Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Znaleźli ją z dziurą w głowie w kałuży krwi. Alfred R.: Czułem, że kocham ją niepodzielnie

Piotr Nowak
Piotr Nowak
Ulica Przemysłowa, błoto, dziury w bruku i zaniedbane budynki. W latach 60. ubiegłego wieku mieściły się tam warsztaty, niskie kamieniczki i drewniane chałupy
Ulica Przemysłowa, błoto, dziury w bruku i zaniedbane budynki. W latach 60. ubiegłego wieku mieściły się tam warsztaty, niskie kamieniczki i drewniane chałupy Teatr NN
Huk wystrzału i tupot nóg na schodach. Zaniepokojeni sąsiedzi odnaleźli 26-letnią Marię w jej mieszkaniu. Młoda kobieta miała w głowie dziurę po kuli. Milicja szybko ujęła podejrzanego. - Czułem, że kocham ją niepodzielnie - wyznał potem przed sądem.

Był zimowy poranek 11 lutego 1960 r. Dziurawą, pokrytą śniegiem ulicą Przemysłową w Lublinie przemierzali zaspani robotnicy, który zmierzali do pracy na poranną zmianę, rzemieślnicy i sprzedawcy zatrudnieni w sklepach i warsztatach przy pobliskiej ulicy Buczka (obecnie Zamojska). Po drodze mijali obdrapane kamienice z cegły i opoki, drewniane chałupy i rudery. Stan niektórych budynków był tak zły, że groziły zawaleniem. Piwnice zalewała woda z Bystrzycy.

Około godz. 7.30 z jednego z domów rozległ się huk wystrzału. W jednym z mieszkań lokatorzy znaleźli młodą kobietę leżącą w kałuży krwi. Zaalarmowali milicję.

Znaleźli ją z dziurą w głowie w kałuży krwi. Alfred R.: Czułem, że kocham ją niepodzielnie

Wkrótce w kamienicy pojawili się funkcjonariusze MO i prokurator. W pokoju denatki znaleziono łuskę. Lekarz stwierdził zgon od strzału z broni krótkiej. Ofiarą była 26-letnia Maria K.-S., od niedawna zamężna z milicjantem, absolwentka Wydziału Prawa UMCS. Przy ul. Przemysłowej młodzi wynajmowali mieszkanie.

Spalone listy

Sześćdziesiąt lat temu lublinianie żyli przyziemnymi sprawami. Kurier Lubelski pisał o długo oczekiwanym otwarciu nowej kawiarni „Jubileuszowej” przy ul. Świerczewskiego (obecnie al. Piłsudskiego). W kinach dominowały filmy z NRD i ZSRR. Anons w gazecie zapraszał na wieczór do klubu MPiK, gdzie miała się odbyć prelekcja pt. „Afryka u progu roku 1960”. Wśród nagłówków na pierwszej stronie gazety przebijały się kolejne fakty dotyczące toczącego się śledztwa.

O szczegółach morderstwa przy ul. Przemysłowej Kurier Lubelski informował 13 lutego. Dziennikarz był pełen uznania dla milicji, która szybko ujęła podejrzanego. Był nim 28-letni Alfred R., były narzeczony kobiety. Młody mężczyzna nie miał zawodu, wykształcenie podstawowe, często zmieniał zatrudnienie. Mieszkał spory kawałek od denatki, stancję wynajmował przy placu Bychawskim. Tam odnalazła go milicja. Miał przy sobie pistolet. Śledczy błyskawicznie wytypowali go na sprawcę zbrodni.

Według ustaleń prokuratury i milicji, po zastrzeleniu Marii K.-S. „morderca zbiegł z domu przy ul. Przemysłowej nie do swojego mieszkania – jak początkowo przypuszczano – lecz skrył się w lesie koło Świdnika. Tam spalił korespondencję, którą wymieniał kiedyś z Marią K. i po pewnym dopiero czasie udał się do swojego domu. Po drodze wyrzucił pozostałą jeszcze amunicję, zatrzymując przy sobie pistolet” - czytamy w Kurierze z 13 lutego.

Następnie mężczyzna wrócił do domu i opatrzył twarz, którą skaleczył w trakcie wystrzału. Pistolet skonstruował sam i jedna źle dopasowana część wyrzucona siłą gazów rozcięła mu prawy łuk brwiowy. Po usunięciu śladów zaczął pisać list do swojej matki. Prosił w nim o spłatę gospodyni 5 tys. zł, które pożyczył od niej na swoje wydatki. W chwili, gdy kończył pisać list, rozległo się pukanie do drzwi. Niespodziewanymi gośćmi byli milicjanci.

„Wszystkie te przygotowania świadczą, że morderca nosił się z zamiarem jak najszybszego opuszczenia miasta i ukrycia przed wymiarem sprawiedliwości” - donosił Kurier.

Analiza balistyczna znalezionej broni wykazała, że łuska znaleziona w pokoju zamordowanej została wystrzelona z pistoletu, który miał przy sobie Alfred R.

„Morderca przesłuchiwany zaraz pierwszego dnia, w chwilę po aresztowaniu, był bardzo spokojny, szczegółowo wyjaśniał prokuratorowi cały przebieg wypadków, uśmiechając się od czasu do czasu. Nie widać było po nim najmniejszego zdenerwowania ani skruchy z powodu popełnionej zbrodni” - czytamy w gazecie.

Alfred R. okazał się bardzo rozmowny. Ze szczegółami opisał okoliczności zdarzenia z 11 lutego. Jego wyjaśnienia relacjonował Kurier Lubelski: „Gdy morderca przybył do mieszkania K., nie chciała ona w ogóle z nim rozmawiać. Wtedy R. wyjął z kieszeni pistolet. Widząc to przerażona kobieta chciała wyrwać mu broń. Rozpoczęło się szamotanie”.

Alfred odepchnął byłą narzeczoną. Kobieta krzyknęła: „Ratunku!" Upadła, ale natychmiast podniosła się i usiłowała odebrać broń napastnikowi. Znów bezskutecznie. Uciekła do pokoju.

„R. pobiegł tam za nią i mierząc z pistoletu starał się K. - jak zeznaje – zastraszyć, aby nie wzywała pomocy. I znowu doszło do gonitwy po mieszkaniu. W kuchni padł strzał!” - relacjonuje dziennikarz.

Napastnik tłumaczył podczas śledztwa, że pistolet wypalił przez nieostrożność. Zaprzeczył, jakoby strzelił świadomie. „Ile w tym prawdy, być może pokaże rozprawa sądowa” - puentuje dziennikarz.

Śledztwo trwało do 3 marca. Prokurator przedstawił Alfredowi R. zarzut zabójstwa Marii K.-S. Akt oskarżenia został przesłany do Sądu Wojewódzkiego w Lublinie.

Zabójstwo w afekcie?

W maju cała Polska żyła rywalizacją kolarzy na trasie Wyścigu Pokoju. W Lublinie trwały przygotowania do budowy teatru dramatycznego na rogu Grottgera i Nowotki (obecnie Radziszewskiego). Nikt wtedy nie mógł przypuszczać, że inwestycja zostanie zakończona dopiero pół wieku później.

Jednak mieszkańców Lublina, bardziej niż sportowa rywalizacja kolarzy i praca architektów, interesowały szczegóły krwawej zbrodni z ul. Przemysłowej. Termin pierwszej rozprawy wyznaczono na 14 maja. To była sobota. Od sześciodniowego tygodnia pracy władze PRL zaczęły odchodzić dopiero ponad dekadę później.

Proces zelektryzował mieszkańców miasta. Zainteresowanie było tak duże, że kierownictwo sądu zdecydowało się przenieść rozprawę z Sądu Wojewódzkiego do dużej sali Sądu Powiatowego przy Krakowskim Przedmieściu 76. Dostać się można było tylko za okazaniem specjalnej karty wstępu. To jednak nie zniechęcało publiczności, która tłumnie przyglądała się procesowi.

„Wśród idealnej ciszy na sali zbrodniarz przez kilka godzin składał swoje wyjaśnienia opisując szczegółowo przebieg jego kilkuletniej znajomości z zamordowaną” - czytamy w archiwalnym Kurierze.

Alfred i Maria poznali się w 1957 r. Początkowo ich znajomość układała się jak najlepiej. Spotykali się niemal codziennie. Alfred często odwiedzał dom akademicki, gdzie mieszkała Maria. Przychodził po nią do gmachu uniwersytetu, gdy wychodziła po wykładach.

Wkrótce zakochany oświadczył się swojej sympatii. Razem snuli plany wyjazdu.

- Czułem, że kocham ją niepodzielnie - mówił Alfred na sali sądowej.

Ale stosunki między młodymi zaczęły się pogarszać. Spotykali się coraz rzadziej. Maria unikała partnera. Coraz częściej widywał ją z obcym mężczyzną. „Wtedy R. zaczął nachodzić swoją byłą narzeczoną grożąc, że zabije ją i siebie. Sytuacja jeszcze bardziej zaostrzyła się, gdy K. poznała nowego mężczyznę – późniejszego jej męża. Oświadczyła ona wtedy R., że za niego nie wyjdzie i poprosiła, aby więcej z nią się nie spotykał” - relacjonuje Kurier.

Świadkowie zeznali, że K. zerwała z R., bo uważała go za „lekkoducha” i człowieka, z którym „nie może związać swojego życia”.

Zakochany próbował wpływać na kobietę. Zastrzegł, że nie wiedział o ślubie Marii z innym mężczyzną. Wysyłał jej listy z pogróżkami, ale tylko po to, żeby ją nastraszyć. Wyjaśniał, że w dniu morderstwa przyszedł do kobiety porozmawiać. Rewolwer miał wystrzelić sam.

Wyrok zapadł po południu w środę 17 maja. Sędzia nie zgodził się z tezą obrony, że oskarżony działał w afekcie. Przychylił się do wniosku prokuratura skazując Alfreda R. na dożywotnie więzienie, utratę praw publicznych i honorowych na zawsze.

Maria K. została pochowana 14 lutego w rodzinnej miejscowości Brzeziny w powiecie lubelskim. Dom przy ul. Przemysłowej, w której zginęła, już nie istnieje. Budynek został rozebrany pod budowę al. Unii Lubelskiej.

Czytaj nasz nowy letni cykl „Kroniki Kryminale 1957-2020"

Setka policjantów, pogotowie i ślusarz w akcji. Zbuntowane b...

Masakra w kamienicy przy 3 Maja. Zatłukł rodziców młotkiem, ...

- Pomimo kradzieży nie jesteśmy pozbawieni relikwii. W trzech relikwiarzach przechowywanych w świątyni znajdują się małe fragmenty Krzyża Świętego. Dwa to drzazgi, które odpadły od dużego fragmentu podczas czyszczenia. Trzecia trafiła do nas z Holandii. Została nam przekazana na wieść o kradzieży - wyjaśnia przeor lubelskich dominikanów.

„Świętokradztwo!”, „Pięćdziesiąt milionów nagrody”. Cała Pol...

Czerniejów dziś, grób dzieci

Dzieciobójstwo w Czerniejowie. Od makabrycznego odkrycia min...

Ta tragedia nadal budzi emocje. Trzynaścioro dzieci utonęło ...

W swoich czasie „Ciolo” uchodził za jednego z najgroźniejszych polskich przestępców. Za kilka zabójstw i brutalny napad na dom w Markach w 1993 r. został skazany na wieloletnie więzienie

Lata 90. Lublin jak Chicago. Haracze, strzelaniny, bomby - g...

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Jak globalne ocieplenie zmienia wakacyjne trendy?

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na kurierlubelski.pl Kurier Lubelski