Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Bez koni nie jadę. Niezwykła historia lekarki weterynarii, która uciekła z Charkowa... Z całą stadniną

Wojciech Pokora
Wojciech Pokora
Wideo
od 16 lat
- Gdy rozpoczęła się wojna na pełną skalę, byłam w ciąży z drugim dzieckiem – opowiada Anita Kryłowa, która od dwóch lat mieszka w Polsce. – Mój partner Maksym zadzwonił z Donbasu, że widzi, co się dzieje i że trzeba natychmiast uciekać. Kazał mi się pakować i być gotową do wyjazdu. Ale jak? Przecież nie zostawię koni!

Zanim Rosja zaatakowała Ukrainę Anita Kryłowa była weterynarzem. Mieszkała w Charkowie, skąd pochodzi i prowadziła zajęcia z jazdy konnej. A trenerem jest niekonwencjonalnym:

- Kierowałam teatrem konnym w Charkowie. Prowadziłam zajęcia dla dzieci – opowiada Anita, stojąc na środku wybiegu dla koni w towarzystwie białego ogiera. – Prowadziłam zajęcia z woltyżerki, ale to nie ona jest moją pasją. Prowadzę głównie zajęcia metodą liberty i to sprawia mi największą frajdę.

Liberty to metoda pracy z koniem z ziemi, na wolności. Praktycznie bez uprzęży i siodła. Polega na budowaniu więzi ze zwierzęciem tak, by człowiek i koń współpracowali na zasadzie dobrowolności, a nie wymuszając pewne zachowania. Specjaliści wskazują, że w tej metodzie cel, czyli wytworzenie silnej więzi z koniem osiąga się tylko wtedy, gdy koń czuje się swobodnie w „wyrażaniu siebie”. A konie Anity czują się bardzo swobodnie, co widzimy obserwując ją przy pracy.

- To moja ulubiona praca z końmi – kontynuuje opowieść trenerka. - Zaczynałam w Charkowie, a później zostałam zaproszona do Kijowa. Zaczynałam tam z połową swoich koni, a z biegiem czasu udało mi się ściągnąć do Kijowa wszystkie.

Pracowała tak 4 lata. Aż wybuchła wojna. Ten czas wspomina bardzo traumatycznie. W Kijowie była sama, jej partner był w Doniecku, a rodzina w Charkowie. Szybko należało podjąć decyzję co dalej. Wtedy zadzwonił Maksym i kazał się pakować:

- On wówczas był w Doniecku i widział, co się dzieje – opowiada Anita. – Gdy rosyjskie ataki ogarnęły cały kraj, nie tylko Kijów, bo rakiety spadały wszędzie, podjęliśmy decyzję, że trzeba uciekać. Wiedzieliśmy, że będzie trudno i niebezpiecznie. A ja jeszcze do tego wszystkiego byłam w ciąży. Ale powiedziałam – jak ja mogę jechać bez koni? Nie ma mowy! Wówczas wszystkie konie spakowaliśmy do jednej dużej ciężarówki. Pożyczyliśmy też przyczepkę, którą ewakuowaliśmy trzy kucyki. I ruszyliśmy w stronę Polski.

Podróż zajęła im dwa tygodnie. Nie można było jechać prosto do granicy, musieli kluczyć bocznymi drogami, bo trwał ostrzał. Było niebezpiecznie, a sytuacja była niepewna. Do tego bardzo długo trwała procedura wjazdu do Polski ze zwierzętami. Ponadto była bardzo kosztowna.

- Dokumenty na wwóz koni kosztowały nas bardzo dużo – mówi Anita. – Wydaliśmy na nie wszystkie nasze oszczędności. Ale nie mogliśmy zostawić tam zwierząt. Bez nas by zginęły. Zaryzykowaliśmy

.

Anita w chwili, gdy wyruszyli z Kijowa, dała ogłoszenie w mediach społecznościowych, że grupa uchodźców szuka w Polsce schronienia wraz z końmi. Odzew był natychmiastowy. Wiele osób odezwało się z ofertą pomocy. A to nie była mała ekipa, bo poza jedenastoma końmi było ich jedenaścioro, w tym dzieci i dwa psy.

- Trafiliśmy do pani, która nas przyjęła i której za okazaną pomoc bardzo chcę podziękować – kontynuuje trenerka koni. - Przyjęła nas wszystkich, a poza tym, że zaoferowała dach nad głową, to znalazła jeszcze karmę dla koni. Gdy dotarliśmy do Polski byłam już w 7. miesiącu ciąży i nie wiedziałam, co robić? Zaraz rozwiązanie, a ja nie mam nic dla dziecka, ani pampersów, ani ubrań. I ludzie nam pomogli... Naprawdę. Nie brakowało nam niczego. Bardzo dziękuję Polsce, bo nie zabrakło niczego ani nam, ani dzieciom, ani koniom.

Niestety nie mogli tam zostać dłużej, bo okazało się, że nie tylko Anita jest w ciąży. Na świat przyszły jeszcze dwa źrebaki i musieli znaleźć nowe miejsce dla wszystkich koni. Wtedy poznali rodzinę Rutkowskich z Wólki Cycowskiej.

- Na początku wojny w naszym ośrodku zakwaterowaliśmy ok. 50 uchodźców z Ukrainy – mówi Monika Siniarska, która wraz z rodzicami prowadzi „Ośrodek Marynka” w Wólce Cycowskiej. – W końcu pojawiła się u nas 11-osobowa grupa, którą przyjęliśmy. I okazało się, że owszem, to jest 11 osób, ale do tego jeszcze 11 koni.

- I oni nas zaprosili, żebyśmy zamieszkali w ich ośrodku – dodaje Anita. - O ile my zamieszkaliśmy w domkach, za co jesteśmy bardzo wdzięczni, o tyle dla koni nie było infrastruktury. Było dużo miejsca, ale nie było stajni. W sumie to nadal ich nie ma.

- Musimy zorganizować całe zaplecze dla koni. Bo one miały być na chwile, a w którymś momencie pojawił się taki pomysł, że może właściwie te konie by tutaj zostały? – opowiada Monika i dodaje - Oczywiście wraz z właścicielami.

Pomysł był spontaniczny i ciekawy, ale z biegiem czasu okazało się, że trzeba dla tych koni mieć miejsce i jedzenie, a na zimę wypada dla nich wybudować stajnię.

- Jesteśmy w teraz w trakcie organizowania tego wszystkiego – mówi Monika Siniarska. – Bo niestety poprzednią zimę konie przetrwały pod gołym niebem. Jeszcze nie mieliśmy ich gdzie wstawić. Stajnia dopiero powstaje, obecnie stawiamy ścianki. Ale dały sobie radę. Jak mówi Anita, to są silne konie, ale nie chcemy ich więcej narażać, by kolejną zimę spędziły na zewnątrz.

- Przez pierwszy rok konie mieszkały po prostu w padokach – opowiada Anita. - Proszę zobaczyć, tam jest jeden daszek, a w drugim padoku drugi, mały daszek. Teraz budujemy stajnie. Chcemy zdążyć przed zimą, bo ta poprzednia była trudna. Gdy padał śnieg bądź deszcz, bez względu na to, czy to był dzień czy noc, braliśmy derki i biegliśmy do koni, by je okryć. Ale nie mogły stać w mokrych, więc gdy tylko zmokły, to trzeba było te derki zmieniać. Czasem tak się biegało przez całą noc.

Gdy odwiedzamy ośrodek, trwają prace przy budowie stajni. Na jej potrzeby zaadoptowana została stodoła. Jednak jest za mała, trzeba ją rozbudować, zrobić nowy dach.

- Ja już wybrałam, który koń zamieszka, w którym boksie – pokazuje Anita. – Znam je dobrze, wiem kto z kim powinien sąsiadować przez ścianę, a na kogo patrzeć przez korytarz. Wszystko mam zaplanowane, tylko nie do końca wiemy, jak poradzić sobie z przedłużeniem dachu.

- Ta stajnia powstaje dzięki pracy Maksyma i Saszy, bo z całej ekipy zostali tylko oni – mówi gospodyni miejsca. - Wszystko budują sami. Czasem pomaga mój brat i tata. Gdyby ktoś miał chęć, to zapraszamy do pomocy.

Każda pomoc się przyda, bo plany na przyszłość są szerokie. Anita i Maksym postanowili zostać w Polsce. Jednak by zostać, muszą utrzymać nie tylko swoją czteroosobową rodzinę, lecz także konie. Potrafią na siebie zapracować, potrzebują do tego jedynie narzędzi. Jednym z nich jest kryta ujeżdżalnia.

- Potrzebujemy m.in. blachy na dach, chcemy zbudować zadaszony plac do jazd konnych – mówi Monika Siniarska. - Anita chce sama utrzymywać siebie i oczywiście swoje konie. Więc, by mogła pracować, ale musi mieć ku temu warunki. Dlatego to jest priorytet, by jak najszybciej zbudować krytą ujeżdżalnię. Stajnia w większości jest ukończona, przy niej oczywiście też potrzebna jest pomoc, ale zaraz po niej priorytetem jest ujeżdżalnia.

- Zostajemy tu na stałe, bo w Charkowie naprawdę już nie mam niczego – mówi spokojnym głosem Anita Kryłowa. – Blok, w którym mieszkałam, został zburzony. Po prostu wpadła do niego rakieta. Poza tym, jak mówiłam, wszystkie nasze oszczędności wydaliśmy na przyjazd tutaj. W Ukrainie dzisiaj ciężko o karmę dla koni, a i nie jest zbyt bezpiecznie, więc zostajemy w Polsce. Oczywiście moglibyśmy sprzedać któregoś konia i podreperować budżet – mówi, patrząc na siwka, który swobodnie chodzi po wybiegu – tylko nie bardzo wyobrażam sobie jak sprzedać przyjaciela. Znam je od małego. Wiesz, gdy już wziąłeś je do siebie i postanowiłeś za nie odpowiadać, to odpowiadasz. Tyle.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na kurierlubelski.pl Kurier Lubelski