Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Z urzędniczego na ludzki

Jan Pleszczyński
Urząd nie byłby urzędem, gdyby posługiwał się zrozumiałym językiem, a biurokracja nie byłaby biurokracją, gdyby nie nadawała produkowanym przez siebie w znacznym nadmiarze tzw. kampaniom edukacyjnym nadętych nazw. Na szczęście za urzędami i biurokracją kryją się ludzie, mówiący zazwyczaj ludzkim głosem. I dlatego udaje się jakoś przeżyć. Przynajmniej mnie.

Dwa tygodnie temu dostałem pismo z Urzędu Miejskiego i wpadłem w popłoch. Roiło się w nim od jakichś postępowań, orzeczeń sądów i trybunałów, nieprzekraczalnych terminów, odwołań, sankcji itd. Przytaczam niezbyt dokładnie, bo po załatwieniu sprawy z wielką ulgą wywaliłem pismo do śmieci - oczywiście frakcji suchej. Powodem mojego popłochu było to, że nic z pisma nie zrozumiałem, choć przeczytałem trzy razy. Przestraszyłem się, że nie mam "kompetencji komunikacyjnych" - swoją drogą też jest to wyjątkowo zgrabne określenie. Mówiąc po ludzku, wygląda na to, że jestem osobnikiem intelektualnie nieprzystosowanym do życia w nowoczesnym społeczeństwie.

Żeby się ratować i uniknąć nieprzyjemnych konsekwencji postanowiłem działać natychmiast i zadzwoniłem do Urzędu Miejskiego. Bardzo miła pani wyjaśniła mi w ciągu 2 minut, o co chodzi. I jakoś ani razu nie użyła słowa "postępowanie", "orzeczenie", "termin". A na koniec pocieszyła mnie, że nie jestem pierwszym, który dzwoni w tej sprawie. Pojechałem na ul. Wieniawską, załatwiłem sprawę w ciągu 10 minut, a gdy wracałem spotkałem sąsiada - urzędnika poważnej instytucji. Zapytał: "Czy może dostał pan wczoraj pismo z urzędu? Bo ja dostałem i nic nie rozumiem...". Przybrałem minę znawcy i w ciągu minuty uświadomiłem sąsiada, że sprawa jest nadzwyczaj prosta. I mam wrażenie, że moja pozycja na osiedlu znacznie wzrosła.

Natomiast w zeszłym tygodniu Lublin włączył się w "kampanię edukacyjną" podwdzięczną nazwą "Europejski Tydzień Zrównoważonego Transportu". Mówiąc ludzkim językiem chodzi o to, żeby przekonać ludzi do komunikacji miejskiej, rowerów i własnych nóg. Dodatkowym wabikiem było to, że w zeszły piątek posiadacze aut mogli jeździć autobusami i trolejbusami bez biletu, wystarczał dowód rejestracyjny. Oczywiście popieram tę kampanię - choć nie jest do mnie skierowana; na jazdę własnym samochodem po mieście po prostu szkoda mi czasu. Ale zastanawiam się, czy przypadkiem nie krzywdzi ona ludzi, którzy nie mają samochodu. Bo, jak rozumiem, oni musieli jednak w piątek płacić za przejazd. To tak, jakby w "dzień bez papierosa" dawać palaczom paczkę pysznych cukierków do ssania, a niepalącym nic. Ale nie będę się czepiał - wszak większa jest radość z jednego nawróconego grzesznika niż z 10 sprawiedliwych.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na kurierlubelski.pl Kurier Lubelski