Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Do wypadku ucznia karetki nie wzywamy

Maria Krzos
Szkoły zbyt rzadko wzywają pogotowie po wypadkach uczniów w szkole
Szkoły zbyt rzadko wzywają pogotowie po wypadkach uczniów w szkole Janusz Wójtowicz / archiwum
Przepisy są jednoznaczne. Pracownik szkoły, który widzi wypadek lub dowiaduje się o nim, powinien niezwłocznie zapewnić poszkodowanemu opiekę, w szczególności sprowadzając fachową pomoc medyczną. W praktyce szkoły zachowują się inaczej.

Poniedziałek, w niewielkiej podstawówce w Andrzejowie właśnie kończyła się przerwa, gdy nagle na podłogę upadła pierwszoklasistka Kasia. Szkoła twierdzi, że był to nieszczęśliwy wypadek. Kasia straciła przytomność. Dzieci zawiadomiły jej starszą siostrę. Ta wzięła małą na ręce i zaniosła pod pokój nauczycielski. Nauczyciele decydują: Kasia może wrócić na lekcję. W trakcie jej trwania dziewczynka skarży się na ból głowy, woźna odprowadza ją do domu. Rodzice zawożą córkę do szpitala w Janowie Lubelskim, stamtąd trafia karetką do DSK. Ma wstrząśnienie i obrzęk mózgu.

Szkoła przedstawia swoją wersję wydarzeń. - Dziewczynka cały czas była przytomna - mówi Beata Kolasa, dyrektor szkoły. - Odpowiadała na wszystkie pytania. Wspólnie z nauczycielem, który został przeszkolony z zakresu udzielania pierwszej pomocy, dokonaliśmy oględzin jej głowy. Nie było widać żadnych siniaków. Kiedy zapytaliśmy, czy może wrócić na lekcję, odpowiedziała, że tak. Rzeczywiście, w trakcie zajęć poczuła się gorzej. Ponieważ wszyscy nauczyciele byli na lekcjach, postanowiliśmy, że woźna odprowadzi ją do domu. To naprzeciwko szkoły.

Obydwie szkoły twierdzą, że zachowały się właściwie. Nie czują się winne.

Do innego zajścia doszło w Gimnazjum w Kłodnicy. Przed wejściem do szkoły jeden z uczniów kopnął kolegę w krocze. Chłopak omal nie zamdlał. Po dwóch dniach trafił na stół operacyjny. O całej sprawie rodzice zawiadomili policję. Również w tej sprawie szkoła nie ma sobie nic do zarzucenia. - Jeden z naszych nauczycieli dostrzegł bójkę przed szkołą - mówi Izabela Jakubowska, dyrektor placówki. - Natychmiast interweniował. Chłopcy trafili do szkolnego pedagoga. Zawiadomiliśmy rodziców. Żaden z uczestników zajścia nie uskarżał się na jakiekolwiek dolegliwości, dlatego nie podejmowaliśmy działań w tym kierunku. Bardzo mi przykro, że sprawa zakończyła się w ten sposób. Nie mogliśmy tego przewidzieć. Tym bardziej że na drugi dzień poszkodowany normalnie uczestniczył w lekcjach.

Niebezpiecznie jak w szkole?

Do podobnych zajść dochodziło już wcześniej. Na początku listopada opisywaliśmy przypadek dotyczący ucznia jednej ze szkół w Lublinie. Jeden z jej uczniów doznał urazu na lekcji wf. (przewróciło się na niego kilku kolegów). Wrócił jednak normalnie na lekcje. W ich trakcie zaczęła go boleć głowa. Pojawiły się nudności. Nauczycielka odesłała go do sekretariatu szkoły. Stamtąd zadzwoniono do matki. Po ponad półgodzinie udało jej się dotrzeć do szkoły. Pojechała z synem do lekarza. Kiedy chłopak trafił na izbę przyjęć, zdiagnozowano u niego wstrząśnienie mózgu, pęknięcie wyrostka i zapalenie otrzewnej. Na łamach naszej gazety jego matka apelowała do szkół o większą wrażliwość na to, co się dzieje z uczniami na ich terenie.

Sprawę wypadków regulują przepisy. Mówi o tym rozporządzenie ministerstwa edukacji dotyczące bezpieczeństwa i higieny pracy w szkołach, że o ciężkich przypadkach szkoła ma zawiadomić m.in. prokuraturę i kuratorium oświaty.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na kurierlubelski.pl Kurier Lubelski