Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Z nieba do piekła. I z powrotem

Mariusz Świetlicki
Na piłce nożnej znają się ponoć wszyscy. A więc śmiało mogę o niej pisać.

Po pierwsze, jak wszyscy, to ja również, po drugie każdy ze zrozumieniem przeczyta, a po trzecie, od wczoraj trudno mi myśleć o czymkolwiek innym. Tak rozbudzonych emocji, gdy nie grała nasza reprezentacja, lub moja ukochana Jagiellonia, dawno nie miałem. A wszystko za sprawą ćwierćfinałów Ligi Mistrzów. Najpierw we wtorek i wydawałoby się dwa mecze, z których nic nowego już nie wyniknie. A tymczasem niesamowicie waleczna i pełna determinacji Roma wygrywa 3:0 z naszpikowaną gwiazdami i sytą Barceloną! Wynik, który pozwala odrobić olbrzymie straty: 1:4 z pierwszego meczu między tymi drużynami. Mimo, że nie byłem na stadionie, tylko siedziałem przed telewizorem, to i tak czułem te niesamowite emocje, które towarzyszyły kibicom Romy i Barcelony. Od rozpaczy (kamery pokazywały łzy najmłodszych kibiców Barcelony) po totalną euforię zakończoną kąpielami w fontannach. Jestem pewien, że Rzym w nocy, z wtorku na środę, nie spał i żal mi, że mnie tam nie było. Takie święto może spontanicznie wywołać tylko piłka nożna. Drugi mecz wtorkowy, to starcie dwóch pięknie grających drużyn angielskich: Manchesteru City i FC Liverpoolu. Kosmiczna pierwsza połowa! Niemal każde zagranie cudowne i napędzające akcję. Futbol najwyższej klasy. I sędzia, który nie widzi zagrania, które zmienia oblicze meczu. A później przebłyski geniuszu graczy Liverpoolu i to on gra dalej. Zwroty akcji, cudowna technika i czystość gry. Palce lizać! Po takim wtorku, wydawało się, że w środę trudno już o większe emocje. Tymczasem piłka znów pokazała swoje wielkie oblicze. Mecz Realu Madryt i Juventusu Turyn. Skazany na pożarcie Juventus, po porażce tydzień temu, na własnym boisku, z wielkim Realem, aż 0:3, zaczyna systematycznie i konsekwentnie odrabiać straty. Real, podobnie jak dzień wcześniej Barcelona, gra jakby nie wiedział, że przeciwnik jest w stanie się podnieść. A jednak! Znów 3:0, tym razem dla Juventusu. I gdy wszyscy już myślą o dogrywce, sędzia dyktuje karnego z kapelusza. Chyba każdy w naszym kraju pamięta mecz Polski z Austrią w 2008 roku, gdy Howard Webb, w ostatnich minutach, dyktuje bardzo kontrowersyjny rzut karny dla naszych przeciwników. Karny, który decyduje o losach meczu. To co się działo wczoraj w Madrycie było emocjonalnie na równym poziomie i jestem pewien, że kibice w Turynie też mieli nieprzespaną noc. Tym razem ze złości i frustracji. Za to właśnie kocham piłkę nożną. Za nieprzewidywalność, za zmienność akcji, za emocje, które wywołuje. I te pozytywne i te negatywne. Za tę kruchą granicę miedzy niebem, a piekłem. To wszystko można było wyczytać z twarzy kibiców na trybunach i przeżywać razem z nimi. Nie mogłem dziś pisać o niczym innym...

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na kurierlubelski.pl Kurier Lubelski