Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Wywiad: Beethoven i metal

paf
Jelonek - Szatan, nie skrzypek!
Jelonek - Szatan, nie skrzypek! materiały artysty
Rozmawiamy z Michałem Jelonkiem, skrzypkiem grającym rocka, przed koncertem w Graffiti

Dlaczego zacząłeś grać ciężką muzykę? Znudziło Ci się grywanie z orkiestrą symfoniczną (Jelonek współpracował z Orkiestrą Symfoniczną i Orkiestrą Kameralną Filharmonii Kieleckiej).
Mam wielki sentyment do muzyki, ale nie ukrywam, że więcej radości dają mi rockowe koncerty. Rockowy potwór we mnie wciąż siedzi i co chwila wypuszcza swój jad. Na koncertach rockowych jest inaczej, jest miejsce na pogo i "diabelski wężyk", i "ścianę śmierci". W klasyce poza tym nie masz miejsca na improwizację, na własny wkład. Tutaj wszystko ogranicza się do grania nut, a żeby dodać coś od siebie, pozostaje ci kwestia interpretacji. Ideałem w tej kwestii jest np. Vivalid w wykonaniu Nigela Kennedy’ego. Ten skrzypek jest zresztą moim ulubionym. Pokazał, jak ożywić takiego starocia jak "Cztery pory roku". Lubię też ten jego punkowy pazur.

A więc Twoja solowa kariera jest wynikiem tego, że znudziłeś się grywaniem dla innych. Bo grasz i z Aakh, i z Hunterem, jesteś muzykiem sesyjnym, robiłeś też muzykę do reklam.

To raczej nie jest kwestia nudy. To po prostu kolejny etap w karierze. Szykowałem się do solowej płyty (Jelonek wydał swój debiut w 2007 r. - przyp. red.) bardzo długo, ale zawsze było coś pilniejszego. No i w końcu przyszła pora na taki krok, na to by się usamodzielnić.

Mówisz, że nie jesteś wirtuozem, wzbraniasz się przed takim określeniem.

Nie jestem, bo mam zaszczyt znać zbyt wielu wirtuozów, żeby się tak nazywać, choć cenię takie komplementy. Prawda jest taka, że żeby zostać wirtuozem, trzeba poświęcić skrzypcom 128 tys. proc. własnego czasu. Jestem jeszcze m.in. producentem... Skrzypce to zazdrosny instrument, zawsze chcą być na pierwszym planie.

Grasz i klasykę, i metal. Jak myślisz, Mozart dogadałby się z Ulrichem i Hammettem z Metalliki?

No pewnie! Zwłaszcza na "towarzyskiej" stopie. A już na pewno Beethoven, bo to pierwszy metalowiec.

Nie Wagner?

Nie, Wagner to, powiedzmy, rock gotycki (śmiech). Beethoven był pierwszy. Kiedy długo go słuchałem, to odkryłem, że w jego muzyce - zwłaszcza w symfoniach licząc od "V" w górę - jest mnóstwo metalowego pierwiastka. Czyli walki agresji z romantyzmem. Kiedy choroba słuchu Beethovena się rozwijała, narastała w nim złość, ale w jego utworach ta złość mieszała się z optymizmem, z miłością do świata. Wiele metalowych kapel też tak ma: z jednej strony ostra muzyka, groźnie wyglądający faceci, a z drugiej mnóstwo romantycznych emocji. Jeśli zaś chodzi o Mozarta, to jedno jest pewne: był pierwszym rockandrollowcem! (śmiech).

Dyrygenta Ci nie brakuje?

W dużych, orkiestrowych składach rzeczywiście, dyrygent jest potrzebny. Jeśli dyrygent ma "cojones", czyli jaja, to z najsłabszej orkiestry wyciśnie najlepsze soki. Z drugiej strony, kiepski dyrygent może położyć najlepszych filharmoników.

A Ty czujesz potrzebę dyrygowania innymi?

Nie, nie czuję głodu władzy. Z tym że demokracja w zespołach rockowych się nie sprawdza. Nie mówię, że zawsze, ale patrząc na moje doświadczenia, raczej się nie sprawdza.

A więc jesteś tyranem i jednowładcą?

Tego bym nie powiedział, jeśli chodzi o rządzenie, to tylko w artystycznym wymiarze.

Niedziela, Jelonek, Graffiti, godz. 19, bilety 25-30 zł

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wideo
Wróć na kurierlubelski.pl Kurier Lubelski