Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Zaduszkowe fado z Markiem Dyjakiem, czyli muzyczny „grobbing” w Centrum Kultury (ZDJĘCIA)

Michał Dybaczewski
2 listopada, Zaduszki, tysiące świec paliło się na lubelskich cmentarzach. Tego dnia, wieczorem, w Centrum Kultury, kilka takich muzycznych świec zapalił też Marek Dyjak.

- Koncert podzielony będzie na dwie części: zaduszkową-smutną i zaduszkową-weselszą - zapowiedział na wstępie Dyjak. I tak właśnie było. Wraz z Jurkiem Małkiem (trąbka) i Markiem Tarnowskim (pianino/akordeon) stworzyli istne muzyczne misterium.

„Nie będziesz” wybrzmiało na otwarcie, wyznaczając jednocześnie klimat całego koncertu. „Modlitwa”, czyli jedna z bardziej znanych kompozycji Dyjaka idealnie wpisywała się w konwencję wieczoru: „I tylko ty mnie słodki Boże w opiece swojej mniej”, to fragment-przesłanie, swoiste motto piątkowego występu.

- Kolejny utwór dedykuję mamie – mówił Marek Dyjak zapowiadając „Na klęczkach”. Elegijna trąbka, posępne takty pianina i jeden z najbardziej egzystencjalnych tekstów w jego dorobku musiały wywołać wśród publiczności wspomnienia bliskich, tych którzy odeszli.

- To niezwykle osobisty koncert, kosztował mnie bardzo wiele, jeszcze dziś rano były łzy – rzucił mimochodem ze sceny Dyjak, w introwertyczny sposób (jakże typowy dla niego) dzieląc się z publicznością swoimi odczuciami.

Przyszła kolej na „Jednym szeptem”. Przepełniony cierpieniem krzyk Dyjaka, wygrywający podniosłą frazę na trąbce Małek i marszowe dźwięki pianina wybijane przez Tarnowskiego stanowiły „clue” zaduszkowego koncertu.

Zgodnie z zapowiedzią była też „weselsza część Zaduszek”. Choć zaznaczmy: u Dyjaka pojęcie „wesoły” jest względne. Tarnowski z pianina przesiadł się na akordeon i wybrzmiały utrzymane w rytmie argentyńskiego tanga „Miejsca przedmioty kształty drzwi”. Artysta zszedł na moment ze sceny główne role oddając Tarnowskiemu i Małkowi. Ten pierwszy brzmiał patosowo, drugi, bardzo ostro, „sound” jego trąbki ciął powietrze niczym brzytwa, niczym… Tomasz Stańko. I była w tym piękna symbolika – bo przecież to koncert zaduszkowy, a dusza Stańki od kilku miesięcy wędruje gdzieś w zaświatach.

Najweselszym ze smutnych utworów tego dnia była „Rebeka” – subtelnie frazująca trąbka przeszła w frywolny rytm, dołączył do niej akordeon i wytworzył się iście knajpiany klimat. Nie na długo. „Dziwna okolica”, „Człowiek (złota ryba)” i „Piosenka w samą porę” sprowadziły ostatecznie wszystkich na ziemię. Wypluwane, zdawałoby się, ostatkiem sił przez Dyjaka, słowa były jego osobistą spowiedzią, świadectwem cierpienia i beznadziei. – Ten koncert był drugą częścią „grobbingu” – podsumował krótko Dyjak. I koniec!

Owacja na stojąco, długa owacja. Wrócił, co w przypadku Dyjaka nie jest takie oczywiste, bo bywa, że nie bisuje. Ba! Wracał dwa razy. Raz „z Gintrowskim” śpiewając „A my nie chcemy uciekać stąd” – mocne, przejmujące, wykrzyczane. Drugi raz, również „z Gintrowskim”: „Gdy tak siedzimy”. Tekst jakby stworzony właśnie dla niego: „Gdy tak siedzimy nad bimbrem, ojczyzna nam umiera, gniją w celach koledzy, kręci się wolno powielacz...”. W tym utworze Dyjak wchodził w skale wokalne, które wydawało mi się, że poza Gintrowskim są nieosiągalne dla nikogo. Jemu się udało. Świadomie lub nie oddany został tym samym hołd zmarłemu kilka lat temu bardowi Solidarności. Jego utwory zabrzmiały zresztą nieprzypadkowo: w grudniu pojawi się płyta GINTROWSKI/DYJAK. Już zacieram ręce, bo jeśli ktoś miałby się mierzyć z wokalną charyzmą Gintrowskiego to jedynie Marek Dyjak.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na kurierlubelski.pl Kurier Lubelski