Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Pod Lublinem znaleziono zwłoki 37-letniego taksówkarza z poderżniętym gardłem. Ta zbrodnia wstrząsnęła mieszkańcami regionu

Piotr Nowak
Piotr Nowak
Do zabójstwa taksówkarza doszło 30 marca 1994 r., tuż przed Wielkanocą
Do zabójstwa taksówkarza doszło 30 marca 1994 r., tuż przed Wielkanocą unsplash.com/zdjęcie ilustracyjne
37-letni taksówkarz Jerzy W. około godz. 1 w nocy poinformował dyspozytora, że wypadł mu kurs poza miasto. Miał wrócić za 15 minut, ale na późniejsze wezwania już nie odpowiedział. Był 30 marca 1994 r., tuż przed Wielkanocą.
Pod Lublinem znaleziono zwłoki 37-letniego taksówkarza z poderżniętym gardłem. Ta zbrodnia wstrząsnęła mieszkańcami regionu

Zwłoki mężczyzny znaleziono na skraju Motycza, od strony lotniska w Radawcu. Portier pełniący nocną służbę w pobliskiej firmie zobaczył audi podjeżdżające w pobliże płyty lotniska i moment wyrzucenia zwłok z samochodu.

Identyfikacja ciała wykazała, że ofiarą jest Jerzy W., 37-letni taksówkarz. Ojciec dwojga małych dzieci. Miał poderżnięte gardło.

Jego auto znaleziono przy ul. Nowy Świat w Lublinie. O godz. 2 widzieli je tam strażnicy ochrony kolei. Pojazd zwrócił ich uwagę, ponieważ miał włączone światła. Około godz. 6 po raz drugi przejeżdżali obok samochodu marki Audi 100. Zauważyli, że mimo deszczu jest otwarty, a jego wnętrze zdemolowane. Wtedy zawiadomili policję.

„Oba przednie siedzenia w znalezionym aucie ubrudzone były krwią. Morderstwa dokonano więc w samochodzie” - brzmiały pierwsze ustalenia.

- Znałem Jerzego z widzenia. Razem zdawaliśmy egzaminy na taksówkę - wspomina Piotr, który pracę kierowcy zaczął w latach 80-tych. Przyznaje, że po zabójstwie na lubelskich kierowców padł blady strach. Nikt nie czuł się bezpiecznie.

Dla lubelskich śledczych odnalezienie sprawców stało się sprawą priorytetową. Do poszukiwań zaangażowano kilkudziesięciu agentów służb operacyjnych, którzy mieli najlepsze rozeznanie w środowisku przestępczym Lublina. Śledztwo szybko zaczęło przynosić efekty.

Sukces policji

W środę wieczorem, 18 godzin po zabójstwie, policja otoczyła jedną z melin przy ul. Kunickiego. Akcja była strzałem w dziesiątkę.

„Wewnątrz zatrzymano 19-letniego Sylwestra T. i 22-letniego Kazimierza M. Policjanci znaleźli przy nich dowód osobisty zamordowanego taksówkarza oraz CB-radio skradzione z auta Jerzego W., a także jego kurtkę i spodnie, które przestępcy zabrali po zabójstwie” - czytamy w Kurierze z 1 kwietnia. Szybkie zatrzymanie sprawców media okrzyknęły „sukcesem lubelskiej policji”.

Solidarność między podejrzanymi momentalnie prysła. Nawzajem zaczęli się obwiniać o poderżnięcie gardła taksówkarzowi. Przesłuchującym ich śledczym tłumaczyli, że w dniu zabójstwa byli podpici. Twierdzili, że chcieli jedynie przejechać się taksówką.

Na jaw wyszła też przeszłość młodych mężczyzn. Obaj byli wychowankami domu dziecka. Starszy był już karany za rozbój. Z zakładu karnego wyszedł dwa lata wcześniej.

Policjanci poszukiwali dwóch kolejnych uczestników zdarzenia. Udało się ich namierzyć już następnego dnia.

Z zimną krwią

„Policjanci schwytali dwóch pozostałych podejrzanych o zamordowanie lubelskiego taksówkarza, Jerzego W. Są nimi dwaj uczniowie jednej z lubelskich zawodówek: 19-letni Kazimierz S. z Nadrybia i 16-letni Janusz B. z Albertowa. Zatrzymano ich w Wielki Czwartek o godz. 17” - informował Kurier z 5 kwietnia.

Przesłuchania czterech podejrzanych i wizja lokalna trwały kilka dni. Wszyscy czterej ze szczegółami opisywali okoliczności i sposób zabójstwa.

- Z ich zeznań wynika, że morderstwo to zaplanowali od początku do końca. Szli na postój taxi przygotowani, że zabiją taksówkarza. Jeden z nich zabrał w tym celu kuchenny nóż. Ofiarę wybrali przypadkowo. Jerzy W. był pierwszym z kilku nagabywanych przez nich taksówkarzy, który zgodził się na kurs do podlubelskiego Motycza o godz. 1 w nocy za 200 tys. zł – relacjonował nadkomisarz Zbigniew Głowacki, szef lubelskiej policji.

- Ja bym nie przyjął takiego kursu. Za duże ryzyko – przyznaje Piotr, taksówkarz z wieloletnim stażem.

Młodzieńcy zeznali, że zaatakowali na trasie. 37-letni kierowca prosił o litość i błagał o życie. Napastnicy zapamiętali moment zabójstwa ze szczegółami. Nawet wyraz oczu i rysy twarzy ofiary. Po uświadomieniu sobie wagi swojego czynu, przeżyli szok.

„Przerazili się tego co zrobili i nie chcieli brać auta, dla którego wcześniej zdecydowali się uśmiercić człowieka. Porzucili je (…). W czasie wizji lokalnej podejrzani trzęśli się jak w febrze” - czytamy na pierwszej stronie Kuriera. I dalej: „Jeden z zatrzymanych jest bratem policjanta (...). Funkcjonariusz dowiedziawszy się o jego udziale w zbrodni, podał się w piątek do dymisji”.

Trzech podejrzanych trafiło do aresztu. Najmłodszy – do zakładu poprawczego. Młodzi mężczyźni czekali na proces w odosobnieniu. Oczekiwanie nie trwało długo.

Prokurator żąda stryczka

Jak na dzisiejsze standardy, proces toczył się w błyskawicznym tempie. Sylwester T., Kazimierz M., Kazimierz S. i Janusz B. kolejno przyznawali się do udziału w napadzie na taksówkarza. Stanowczo odcinali się natomiast od zabójstwa.

Zeznania złożone przez kilkunastu świadków wniosły do sprawy niewiele. Wyjątek stanowiła przyjaciółka Kazimierza M., która rozmawiała z oskarżonym dwa dni po zabójstwie:

- Kazik powiedział do mnie: „Sylwek zabił człowieka” - mówił świadek. - Doszło między nimi do sprzeczki o niedotrzymanie tajemnicy. W końcu T. zdecydował się wyjaśnić przy mnie sprawę do końca. Usłyszałam od niego, że taksówkarz błagał, by go nie zabijać. Wtedy w Sylwku T. wezbrała straszna złość, że i tak ch… zakabluje. Zakończył: „jak mu wsadziłem nóż z tej strony, to wylazł z drugiej”.

Prokurator był nieubłagany. Dla 22-letniego Kazimierza M. i 19-letniego Sylwestra T. zażądał kary śmierci. Pozostali, zdaniem oskarżyciela, powinni usłyszeć wyroki wieloletniego więzienia.

- Za takie draństwo powinni zawisnąć – komentował jeden z taksówkarzy, kolega Jerzego W. - Nie chodzi tylko o zasadę oko za oko. Myślę, że kara śmierci miałaby w tym przypadku działanie odstraszające – dodał.

Adwokaci oskarżonych argumentowali, że w trakcie procesu nie udało się jednoznacznie rozstrzygnąć, kto wbił nóż. Przypominali, że ich klienci dorastali w trudnych warunkach.

„M. i T. poznali się w domu dziecka. Wychowywała ich laicka placówka. Pochodzą z rodzin bez kośćca moralnego. Matka T. jest nałogową alkoholiczką, ojciec przesiedział w więzieniu osiemnaście lat. Czy teraz dziecko Sylwestra T. ma się wychować bez ojca?” - tak argumenty obrony streścił dziennikarz.

Gdy wobec najmłodszego Janusza B. adwokat wysunął wniosek o skierowanie do zakładu poprawczego z warunkowym zawieszeniem, sala wybuchła śmiechem.

Obrońcy stwierdzili, że publiczność zgromadzona na sali sądowej „żąda krwi”. Obawy były uzasadnione. Wedle relacji dziennikarza Kuriera, obecni na sali taksówkarze nie kryli chęci odwetu. Oskarżonych pilnowało sześciu policjantów.

Wyrok zapadł 14 listopada 1994 r. Sąd skazał Sylwestra T., Kazimierza M. i Kazimierza S. na 25 lat więzienia. Janusz B., ze względu na swój młody wiek, został skierowany do zakładu poprawczego. Ostatecznie nie udało się ustalić, kto zadał śmiertelny cios.

Zawód podwyższonego ryzyka

Ponad ćwierć wieku temu zabójstwo taksówkarza wstrząsnęło Lublinem. - Dziś na szczęście takich przypadków jest mniej - przyznaje Paweł Maruszak, prezes Lubelskiego Stowarzyszenia Taksówkarzy w Lublinie i Radio Taxi „Czwórki”. Stowarzyszenie skupia około 150 lubelskich przewoźników.

Nowinki techniczne sprawiły, że praca kierowcy jest bezpieczniejsza. Dzięki systemom GPS dyspozytor może na bieżąco śledzić położenie samochodu. Na ulicach i w pojazdach są kamery. W razie niebezpieczeństwa taksówkarz może wcisnąć guzik bezpieczeństwa, żeby w ciągu paru minut uzyskać pomoc kolegów.

Ale mimo tego postępu nadal zdarzają się historie jak ta z lipca 2016 r., kiedy to młody Ukrainiec zaatakował 15-centymetrowym nożem taksówkarza. Poraniony kierowca na szczęście przeżył, a napastnik trafił do więzienia.

- Młodym ludziom dziś nie można ufać. Uważam, że jest gorzej niż 40 lat temu. Teraz jest spokojnie, bo jest epidemia, jest mniej imprez, ale w normalnym okresie zdarzały się strzały na ulicy, grożenie scyzorykiem. Około 2 w nocy trudno znaleźć trzeźwego człowieka – przyznaje Piotr, kierowca.

- Mimo upływu lat taksówkarz to nadal zawód podwyższonego ryzyka – zaznacza Paweł Maruszak.

Artykuł ukazał się pierwotnie w Kurierze Lubelskim we wrześniu 2020 r.

od 7 lat
Wideo

Jak głosujemy w II turze wyborów samorządowych

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na kurierlubelski.pl Kurier Lubelski