Strefa Biznesu: Z najnowszego raportu Grant Thornton wynika, że o 7 proc. wzrosła liczba ofert pracy dla pracowników fizycznych. To drugi najwyższy wzrost po ofertach dla lekarzy i pielęgniarek. Jak to tłumaczyć?
Grzegorz Kuliś: Duży wysyp ofert dla pracowników fizycznych można tłumaczyć m.in. tym, że ruszyło wiele inwestycji budowlanych. Szczególnie w mniejszych firmach niedobór pracowników fizycznych może być dotkliwy i może blokować realizację umów. Wobec tego niektóre firmy są w stanie proponować całkiem atrakcyjne wynagrodzenie. Sprawa jest jednak dużo bardziej złożona. Nadal przeważającym komponentem na polskim rynku jest praca fizyczna. Ciągle jeszcze nie jesteśmy w stanie skutecznie konkurować z Europą Zachodnią pracą wykonywaną w nowoczesny sposób, czyli z użyciem automatyki czy innowacyjnych systemów technologicznych. Mała firma budowlana oferuje usługi, które są najczęściej wykonywane przez zespół pracowników fizycznych, a nie przez nowoczesne urządzenia. Problem w tym, że tych osób gotowych wykonywać prace fizyczne jest dziś stosunkowo mało. Z jednej strony winna jest demografia, a z drugiej to, że dziś mało kto chce iść do kopania rowów. Wielu młodych wybiera się na studia, a po nich raczej nie do pracy fizycznej. Co ważne, obecny wzrost liczby ofert dla pracowników fizycznych na portalach może wcale nie oznaczać, że pracy dla pracowników fizycznych jest dużo więcej.
A co to może znaczyć?
Że jest trudniej o pracowników fizycznych. Chodzi np. o to, że rekrutacje trwają dłużej. Oferta jest dłużej na portalu albo jest wielokrotnie ponawiana. Drugą rzeczą, która ma tu znaczenie, jest ucięty dopływ siły roboczej z Ukrainy. Przed wojną Ukraińcy systematycznie zasilali nasz rynek pracy, po wojnie – chociaż przyjechała do nas olbrzymia grupa Ukraińców, to jednak część z nich wyjechała dalej na Zachód, gdzie są teraz ochoczo kuszeni. Poza tym, w tej grupie, która do nas dotarła, dużo było kobiet z dziećmi czy osób starszych. Te głosy, że Ukraińcy całkowicie wypełnią lukę na naszym rynku pracy, się nie sprawdziły. Jednocześnie brakuje pracowników z innych państw. Białoruś jest już tak zablokowana, że trudno pozyskać pracowników z tego kraju. Podobnie jest też z Armenią. A przecież jeszcze kilka lat temu przyjeżdżały do nas kadry właśnie z tych krajów.
Co z rozwiązaniami wspierającymi zatrudnienie osób z innych krajów?
Rząd cały czas przygotowuje strategię migracyjną. Po aferze wizowej, niestety, daleko nam jeszcze do projektu ustawy, który byłby sensowny. W tym momencie właściwie brakuje nam źródeł pracowników fizycznych. Poza tym, według mnie, niebezpieczne zjawisko widać również w innych obszarach.
Chodzi o spadek liczby ofert w branży IT?
Tak, to dość niepokojący sygnał biorąc pod uwagę fakt, że powinniśmy iść w kierunku transformacji technologicznej i nowoczesnych rozwiązań. Widać, że inwestycje w tym obszarze nieco się zmniejszyły. To może być pewien postcovidowy efekt. A może trzeba to tłumaczyć tym, że w większym stopniu jest wykorzystywana sztuczna inteligencja. AI, jeśli wziąć pod uwagę poziom juniorski, np. proste pisanie kodów, może przejąć miejsca pracy w branży IT.
Czy Polska nadal jest atrakcyjna dla firm z zagranicy, które chcą u nas utworzyć np. centra usług wspólnych? Dużo mówi się o rozwoju tego sektora.
Polska zaczyna być dla tych firm coraz droższa, a z drugiej strony - wiele czynności powtarzalnych np. w obrębie obsługi księgowej czy podatkowej, jest w stanie już wykonać automat. Coraz częściej słyszę, że właściciele tych firm myślą o lokalizacji w Azji, Afryce lub Rumunii, a także myślą o Ukrainie, oczywiście po zakończeniu wojny. Jest więc możliwe, że te centra, które w Polsce istnieją, utrzymają zatrudnienie na stabilnym poziomie. Nie sądzę, że nagle będą spektakularnie zatrudniać. Będą raczej nastawione na większą, a może i spektakularną, automatyzację.
Przedstawicielka Izby Gospodarczej Gastronomii Polskiej zwróciła mi uwagę na
inny problem. Chodzi o ułatwienia w zatrudnianiu młodych osób. Pracownik do 26. roku życia jest zwolniony z podatku dochodowego. A to znaczy, że jego wynagrodzenie na rękę np. w restauracji bardzo często jest dużo wyższe niż pracownika z długoletnim stażem. Czy to jest sprawiedliwe?
Ten system ulg rzeczywiście polega na tym, że młoda osoba może zarabiać netto więcej niż doświadczony pracowniki, który w umowie ma wyższą pensję zasadniczą. To może rodzić poczucie niesprawiedliwości wśród osób starszych i doświadczonych, bo pracodawca nie zawsze jest w stanie pokryć im tę dysproporcję. Z drugiej strony rozumiem ustawodawcę. Ten mechanizm został wprowadzony po to, żeby ułatwić młodym osobom start i zachęcić ich do pozostania w Polsce. Poza tym, to rozwiązanie ma charakter tymczasowy, obowiązuje jedynie do ukończenia 26. roku życia. Taka regulacja jest potrzebna, chociaż to oczywiste, że niektórzy mogą być niezadowoleni.
Jesteśmy na Google News. Dołącz do nas i śledź Strefę Biznesu codziennie. Obserwuj StrefaBiznesu.pl!