Ksiądz Józef G., proboszcz parafii w Zagłobie, został zamordowany w nocy z 30 września na 1 października 1993 r. Opis tej wstrząsającej zbrodni zbulwersował nie tylko mieszkańców Lubelszczyzny. Proces relacjonowały media w całej Polsce.
Było już po godzinie 23. Do domu księdza zapukał ministrant Ireneusz M. Poprosił, żeby ksiądz pomógł w naprawie samochodu, który zepsuł się właśnie przed jego domem. Gdy ksiądz wyszedł, Dariusz K. skatował go metalowym prętem. Potem chłopcy zawlekli żyjącego jeszcze duchownego w krzaki. Mężczyzna zmarł po kilku godzinach. W tym czasie sprawcy zabrali z jego domu 160 tys. złotych oraz forda escorta. Do auta przemocą wepchnęli Bożenę C., katechetkę, która była w trakcie napadu w mieszkaniu wikarego. Więzili przerażoną kobietę cztery godziny. Gdy ją puścili, ta wezwała policję.
Jeszcze tej samej nocy policja zatrzymała trzech sprawców tej wstrząsającej zbrodni. O napad rabunkowy, zabójstwo księdza i sterroryzowanie katechetki prokurator oskarżył 12-letniego Arkadiusza J., 19-letniego Dariusza K. i 16-letniego Ireneusza M. Śledczy ustalili, że to Dariusz K. zabił księdza. Ireneusz M. był natomiast inspiratorem zbrodni.
- Jeden bez drugiego nie mógłby tej zbrodni dokonać - podkreślali prokuratorzy i dodawali, że Dariusz K. miał w momencie popełniania morderstwa w pełni zachowaną poczytalność. Był jednak osobą o niskim intelekcie i mógł być sterowany przez kolegę.
- To Ireneusz M. mówił do Dariusza K.: dowal mu jeszcze raz. Wal, aby popamiętał - zeznawał najmłodszy z uczestników napadu (sąd uznał, że to jego wersja była najbardziej wiarygodna). - K. bił jak ktoś, kto chce zabić. M. kazał bić aż ksiądz się uciszy.
Biegli uznali, że Ireneusz M. był ponadprzeciętnie inteligentny, ale także zdemoralizowany do głębi. Dlatego też, mimo że nie miał ukończonego 17 roku życia, odpowiadał przed sądem jak dorosły.
W trakcie procesu okazało się, że nastolatkowie napadli na dom księdza, bo chcieli zabrać jego samochód. Kilka dni wcześniej Ireneusz M. zaplanował, że ucieknie z domu. Na zawsze. Do "pójścia na gigant" namówił także Dariusza K., chłopca z rozbitej rodziny z problemem alkoholowym. Nastolatkowie uciekli z domów 28 września. Wkrótce dołączył do nich 13-letni uciekinier z Państwowego Domu Dziecka w Garbowie (rodzice chłopca mieszkali na osiedlu Nałkowskich w Lublinie). Chłopcy przez trzy dni błąkali się po okolicy. Dzień przed zbrodnią nic nie jedli, bo nie mieli pieniędzy. Wtedy zaplanowali napad. Chcieli ukraść samochód księdza, żeby pojechać nim do oddalonego o 10 kilometrów Kazimierza Dolnego. W turystycznej miejscowości mieli okraść kiosk "Ruchu". Liczyli, że będzie w nim dużo papierosów.
Śledczy stwierdzili też, że Ireneusz M. mógł chcieć śmierci duchownego także z innego powodu - bał się, że na jaw wyjdzie jego "druga mroczna natura". Chłopiec przez pięć lat był ministrantem w kościele w Zagłobie. Co więcej, był ulubieńcem zamordowanego kapłana. Józef G. nieraz stawiał go swoim parafianom, zwłaszcza rodzicom innych ministrantów, jako godny naśladowania wzór pobożności i szlachetności.
Proces przed lubelskim Sądem Wojewódzkim trwał zaledwie sześć dni. Dariusz J. i Ireneusz M. zostali skazani na 15 lat pozbawienia wolności oraz na 10 lat pozbawienia praw publicznych. Musieli też zapłacić po 15 milionów złotych grzywny oraz każdy po dwie nawiązki (w sumie osiem milionów złotych) na konto Zarządu Wojewódzkiego PCK oraz Stowarzyszenia na rzecz Dzieci z Chorobami Krwi.
Uzasadniając wydanie takiego wyroku sędzia Cezary Wójcik, przewodniczący pięcioosobowego składu sędziowskiego podkreślił, że nie brał pod uwagę duchownego stanu ofiary. Zastosował się natomiast do wskazań prawa nakazującego, by zbrodnia była ścigana z całą surowością.
- Co nie znaczy z chęcią zemsty, czy odwetu - dodał.
Oskarżeni - jak relacjonował Kurier - wysłuchali wyroku z nisko opuszczonymi głowami. Ich twarzy nie było widać.
Najmłodszy ze sprawców, zaledwie 12-letni Arkadiusz J. decyzją Sądu Rodzinnego i Nieletnich został umieszczony w Zakładzie Wychowawczym w Łodzi do ukończenia 21 roku życia. Ze względu na wiek, nie można było wymierzyć innej kary. Ta była najsurowsza z dopuszczalnych przez prawo.
15 grudnia 1994 Sąd Apelacyjny utrzymał wyrok w mocy.