Do niedawna żyłem jeszcze z głębokim postanowieniem, że nie będę reagował na wszelkie irracjonalne i prostackie uwagi współkolejkowiczów, z którymi raz na jakiś czas człowiek, nawet w najlepiej działającej demokracji, musi spędzić kilka minut. Ale poziom mojej akceptacji dla głupoty został wyczerpany. Uczyniła to moja sąsiadka z kolejki do tzw. publicznego ZOZ-u.
Pani wydawać by się mogło spokojna, stonowana i nieżywiąca żadnych złowrogich uczuć do ludzi. Okazało się jednak, że wystarczy mała iskra w postaci słów: "ile można tak stać", a moja współtowarzyszka w oczekiwaniu eksplodowała niczym wulkan Eyjafjallajökull (sposób czytania dowolny) w 2010 r. Poziom wypluwanej żółci zaczął pochłaniać kolejne osoby w kolejce. Usłyszałem więc, że pielęgniarki i lekarze położyli sobie marmury, a ta biedna kobieta musi stać na mrozie i czekać. Abstrahuję od logiki konstrukcyjnej samej wypowiedzi, ale opluwanie ludzi za to, że wyremontowali budynek pro publico bono to gruba przesada, nawet przy nie wiem jak dużym mrozie. Idąc bowiem tropem myśli mojej sąsiadki z kolejki, to nowa posadzka w przychodni została położona po to, by lekarze i pielęgniarki mogli się na niej do woli wylegiwać. To zaś zakrawa już na Monty Phytona.
Czasem nawet wydaje mi się, że scenariusz oczekiwania we wszelkich kolejkach w Polsce powstał już dawno w głowach panów Cleesa i Palina z rzeczonej grupy Pythonów. Oni mieli "Ministerstwo dziwnych kroków", my mamy "kolejki dziwnych myśli", w których zawsze znajdzie się osoba, która innych zaleje żółcią.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?