datowana jest na 16 września 1944 roku - patrzy z niej już nie nastolatek, ale młody mężczyzna „pod wąsem”.

„Mamusiu, my już nic, absolutnie nic nie robimy”

Szydelski wrócił do Lublina 27 lipca 1944 roku, po tym, jak Rosjanie rozbroili jego oddział, a jemu i jego kolegom udało się uciec.

Po zakończeniu okupacji niemieckiej Lublina próbował sobie układać życie. Pracę kierowcy załatwił mu dawny dowódca oddziału - inż. Czesław Rossiński ps. „Jemioła”. Romek kończy szkołę. Myśli o wspólnej przyszłości z narzeczoną. Matkę uspokaja, że nie ma już nic wspólnego z żadną konspiracją, mówił jej „mamusiu, my już nic, absolutnie nic nie robimy”.

Ryta Załuska-Kosior nie zapomni momentu, w których ostatni raz widziała brata. To było w nocy, z 8 na 9 stycznia 1945 roku.
- Ja i rodzice już się położyliśmy. Brat jeszcze czytał w kuchni. Nagle, łomot do drzwi - tak zaczyna swoją opowieść.

Szydelski wie, że pewnie przyszli po niego, szybko chowa się w schowku, który jest tak naprawdę podwójną ścianą w pokoju. Zrobili go poprzedni gospodarze, bo mieszkanie przy Rynku na Starym Mieście jest pożydowskie. Szydelscy przenieśli się do niego, ponieważ z przedwojennego mieszkania przy ulicy Narutowicza 47 wyrzucili ich Niemcy.

Ubecy po cywilnemu (pani Ryta mówi, że chyba było ich trzech) pytają o Romka. Matka mówi, że w domu go nie ma, ale oni nie rezygnują. Zaczyna się rewizja.

- Na poręczy krzesła wisiała marynarka brata, w kieszeni jest jego kenkarta, zdjęcie narzeczonej z bzami i pasek nadania mu Krzyża Walecznych. Mama zdążyła wszystko wyciągnąć, a potem podała mi te papiery pod kołdrą. Wsunęłam je pod mufkę - miałam ją przy sobie, bo w tym mieszkaniu było bardzo zimno. Jak kazali mi wstać z łóżka, żeby je również przetrząsnąć, to już nic w nim nie znaleźli. Bo ja wzięłam mufkę pod pachę i wyszłam z nią do kuchni. Pilnowali, ale nie zauważyli, że mam coś jeszcze przy sobie - opowiada nasza rozmówczyni.

Później ubecy rozsiedli się wokół stołu i czekali.

Czytaj dalej na następnej stronie ->>

- Nie wiem ile to trwało, ale w pewnym momencie brat nie wytrzymał, bo w tej skrytce było mu strasznie zimno. Wyskoczył na mieszkanie - mówi Ryta Załuska-Kosior. I dodaje: - Kazali mu się zbierać. Wtedy widzieliśmy go po raz ostatni. W drzwiach jeszcze odwrócił się i skinął do nas ręką.

Nie wiedzieli, gdzie go zabrali. Dopiero po jakim czasie pojawia się plotka, że jest w więzieniu na Zamku Lubelskim. Posłyszane wieści między sobą przekazują sobie rodziny zatrzymanych. Trzeba było jeszcze potwierdzić tę informację.

- Przed zamkiem stał jeszcze ten budynek administracyjny, który potem zostanie zburzony. Do drzwi stała długa kolejka ludzi, którzy tak jak my, chcieli się coś dowiedzieć. Podeszliśmy do drzwi z takim małym okienkiem. Mama powiedziała, żebym przez okienko podała kartkę z nazwiskiem brata. Po chwili została nam ona zwrócona z dopiskiem „jest” - opowiada Ryta Załuska-Kosior. - Wtedy wiedzieliśmy przynajmniej, gdzie można wysłać paczkę z czystą bielizną - dodaje.

Już wtedy, gdy było wiadomo, że jest na zamku, matka znalazła kaburę pistoletu, który jej syn wcześniej ukrył w brudnej bieliźnie. Wiklinowa walizka z nią stała w kuchni.

Ubecy do mieszkania przy Rynku przychodzą jeszcze raz. Tym razem chcą zobaczyć piwnicę Szydelskich. Na prośbę matki prowadzi ich do niej Ryta. - Jednemu z nich pod marynarką odznaczała się kabura pistoletu. Szliśmy korytarzami, bo nasza piwnica była pod Rynkiem, prawie przy Trybunale Koronnym. Jak już byliśmy na miejscu, to jeden z nich zaczął przerzucać nasze kartofle - opowiada pani Ryta.

W pewnym momencie zapytał, gdzie jest jej brat.

Czytaj dalej na następnej stronie ->>

Ryta Załuska-Kosior wspomina po latach: - Ja mu na to: „Jak to gdzie, na zamku”. Nic nie odpowiedział, tylko zaczął szybciej przerzucać te kartofle.

Prowadzący rewizję tego dnia odeszli z kwitkiem. - Przez jakiś czas czułam, że jesteśmy obserwowani - podkreśla nasza rozmówczyni.

Proces po rosyjsku i bez obecności tłumacza

Wyrok na Romualda Szydelskiego zapadł w tzw. procesie jedenastu w dniu 9 kwietnia 1945 roku. Bliscy nie dostali informacji o jego śmierci z oficjalnych źródeł.

- Mama Eugeniusza Jaroszyńskiego (również więźnia Zamku Lubelskiego dop red.) powiedziała mojej mamie, że ktoś pokazał jej miejsce na cmentarzu przy ulicy Unickiej, gdzie po kryjomu byli chowani więźniowie Zamku Lubelskiego. Podobno gdzieś przy płocie - mówi siostra Romualda Szydelskiego.

W 1958 roku, za pośrednictwem adwokata, został złożony „wniosek o rewizję nadzwyczajną i rehabilitację pośmiertną”.

„Sąd wojskowy wydał wyrok śmierci na wszystkich 11 oskarżonych opierając się tylko na przyznaniu się oskarżonych do zarzucanych aktem oskarżenia czynów. Pragnę w tym miejscu zaznaczyć, że dochodzenie i śledztwo prowadzone było w języku rosyjskim bez tłumacza - oskarżeni podpisywali protokoły nie znając ich treści” - czytamy w dokumencie sprzed 60 lat.

Odpowiedź odmowna przyszła z Warszawy po niecałych ośmiu miesiącach. Jej autorzy nie pozostawili bliskim ofiar procesu politycznego złudzeń: dalsze ubieganie się o rewizję wyroku „nie rokuje pozytywnych rezultatów”.

Oba dokumenty, podobnie jak reszta materiałów związanych z Romualdem Szydelskim jego siostra przekazała do Muzeum Martyrologii „Pod Zegarem” w Lublinie. Zostały nam one udostępnione przez Barbarę Oratowską, szefową tej instytucji.

Romuald Szydelski ps. „Pawełek”, żołnierz AK został skazany na śmierć 9 kwietnia 1945 roku wyrokiem Wojskowego Sądu Okręgowego w Lublinie. 7 lutego skończył 22 lata.

Czytaj dalej na następnej stronie ->>

Pozostały czarno-białe zdjęcia

Dziś jest jednym z bohaterów nowej wystawy stałej „Pod Zegarem”, w której oddzielna sala została dedykowana więźniom Zamku Lubelskiego w okresie stalinowskim. (Wcześniej, w czasie okupacji niemieckiej Lublina, w tym miejscu funkcjonował areszt gestapo.)

- W gablocie umieściliśmy m.in. zdjęcie Romualda Szydelskiego i oryginał karty potwierdzającej jego pobyt na Zamku Lubelskim - mówi Barbara Oratowska, kierownik Muzeum Martyrologii „Pod Zegarem”, które jest oddziałem Muzeum Lubelskiego.

Zwiedzający wystawę przy ulicy Uniwersyteckiej zobaczą też oryginał pisma z czerwca 1958 roku, w którym czytamy, że Naczelna Prokuratura Wojskowa „nie znalazła podstaw do rewizji wyroku”.

To jednak jest tylko fragment kolekcji muzeum „Pod Zegarem”, która układa się w opowieść o życiu tego żołnierza Armii Krajowej, a później przedstawiciela podziemia antykomunistycznego.

Ryta Załuska-Kosior przekazała do muzeum „Pod Zegarem” kolekcję rodzinnych dokumentów i fotografii. Wśród nich jest pamiątkowe zdjęcie z okresu I Komunii, wykonane w zakładzie Ludwika Hartwiga, znanego w Lublinie przedwojennego fotografa, ojca artysty fotografika Edwarda Hartwiga oraz poetki Julii Hartwig.

W kopertach leżą też zdjęcia szkolne małego Romka z różnych lat. Uczeń Prywatnego Męskiego Gimnazjum Ogólnokształcącego im. A. i J, Vetterów paraduje w pięknym mundurku, chociaż zobaczymy też zdjęcia jego i kolegów z zajęć sportowych czy wspólnych wypadów, a nawet legitymację szkolną na rok 1938/39, uprawniającą do ulgowych przejazdów kolejami państwowymi.

9 listopada 1939 roku, a więc już w czasie II wojny, zostało wydane zaświadczenie, że Szydelski jest uczniem IV klasy w roku szkolnym 1939/40. Znalazł się pod nim podpis przedwojennego dyrektora szkoły Vetterów Tomasza Sautera oraz pieczątka Zgromadzenia Kupców.

W kolekcji, która obecnie przechowywana jest w Muzeum Martyrologii „Pod Zegarem”, nie mogło zabraknąć tak popularnych przed wojną zdjęć robionych przez fotografów wprost na ulicy. W przypadku Lublina zazwyczaj na Krakowskim Przedmieściu, w rejonie placu Litewskiego. W 1938 roku Szydelscy sfotografowali się w komplecie. Romuald idzie w szkolnym mundurku obok ojca, a rodzice - Maria i Oktawian - trzymają córkę Rytę za ręce. W tle widać hotel Europejski.

Są też zdjęcia z okresu wojny. Na przykład z 1942 roku z Fabryki Wódek i Likierów przy ulicy Łęczyńskiej w Lublinie, gdzie Romuald Szydelski pracował w czasie okupacji niemieckiej. Romek, pozując w grupie koleżanek w białych fartuchach, śmieje się do fotografa.

Ryta Załuska-Kosior w domowym albumie zostawiła sobie portrety ówczesnej narzeczonej brata. Zdjęcia z kwiatami nosił przy sobie, razem z dokumentami i potwierdzeniem nadania mu Krzyża Walecznych.

Nad tym ostatnim dokumentem, który jest obecnie „Pod Zegarem”, warto zatrzymać się dłużej. Wygląda niepozornie: wąski pasek papieru z tekstem w pisanym na maszynie: „Na podstawie upoważnienia Naczelnego Wodza Rzeczpospolitej Polskiej i Komendanta Sił Zbrojnych w Kraju nadaję „Pawłowi” z O.P. 8 p. pieg. KRZYŻ WALECZNYCH za wyróżniającą się służbę żołnierską w szeregach wojska w konspiracji”. Poniżej miejsce na podpis Komendanta Okręgu.

Imię osoby otrzymującej Krzyż Walecznych zostało wpisane odręcznie zielonym atramentem. Przypomnijmy, że właśnie ten dokument udało się rodzinie ocalić przed zabraniem w czasie rewizji.

Czytaj dalej na następnej stronie ->>

Śledztwo połączone z biciem i torturami

Przypomnijmy, że wyrok śmierci na Romualda Szydelskiego został wydany 9 kwietnia 1945 roku. Chłopak znalazł się wśród 11 żołnierzy Armii Krajowej skazanych na śmierć. W tej grupie był również jego dowódca inż. Czesław Rossiński ps. „Jemioła”- Cichociemny zrzucony do kraju w nocy z 13 na 14 marca 1943 roku, dowódca oddziału AK, a następnie zgrupowania OP 8. Rossiński był odznaczony orderem Virtuti Militari w lipcu 1944 roku, dwukrotnie Krzyżem Walecznych, a także francuskim Krzyżem za Wolność oraz angielskim Krzyżem Lotnictwa. Dla nowych, komunistycznych władz Rossiński okazał się elementem niewygodnym.

Zofia Leszczyńska (1926-2016), która przez lata badała losy Żołnierzy Wyklętych związanych z Lubelszczyzną, podała, że Rossiński został aresztowany w pracy przez „Smiersz”, czyli radziecki kontrwywiad wojskowy.

„Zaraz po aresztowaniu Czesława Rossińskiego zaczęli przesłuchiwać oficerowie „Smierszu” kpt. Czadajew i st. lejt. Gusarin. Ze śledztwa, które trwało kilka tygodni i połączone było z biciem i torturami, zostało sporządzonych osiem protokołów w języku rosyjskim (...)” (cytat za Zofia Leszczyńska: „Ginę za to, co najgłębiej człowiek ukochać może. Skazani na karę śmierci przez sądy wojskowe na Zamku Lubelskim 1944-1945”).

Zofia Leszczyńska pisała, że na podstawie zachowanych dokumentów oraz relacji nie jesteśmy w stanie rozstrzygnąć, jak doszło do rozpracowania 11 zatrzymanych. Siedmiu z nich w okresie okupacji niemieckiej przez ponad dwa miesiące było w oddziale dowodzonym przez „Jemiołę”.

Czesław Rossiński w swoich ostatnich słowach powiedział, że był oficerem i wykonywał rozkazy dowództwa AK. Poprosił o łagodny wymiar kary dla swoich podkomendnych.

Wyrok śmierci zapadł na podstawie dekretu PKWN. „W kilka, a co najwyżej kilkanaście godzin po złożeniu podpisu przez Bolesława Bieruta, 11 żołnierzy AK już nie żyło. Rozstrzelano ich w piwnicach nie istniejącego już dziś budynku administracyjnego więzienia na zamku. (...) Ciała rozstrzelanych, jeszcze tej samej nocy, wywieziono na cmentarz przy ulicy Unickiej, gdzie zostały pogrzebane w nie ustalonym miejscu” - tak podawała Zofia Leszczyńska w pracy„Ginę za to co najgłębiej człowiek ukochać może...”, wydanej w 1998 roku.

Na rehabilitację 11 żołnierzy AK, niesłusznie skazanych na śmierć, ich bliscy czekali do 1990 roku. Sąd Najwyższy uniewinnił wtedy wszystkich oskarżonych.

POLECAMY PAŃSTWA UWADZE:

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na kurierlubelski.pl Kurier Lubelski