Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Zmiana czasów. Felieton Grzegorza Gila w Kurierze Lubelskim

Grzegorz Gil
archiwum
Zmiana czasu z letniego na zimowy w ostatni weekend października może wywoływać frustrację. Przestawianie zegarków powoduje, że dzień kończy się szybciej a człowiek godzinę dłużej zastanawia się tylko jak dotrwać do „pierwszego”.

Choć w 2019 roku Parlament Europejski obiecywał, że w ciągu kolejnych lat w UE zniknie praktyka przestawiania czasu z zimowego na letni (wyprzedzający o godzinę standardowy czas strefowy) i z letniego (znany także jako DST od Daylight Saving Time) na zimowy, sprawa utkwiła w martwym punkcie wobec sprzeciwu większości państw UE. Jak wiadomo, praktyka zmieniania czasu argumentowana jest chęcią lepszego wykorzystania światła słonecznego i oszczędzania energii. Sama idea sięga końca XVIII-wieku, ale zadomowiła się na stałe dopiero sto lat temu. Najpierw w Rzeszy i Austro-Węgrzech (wiosna 1916), a w kolejnych latach także w Wielkiej Brytanii i USA. Okazuje się, że wskutek przestawiania zegarów zużycie energii faktycznie spada, ale tylko w krajach skandynawskich i to zaledwie o 1 (jeden) procent (sic!). Z naukowego puntu widzenia „zmiana czasu” to zatem instytucjonalizacja teorii, która ma znikome pokrycie z faktach. Jej zniesienie może jednak graniczyć z cudem. Czas to zresztą czysta polityka, bo politycy najlepiej „grają na czas” zmuszeni do „walki z czasem”.

Od uzasadniania zmiany czasu energetyką należy jednak odróżnić sprawy zdrowotne. Według ekspertów zmiana czasu z zimowego na letni (na wiosnę) jest niekorzystna dla wielu osób, które z początkiem tygodnia powodują więcej wypadków przy pracy oraz odczuwają problemy kardiologiczne. Co więcej, w świetle dotychczasowych badań organizm człowieka nigdy nie przestawia się na czas letni, gdyż to jego zimowa wersja jest bliższa słonecznego w większości miejsc na kuli ziemskiej. W Europie Unia Europejska zaleciła państwom członkowskim kontynuowanie praktyki przestawiania zegarków z obawy przed chaosem, który powstałby wskutek rożnej „polityki czasowej”. Strefy czasowe mogłyby się rozjechać, zaburzając życie społeczno-gospodarcze.

Gwoli przypomnienia, świat dzieli się na 24 strefy czasowe (wprowadzono je w 1884 roku), a w UE mamy wciąż 27 państw i trzy takie strefy. Co 15 stopni długości geograficznej dodajemy lub odejmujemy jedną godzinę. W rozciągniętej równoleżnikowo Europie trudno o jeden czas, dlatego kilka z państw UE leży w innej niż środkowoeuropejska (CET) strefie: Finlandia, kraje bałtyckie, Rumunia, Bułgaria i Grecja znajdują się w strefie wschodnioeuropejskiej (EET), zaś Portugalia i Irlandia - zachodnioeuropejskiej (WET). Hiszpanie nie lubią czasu letniego (DST), a my zimowego i to „nielubienie” nas łączy. W dodatku strefowy czas polski i hiszpański (CET) pokrywa się, choć stolice obu państw dzieli prawie 2300 km.

Co ciekawe, dokładnie sto lat temu w Polsce dokonano zmiany z czasu wschodnioeuropejskiego na środkowoeuropejski (CET), co motywowane było względami polityki i ekonomii. W takim reżimie czas letni jest jednak mniej „polski”, gdyż odpowiada czasowi słonecznemu na południku 30. długości geograficznej wschodniej, który przebiega w okolicach… Kijowa. Poprawność polityczna nakazywałaby modyfikację czasu strefowego na rzecz czasu słonecznego notowanego w Kijanach lub w pospolitym Kiju (lubelskie)…

Co ciekawe, latem w Polsce czas słoneczny jest najbliższy strefowego (słonecznego) między innymi w Lubelskiem (plus minus 30 minut różnicy). Z kolei w zimie „polska flanka wschodnia” odstaje od czasu słonecznego najbardziej (nawet minus półtorej godziny). Nic jednak nie przebije Galicji, ale nie tej kojarzonej z zaborem austriackim tylko części skrawka Hiszpanii, który znajduje się nad Portugalią. Tam różnica pomiędzy czasem strefowym (zimą lub latem) a słonecznym wynosi nawet trzy i pół godziny. Hiszpania to także interesujący przykład „polityki czasu”. Kraj ten dołączył do środkowoeuropejskiej strefy czasowej (CET, czyli GMT+1:00), choć nominalnie należy do strefy zachodnioeuropejskiej (WET - GMT+0:00). Generał Franco zmodyfikował czas jeszcze w trakcje wojny (1942). „Caudillo” chciał w ten sposób zbliżyć się do nazistowskich Niemiec. Pomimo demokratyzacji Hiszpanii czas odmierzany jest tam nadal w rytm widzimisię Franco.

To nie jest zatem czas na „zmianę czasu”, ale co najwyżej „czas na zmiany”, które są „znakiem czasu”. Takiej zmiany dokonali w ostatnią niedzielę Brazylijczycy, choć znajdują się w czterech różnych strefach czasowych, które dzielą od siebie aż 3 godziny. W „kraju kawy” w drugiej turze wyborów prezydenckich o włos wygrał były prezydent i były więzień (oczyszczony z zarzutów) popularnie zwany Lulą. Jego pełna godność to Luiz Ignacio Lula da Silva, co trochę wyjaśnia jego zwycięstwo, bo wyborcy mogli zaznaczać swój krzyżyk (X) w wielu miejscach (przy Luiz, Ignacio, Lula lub da Silva). Żarty na bok. O zwycięstwie Luli zadecydowała przewaga 2 mln głosów w skali 156 mln uprawnionych wyborców. Jair Bolsonaro na razie nie kwestionuje tego wyniku, choć bywał przyrównywany do Trumpa, który zresztą wsparł go w kampanii. Skala polaryzacji społecznej i rola religii w życiu publicznym w Brazylii przypomina mi pewne państwo leżące w środkowoeuropejskiej strefie czasowej... Zgadujemy. Czas start!

od 7 lat
Wideo

Wyniki II tury wyborów samorządowych

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na kurierlubelski.pl Kurier Lubelski