Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Wydmuchana Fibak-Gate

Witold Głowacki
Witold Głowacki
Witold Głowacki Fot. Bartek Syta/Polskapresse
Pół Polski wiesza właśnie psy na Wojciechu Fibaku. Ciekawe, jaka część z moralnie wzmożonych ograniczyła się do lektury podkręconych tytułów na portalach, ilu z nich zajrzało choćby do treści portalowych przeklejek, a ilu wreszcie zapoznało się z oryginalnym tekstem.

A tymczasem warto się z nim zapoznać. Ja to zrobiłem. I nie dowiedziałem się z tego materiału nic z tego, co można o Fibaku przeczytać w komentarzach oburzonych internautów. Nie ma w nim po prostu ani jednego dowodu na to, że były tenisista rzeczywiście miałby zajmować się czymś, co w kodeksie karnym nazywane jest stręczeniem.

Artykuł o Fibaku dowodzi natomiast tyle: znany, zamożny libertyn jest gotów bez ceregieli udzielać "światowych" porad młodej kobiecie, która nie ukrywa, że pragnie rozpocząć karierę ekskluzywnej utrzymanki. I że ma znajomego, który gotów są utrzymankę utrzymywać. Więcej - chętnie obie strony ze sobą zapozna. Jeśli wierzyć relacji dziennikarki - Fibak tu stanowczo zaprzecza - sam zresztą "próbował skorzystać z jej wdzięków".

Celowo używam tu tego nieco archaicznego języka. Palce świerzbią mnie, by użyć jeszcze słowa "rozpusta" Bo to przecież historia trochę jak z Balzaka, trochę jak z de Laclosa. A w każdym razie z tego świata zamożnych mężczyzn, którzy "pomogą" młodej damie w zamian za rozkoszowanie się jej towarzystwem. I kobiet, które z wyboru ustawiają się w roli seksualnego przedmiotu do kupienia lub wynajęcia. Świata, w którym za noc z odpowiednim mężczyzną dostaje się powóz, a za kilkumiesięczny związek pałacyk pod Paryżem.

To absolutnie nie jest mój świat. Nie akceptuję go - uważam, że jego miejsce jest z grubsza w książkach - i to raczej opisujących rzeczywistość sprzed roku 1900. Kompletnie nie kupuję tego sposobu myślenia - ani w wydaniu współczesnych kurtyzan ani ich partnerów, zwanych dziś sponsorami. Z drugiej jednak strony nie zamierzam rozdzierać nad tym szat, o ile rzecz nie dotyczy nieletnich czy osób poddanych przymusowi. Jeśli dojrzały mężczyzna i dorosła kobieta dobrowolnie życzą sobie nawiązać tego rodzaju relacje, nie widzę żadnego powodu, by im tego zabraniać. Prawo także tego nie zabrania.

Więcej. Nie mieliśmy do czynienia z wykorzystaniem relacji zależności, nadużyciem władzy, jakąś formą bezpośredniej czy pośredniej przemocy seksualnej lub przymusu. To raczej Fibak zastanawiał się później - widać to w jego rozmowie z naczelnym "Wprost" - czy nie padł po prostu ofiarą szantażu. Sam też bynajmniej nie namawiał dziennikarki do rozpoczęcia seks-kariery, to ona określiła się już w pierwszym sms-ie.

Zastanawia mnie więc, co właściwie chciała osiągnąć dziennikarka, która jednoznacznie podając się za początkującą utrzymankę, wybrała się prowokować Fibaka, a potem kontynuowała tę akcję z udziałem "pięknej koleżanki, która pięknie się przyjaźni". Co chciała udowodnić? Jaką prawdę przekazać? Jakie mity obalić?
Jakoś nie przypominam sobie Wojciecha Fibaka w roli autorytetu moralnego. Nie wydaje mi się również, bym czytał lub słyszał jego wypowiedzi będące peanami na cześć tradycyjnego stylu życia czy też nierozerwalności więzów małżeńskich. Wydaje mi się natomiast, że były tenisista miał raczej opinię bon-vivanta, a w zakresie stosunków damsko-męskich wręcz playboya. Obracał się też w specyficznych, libertyńskich kręgach. Głośno było swego czasu nawet o seks-imprezach, które urządzał jego znajomy w należących do tenisisty willach. Bywał zresztą Fibak bohaterem plotkarskich rubryk europejskich tabloidów - i to w czasach, gdy w Polsce można było w kiosku wybierać między Trybuną Ludu a Żołnierzem Wolności.

W tej prowokacji nie chodziło więc o np. konserwatywnego polityka, który przed całym światem udaje przykładnego męża i ojca a tymczasem zmienia kochanki jak rękawiczki. Albo o dyrektora fabryki, który zmusza robotnice do seksu. O seksaferę w Samoobronie ani o wyczyny prezydenta Olsztyna. Nic z tych rzeczy.

Dziennikarka natomiast twierdzi, że na obu spotkaniach była całowana, nie ukrywa, że starała się możliwie przekonująco odgrywać rolę, nie omieszkuje jednak bigoteryjnie zaznaczyć w kilku miejscach, jak bardzo mimo wszystko pilnie strzegła swej cnoty. Cóż - czyżby czas na nowy trend? Uwodzić, a później opisać. Cóż za wyzwanie!

A rozmowa Fibaka z naczelnym "Wprost"? Cóż, każdy dziennikarz, który coś tam w życiu napisał, ma za sobą podobne dialogi. Doświadczył ich także każdy naczelny jakiejkolwiek liczącej się gazety. Takie rozmowy nie ukazują się jednak w druku. Z jednego prostego powodu - dziennikarzom chodzi zwykle o przedstawienie faktów - owszem czasem zasłużenie stawiających bohaterów tekstów w bardzo trudnej sytuacji. Jak dotąd nie chodziło jednak natomiast o tych bohaterów upokarzanie - pokazywanie całemu światu, jak bardzo gotowi byli się płaszczyć, by uniknąć publikacji, czy chociaż ją odwlec.

Czyżbyśmy tym razem mieli do czynienia z jakąś nową formą medialnego sadyzmu?

A może po prostu publikacja tego materiału również wynika z lektur Balzaka czy Flauberta i odpowiedniego doboru "targetu"? Bo przecież gdy tam nieliczne "towarzystwo" wymieniało się swymi kurtyzanami, znacznie liczniejsze grono ograniczało się do plotkowania na temat wyczynów "państwa". Nic zaś bardziej ich nie cieszyło, niż widok ich upadku.

Byli zaś to lokaje, służące i kucharki.

Witold Głowacki, twitter: @WitoldGlowacki

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Materiał oryginalny: Wydmuchana Fibak-Gate - Portal i.pl

Wróć na kurierlubelski.pl Kurier Lubelski