Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Były naczelnik III US w Lublinie, ofiara "generacyjnej" zmiany w skarbówce, wygrywa w sądzie

Ewa Pajuro
Robert Sienkiel był naczelnikiem Trzeciego Urzędu Skarbowego w Lublinie przez 11 lat. Został odwołany w 2006 r.
Robert Sienkiel był naczelnikiem Trzeciego Urzędu Skarbowego w Lublinie przez 11 lat. Został odwołany w 2006 r. Ewa Pajuro
Przez siedem lat walczył o dobre imię. Robert Sienkiel, były naczelnik Trzeciego Urzędu Skarbowego w Lublinie, zwolniony z pracy w atmosferze korupcyjnego skandalu, został oczyszczony z zarzutów.

Robert Sienkiel został szefem Trzeciego Urzędu Skarbowego w Lublinie w 1995 r. Kierował nim przez 11 lat, aż do 2006 r. - Odwołano mnie bez podania przyczyny - wspomina. I dodaje, że w tamtym okresie nie tylko on stracił swoje stanowisko. Rząd Prawa i Sprawiedliwości wymienił większość kierownictwa administracji skarbowej (od początku 2006 do stycznia 2008 r. odwołano 207 z 401 naczelników urzędów skarbowych). Prasa ogólnopolska pisała o "odnowionej skarbówce", a resort finansów nazywał tę rewolucję "zmianą generacyjną". Wielu polityków nie miało jednak złudzeń: - Ci ludzie pracowali tam od lat, znali swój fach, PiS nie wymieniał ich na lepszych, ale na swoich - komentował sprawę w "Rzeczpospolitej" poseł Stanisław Stec.

Korupcja, której nie było
Kilkanaście dni przed odwołaniem Sienkiela w urzędzie pojawiła się kontrola z Ministerstwa Finansów. - Przyjechały dwie osoby. Kontrolowały nas przez dwa tygodnie. Potem wyjechały informując, że nie ma żadnych ustaleń - wspomina Sienkiel. Kontrola pojawiła się także po odwołaniu naczelnika. - Już wtedy prokuratura wszczęła śledztwo dotyczące rzekomej korupcji w moim urzędzie. Protokół z kontroli posłużył do postawienia zarzutów - mówi Sienkiel.

Dowodów na łapówkarstwo nie znaleziono. Zgromadzony materiał miał jednak dowodzić innych przestępstw. Naczelnik miał otoczyć opieką kilka dużych lubelskich firm i traktować je łagodniej przy egzekwowaniu podatków. Zdaniem Prokuratury Okręgowej w Chełmie doprowadził w ten sposób "do powstania zaległości w uiszczaniu należności podatkowych przez te podmioty i trudności w ich całkowitym wyegzekwowaniu". Sprawa dotyczyła m.in. spółki Montex, Daewoo Motor Polska czy Lubelskiego Przedsiębiorstwa Budownictwa Mieszkaniowego. Ponadto miał poświadczyć nieprawdę przy wydawaniu jednej z decyzji. Chodziło o opatrzenie jej datą 30 grudnia 2003 r., gdy tymczasem według śledczych miała być wydana w styczniu 2004 r.

- Kuriozum - komentuje były naczelnik. - Jak mogłem doprowadzić do powstania zaległości w firmach? Czy ja byłem w zarządzie tych spółek? - pyta retorycznie. Odnosząc się do drugiego zarzucanego mu czynu, tłumaczy: - Zgodziłem się na rozłożenie przedsiębiorcy zaległości podatkowych. Decyzję wydałem przed końcem roku i jeszcze tego samego dnia przedsiębiorca ją odebrał, bo mu na tym zależało. Nikt tej decyzji nie wyeliminował z obrotu prawnego.

Aktem oskarżenia objęto także podwładnego Sienkiela - Sławomira Borzęckiego. W tamtym czasie był on kierownikiem działu egzekucyjnego. - Nowy naczelnik zasugerował, że mógłbym pomóc w zbieraniu haków na jego poprzednika. Odmówiłem, więc stałem się ofiarą - wspomina Borzęcki. Dziś następca Sienkiela nie jest już naczelnikiem urzędu.

Sąd nie zostawia suchej nitki
68 rozpraw potrzebował Sąd Rejonowy w Lublinie by ustalić, jak było naprawdę. Ostatecznie uniewinnił byłego naczelnika i jego podwładnego od większości zarzucanych czynów. Sąd uznał, że osoby, które kontrolowały Trzeci Urząd Skarbowy, działały nieprofesjonalnie, nie analizowały wszystkich dokumentów, a ponadto nie do końca znały się na tym, czym się zajmowały. Co ciekawe, koordynator całej kontroli zeznał, że większość informacji, które znalazły się w protokole pochodziła od jego przełożonych, którzy nie brali udziału w kontroli. Sąd uznał, że powielanie informacji z kontroli przez prokuraturę było uchybieniem. Prokuratura wniosła apelację. Sąd Okręgowy w Lublinie pod koniec ubiegłego roku uznał ją za "oczywiście bezzasadną". W uzasadnieniu czytamy, że " zarzuty apelacji są jedynie polemiką z prawidłowymi ustaleniami poczynionymi przez sąd I instancji".

Odszkodowania
- Przez ostatnie siedem lat praktycznie trzy miesiące spędziłem w sądzie - podsumowuje Sienkiel. - Nie mogłem uczestniczyć w żadnym konkursie. Nie mogłem objąć żadnego stanowiska, które byłoby zgodne z moimi kwalifikacjami. Zmarnowano mi najlepsze lata kariery. Dziś mam zamkniętą drogę do jakichkolwiek awansów - uważa. Były naczelnik pracuje jako komisarz skarbowy w Drugim Urzędzie Skarbowym w Lublinie. O swojej sprawie chce poinformować ministra finansów. - Napisałem do niego pismo, w którym informuję o wszystkich nieprawidłowościach. Podaję też nazwiska tych, którzy przesądzali o mojej winie - mówi. Podkreśla, że osoby te działały nieuczciwie, czym naruszały obowiązki członka korpusu służby cywilnej. Część z nich wciąż pracuje w skarbówce. - Trudno mi komentować sprawę, bo pan Sienkiel jest pracownikiem Drugiego Urzędu Skarbowego - usłyszeliśmy od Marty Szpakowskiej, rzeczniczki Izby Skarbowej w Lublinie.

Były naczelnik rozważa też wystąpienie o odszkodowanie. - Jeszcze nie podjąłem w tej sprawie ostatecznej decyzji. Chcę wcześniej ustalić wszystko z prawnikiem - mówi. Jego były podwładny jest natomiast zdecydowany. - Postępowanie przeciwko mojej osobie w ogóle nie powinno się toczyć. Cieszę się z wyroku, a jednocześnie mam żal do sądu, że w wielu sprawach nie był konsekwentny, przez co postępowanie trwało tak długo. Zniszczono mi karierę zawodową, byłem szykanowany, obniżono mi wynagrodzenie. Za to wszystko przysługuje mi odszkodowanie, o które wystąpię - mówi Sławomir Borzęcki.

Polityczna czystka
Byłego naczelnika można uznać za ofiarę zjawiska, które politolodzy nazywają "dzieleniem wyborczych łupów" albo "konsumowaniem zwycięstwa wyborczego". - Po wygranej w wyborach zwycięska partia uzyskuje dostęp do dużej puli stanowisk do obsadzenia. O części z nich wiemy, że są rozdzielane z tzw. klucza partyjnego. Umieszczenie tam swoich ludzi pozwala kontrolować obsadzanie kolejnych posad. Także tych, które z założenia z polityką nie powinny mieć nic wspólnego - tłumaczy dr Justyna Kowalczyk, politolog, wykładowca WSEI. - Wchodzi tu w grę także konieczność odwdzięczenia się różnym osobom za pomoc w zwycięstwie - dodaje.

Częścią takiego procesu jest usuwanie osób, które dotychczas zajmowały wskazane stanowisko. - Naturalnie trzeba znaleźć powód takiego zwolnienia - mówi.

Politolog podkreśla, że taka praktyka nie jest specyfiką określonej partii czy państwa. - Te i podobne naganne praktyki są stosowane też w USA czy w Wielkiej Brytanii. W Polsce dotyczą nie tylko PiS-u, ale także innych ugrupowań. Platforma Obywatelska miała z tym walczyć, ale tajemnicą poliszynela jest, że podobne sytuacje nadal mają miejsce - mówi dr Kowalczyk.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na kurierlubelski.pl Kurier Lubelski