Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Zmarł Lou Reed, poeta rock'n'rolla (WIDEO)

PAF
Lou Reed był postacią równie kontrowersyjną, co wybitną
Lou Reed był postacią równie kontrowersyjną, co wybitną Archiwum
Lou Reed, jeden z najciekawszych i najtrudniejszych do lubienia artystów rockowych wszech czasów, zmarł w zeszłą niedzielę w wieku 71 lat.

De mortuis nihil nisi bene. O zmarłych mówi się tylko dobrze. Mimo to można czasem odnieść wrażenie, że Reed żył tak, by tę szlachetną zasadę maksymalnie żyjącym utrudnić. Jego ostatnie nagranie, płyta „Lulu” z Metalliką, było tak złe, że niektórzy fani Metalliki grozili mu śmiercią lub torturami (albo jednym i drugim), co zresztą samego zainteresowanego wiele nie obeszło, bo – jak przyznał – on sam żadnych fanów nie ma. Twierdził sarkastycznie, że wszyscy odeszli po słynnej „Metal Machine Music” z 1975 roku, nadającej nowe znaczenie słowu „kakofonia”. Swoją drogą, nadarza się okazja do ciekawej socjologicznej obserwacji: czy na fali pośmiertnej apoteozy będziemy świadkami powszechnej rehabilitacji tego albumu?

Co najmniej kilka z jego kompozycji to klasyki, zbudowane z refrenu, zwrotki i brzęczącej gitary, kamienie milowe światowej popkultury.

W tzw. międzyczasie nie było lepiej: w 1978 roku na koncertowej „Take No Prisoners” Reed postanowił przyłożyć krytykom muzycznym, bez pardonu wymieniając ich z nazwiska; na początku XXI wieku uznał, że znakomitym pomysłem będzie urozmaicanie koncertów pokazem ćwiczeń tai chi. Nie może się to jednak równać z konceptem grania w częstotliwościach słyszalnych wyłącznie dla psów, na który wpadł ze swoją trzecią żoną, Laurie Anderson.

Tak, Reed był muzykiem, który często rozmieniał się na drobne, który był nieznośnym rozmówcą, a w dodatku wcale nie należał do wybitnych gitarzystów. I nieprawdą jest to, co powiedział kiedyś Lesterowi Bangsowi, że „moje bzdety są warte więcej niż diamenty innych”. Choć prawdą jest, że jego najlepsze nagrania są warte więcej niż wszystkie diamenty tego świata. Reed stworzył bowiem wiele wybitnych tekstów do równie znakomitej muzyki. Te pierwsze żyły zresztą swoim życiem – nawet w samych piosenkach wokal niespecjalnie przejmował się rytmem. Co najmniej kilka z jego kompozycji to klasyki, zbudowane z refrenu, zwrotki i brzęczącej gitary, kamienie milowe światowej popkultury.

I to nie tylko muzyki, ale i literatury, bo jeśli Reed stał się legendą, to właśnie za literackie podejście do rocka. Jak wtedy, gdy – czy z kultową Velvet Underground, czy solo – nagrywał piosenki o sadomasochizmie, narkotykach i prostytucji, seksie i, przede wszystkim, samotności i strachu. „Zawsze uważałem, że niesamowita jest ilość rzeczy, które można zrobić poprzez piosenkę rockową”, stwierdził kiedyś.

Lou Reed, tak jego muzyka, bywał niekiedy trudny do zniesienia, nieprzystępny i arogancki. Czasem jednak i on, i jego twórczość byli wielcy i piękni, choć w mroczny, pokręcony sposób. To wystarczy, by uznać jego odejście za niepowetowaną stratę dla muzyki. W końcu czyją inną śmierć David Bowie skomentowałby krótko: „Był Mistrzem”?

Codziennie rano najświeższe informacje z Lubelszczyzny prosto na Twoją skrzynkę e-mail. Zapisz się do newslettera

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wideo
Wróć na kurierlubelski.pl Kurier Lubelski