Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Al. Solidarności: Brutalny atak na kierowcę. Dlaczego nie pomagamy ofiarom napadu?

Aleksandra Dunajska
Al. Solidarności: Brutalny atak na kierowcę. Dlaczego nie pomagamy ofiarom napadu?
Al. Solidarności: Brutalny atak na kierowcę. Dlaczego nie pomagamy ofiarom napadu? Archiwum
W czwartek opisywaliśmy przypadek napaści na kierowcę na al. Solidarności. 36-latek zatrzymał się swoim subaru na czerwonym świetle na skrzyżowaniu z ul. Lubomelską. Obok stanęło auto marki dodge i wysiadło z niego czterech mężczyzn. Jeden z nich wybił szybę w subaru i zaczął zadawać uderzenia kierowcy, drugi skakał po samochodzie. Podczas ataku na skrzyżowaniu byli też inni kierowcy , żaden z nich nie pomógł poszkodowanemu.

Temat był szeroko komentowany przez Internautów na naszym Forum, dostaliśmy też maile w tej sprawie. Czytelnicy zwracali uwagę, że świadkowie nie pomagają ofiarom takich zdarzeń bo sami się boją. - Taka interwencja to głupota. Miałem parę lat temu przypadek nachlanego typa, który szarpał kobietę na ulicy, przy próbie uspokojenia rzucił się do bicia. Na szczęście szybko został przewrócony (...)musiałem trzymać go przez 20 min zanim przyjechała policja. Później były zeznania na policji oraz trzykrotne wezwania do sądu. (Napastnik) groził mi przed wejściem na salę bo wiedział jak się nazywam i gdzie mieszkam.Drugi raz długo się będę zastanawiał zanim cokolwiek zrobię - napisał matrix.

- Jeśli bym cokolwiek zrobił napastnikowi to wtedy ja będę miał prokuratora na karku (...) Świadek nie jest odpowiednio chroniony. Dzwoniąc na Policję mam obawy o swoje dane. Nie chcę potem mieć uprowadzonego dziecka albo spalonego samochodu - dodał m.

O odpowiedź na takie wątpliwości poprosiliśmy policjanta z KWP (patrz poniżej).

W przeszłości podobnych sytuacji w Lublinie nie brakowało.

Trzy lata temu na ul. 3 Maja mężczyznę zaatakował bandyta, przechodzący obok ludzie nie zareagowali. Wszystko zarejestrowała kamera monitoringu. Jesienią 2011 r. na ul. Narutowicza młody rabuś wyrwał saszetkę 85 - latkowi stojącemu na przystanku. Inni czekający na autobus pasażerowie mu nie pomogli.

Psychologowie podkreślają, że oprócz obaw o własne bezpieczeństwo o braku pomocy poszkodowanym decyduje wiele innych czynników. Na przykład to, że skoro do zdarzenia doszło w miejscu publicznym, liczymy, że ktoś inny zawiadomi policję. Albo jesteśmy zbyt zagonieni, zajęci własnymi problemami i zwyczajnie nie chce nam się mieszać w sprawy innych.

- Czasami znaczenie mają także okoliczności zdarzenia. Oceniamy ludzi poprzez ich wygląd i zastanawiamy się, czy przypadkiem ktoś napadnięty sam sobie nie był winny. Jeśli widzimy np. kloszarda chęć pomocy jest mniejsza - uważa dr hab. Robert Szwed z Instytutu Socjologii KUL.

Robert Szwed zaznacza jednak, że jego zdaniem dziś rzadziej niż kiedyś mamy do czynienia ze znieczulicą. - Może nie widać tego tak wyraźnie w przypadku napaści ale np. jesteśmy bardziej skorzy zwrócić uwagę, pomóc człowiekowi leżącemu na ulicy, nawet jeśli np. jest pijany.

***

Wzywając policję nie musisz podawać swoich danych

Rozmawiamy z asp. Andrzejem Fijołkiem z Komendy Wojewódzkiej Policji w Lublinie

Czytelnicy Kuriera Lubelskiego podkreślają, że widząc np. napaść często nie zawiadamiają policji, bo nie chcą później być wzywani w celu złożenia zeznań.
- Po pierwsze - osoba składająca zawiadomienie nie musi podawać swoich danych osobowych. Często zdarza się, że ktoś dzwoni na policję, informuje np. o pobiciu i odkłada słuchawkę. A policja ma obowiązek szybko wysłać w takie miejsce patrol. Nawet anonimowe zgłoszenia traktujemy poważnie. Wystarczy więc zadzwonić. Z drugiej strony warto czasami zastanowić się, czy gdybyśmy to my padli ofiarą napadu czy kradzieży nie chcielibyśmy, żeby znalazł się jakiś nieanonimowy świadek takiego zdarzenia.

Kolejna wątpliwość - jeśli już świadek poda policji swoje dane a potem sprawa trafi do sądu, pozna je również napastnik. Ten fakt zniechęca do reagowania na akty przemocy.
- Rzeczywiście, jeśli sprawa trafi do sądu na pewnym etapie oskarżony ma prawo zażądać wglądu do akt postępowania i tam takie dane znajdzie. Ale świadek może też złożyć pismo i ubiegać się o ochronę, utajnienie danych.

Czytelnicy piszą też: jeśli stanę w obronie ofiary sam mogę zostać przez napastnika oskarżony o napaść.
- Dlatego nie namawiamy ludzi do brania sprawy w swoje ręce. Kiedy widzimy np. napad, dzwońmy na policję. Są jednak sytuacje, kiedy sprawdza się bezpośrednia reakcja. Jeśli np. zauważymy kieszonkowca w autobusie, krzyknięcie "zostaw to", czy ostrzeżenie osoby okradanej czasami wystarczy, żeby zmusić złodzieja do odwrotu.

A co Wy sądzicie? KOMENTUJCIE

Możesz wiedzieć więcej! Za to warto zapłacić: Raporty, analizy, gorące tematy

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na kurierlubelski.pl Kurier Lubelski