MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Grzegorz Kabasa z Bremenn: Robię piosenki dla siebie

Artur Borkowski
Grzegorz Kabasa z Bremenn
Grzegorz Kabasa z Bremenn Małgorzata Genca
Magister ekonomii po UMCS. Skończył studia podyplomowe w zakresie bankowości. Współpracownik TV Lublin. Grał z Luizą Staniec w grupie Jasiu nie doczekał. W połowie lat 90. założył z Wojtkiem Cugowskim zespół The Fog. Od dziesięciu lat stoi na czele industrialno-rockowej formacji Bremenn, w której gra na gitarze i komponuje utwory. Z 46-letnim Grzegorzem Kabasą rozmawia Artur Borkowski.

Żyjesz z grania w Bremenn?
Z tego nie można żyć. Ciągle słyszę bełkot typu "u nas, czyli w Lublinie, się tak nie gra". Ja na to, że skoro ja jestem stąd i tak gram, to tak się u nas gra. Dostaję około 50 e-maili dziennie. 45 z nich przychodzi z Brazylii, Stanów, Anglii, Japonii, Australii z zaproszeniem, żebyśmy u nich zagrali. Ktoś pyta, kiedy będzie koncert Bremenn w Tokio? Natomiast nigdy nie padło pytanie, czy zagramy nad Bystrzycą. Nie wydaje mi się, byśmy grali muzykę nie do ogarnięcia, choć zdaję sobie sprawę, że tutaj zawsze będą bliższe ludziom pieśni huculskie niż nasze.

Może barierą jest angielski? Dlaczego nie śpiewasz po polsku?
Z tego samego powodu, że nigdy ABBA nie zaśpiewała niczego po szwedzku. Tematy, które poruszamy nie dotyczą tylko Trójmiasta, czyli Dęblin - Ryki - Bobrowniki, tylko całego świata. Tak przynajmniej nam się wydaje. Mamy takie same instrumenty, jak Pink Floyd czy Led Zeppelin, Hendrix. Problem może tkwić tylko w naszej głowie. Może ktoś uzna mnie za megalomana, ale uważam, że nie ma żadnego powodu, żebyśmy nie grali na poziomie Stonesów.

W tym roku świętujecie 10-lecie istnienia. Były EPki, koncerty większe i mniejsze, parę zmian składu. Wspominasz jakieś wydarzenie z Waszej kariery ze szczególnym sentymentem?
Kilka występów na festiwalu w Skierniewicach. Tam był porządny szał. Grywaliśmy w Poznaniu, Warszawie, ale zawsze wyśmienicie byliśmy odbierani w Chełmie. To były koncerty z ciosem!

Będziecie promowali swój najnowszy, pierwszy oficjalny album "Flowers Of Fall".
Cała płyta jest opowieścią o jednym człowieku, który jest młody i chciałby coś osiągnąć w życiu. Jak każdy z nas, albo prawie każdy, spotyka się z trzema bogami: pieniądzem, sławą i władzą. Nie radzi sobie z nimi i ucieka w świat industrialny. Bremenn prosi i ostrzega: możecie się zachowywać tak, jak nasz bohater, ale prędzej czy później staniecie się w połowie kwiatem, który zwiądł i nadaje się tylko do wyrzucenia na śmietnik, a w połowie zbiorem pikseli na ekranie komputera.
Dlaczego w książeczce dołączonej do płyty mamy kreski na gębach? Bo jesteśmy w "przedziale" rządzonym przez sprytnych marketingowców, którzy od rana do wieczora próbują nam sprzedać pozorne wartości. Recepta na to jest jedna: edukacja i myślenie. Jeśli uwierzymy, że jesteśmy tylko tzw. grupą docelową, doprowadzimy się w końcu do jaskini. Nie bądźmy "Flowers Of Fall", nie zakładajmy sobie na twarz maski cudowności, które spadną nam z nieba. Nie spadną. Prawdziwe życie nie polega na castingach, bo one załatwią nam wszystko. Tylko praca, uczciwa i rzetelna, może uchronić nas od zalewu życiowego blichtru.

To co mówisz brzmi strasznie poważnie, buntowniczo.
Bo ja jestem typem buntownika, który chce ostrzec młodych ludzi, żeby się nie zagapili. Ludzie w moim wieku są już zagapieni, ale dwudziestolatkowie powinni sobie uświadomić, że klikanie myszą w komputer nie może być ich całym życiem. Nie ma potrzeby wysyłania bez przerwy e-maili i SMS-ów, przecież można się normalnie spotkać i pogadać. I to jest właśnie życie, bez maski. Nie chcę odbierać o ósmej rano telefonu, żebym kupił kołdrę albo oglądać w telewizji filmu, którego dwie trzecie stanowią lepiej lub gorzej ukryte reklamy. To nie ma sensu.

Co oznaczają liczby, które umieściliście przed tytułami utworów?
To trochę taki żart - wskazanie, która to kompozycja w moim dorobku.

Zrobiłeś 67 kawałków?
Nie, zrobiłem więcej.

A jak je robisz?
Siedzę sobie, jem kapuśniak i komponuję przy pomocy tzw. gębofonu. Potem biorę instrument do ręki i sprawdzam, jak to działa przy pomocy gitary. A jak dochodzę do wniosku, że warto to zapisać, to biorę komputer i zapisuję.
Robię piosenki dla siebie. Nie myślę, co by tu skomponować, żeby się ludziom podobało. Najpierw mnie się musi podobać. Muszę być przekonany, że dana piosenka jest warta tego, aby pokazać ją innym. Tylko wtedy jestem szczery w tym, co robię. Gram tak, bo tak potrafię, tak lubię.
Kocham stare zespoły: Alphavile, Tangerine Dream, Rush, Led Zeppelin, Hendrixa, Vaia, Satrianiego.

Na czyj koncert poszedłbyś jutro w Lublinie?

Nie będzie takich koncertów, ale na pewno na Klausa Mitffocha, Maanam, stary Porter Band, świętej pamięci Grzegorza Ciechowskiego i Leszka Możdżera. Robiłem z nim kilka wywiadów. To bardzo miły człowiek i gra fajne rzeczy.

Jubileusz skłania nie tylko do podsumowań, ale też do planów. Co się będzie działo z Wami, powiedzmy, za dziesięć lat?
Kabasa będzie w grobie, a Bremenn w rynsztoku.

Boże!

Wygłupiam się. Będziemy starali się grać jak najdłużej. To raz, a dwa, żeby to było na poziomie. Ciągle mi zależy, aby moich piosenek nie dało się grać na weselach. No chyba że na jakimś metalowym.

Dlaczego nazywacie się Bremenn?
Bo nie możemy nazywać się Rammstein. To pierwsza wersja. A druga brzmi tak: kiedyś siedziałem sobie w domu i oglądałem program Discovery. Płynął statek, który nazywał się Bremenn. Nagle uderzyło w niego tsunami i zatonął. Pomyślałem, że właśnie taka kariera mnie czeka.

Pesymistą jesteś.
Realistą.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na kurierlubelski.pl Kurier Lubelski