Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

"Happy End": rozpad rodziny i starej Europy, jaką znamy

Sylwia Hejno
Fantine Harduin jako Eve Laurent
Fantine Harduin jako Eve Laurent Materiały dystrybutora
Rodzina Laurentów jest jak zbiór niepasujących do siebie puzzli. W swoim najnowszym filmie Michael Haneke pokazuje zmierzch pewnego świata. Tytułowego „Happy Endu” nie widać. Film przedpremierowo prezentuje Centrum Kultury w Lublinie.

Sadyzm, okrucieństwo, brak czułości sączą się z ekranu od pierwszych minut. Czy można je usprawiedliwić? Dziewczynka podtruwa chomika antydepresantami matki. Matka dawno temu zamknęła się w świecie własnych przeżyć, dla córki jest jak cień snujący się po mieszkaniu, którego można nagrać smartfonem. Ojca emocjonalnie dawno nie ma, ale nie dlatego, że znalazł szczęście gdzie indziej - on jedynie wypełnia pustkę. „Nikogo nigdy nie kochałeś” - rzuci mu oskarżycielsko mała Eve i zapewne ma rację.

„Happy End” niekiedy określany jako sequel „Miłości”, wybitnego dzieła austriackiego reżysera jest też jej totalnym zaprzeczeniem. Tu nie ma uczuć, nie ma bliskości, drobiazgów, które łączą, z wyjątkiem cienkiej i delikatnej nitki porozumienia między dziadkiem a wnuczką (Jean-Louis Trintignant i Isabelle Huppert) nie ma też empatii. Nie ma też większych wątpliwości co do tego, kto jest głową burżuazyjnej rodziny Laurentów, to lodowata Anne (Isabelle Huppert), która planuje przyszłość u boku, a jakże by inaczej, dobrze sytuowanego Brytyjczyka.

Punkt zwrotny następuje, gdy Pierre, enfant terrible w familii Laurentów, przyprowadza na elegancki obiad do sterylnej, białej restauracji grupę imigrantów. Anne nie pozostaje nic innego, jak mało przekonująco mamrotać, że jej syn to dobry człowiek, choć w trakcie leczenia.

O różnych niuansach, znaczących słowach, sytuacjach i wzajemnych relacjach z pewnością można by napisać dosyć przygnębiającą psychologiczną powieść. W jej centrum reżyser ustawił dziecko, trzynastoletnią Evę, która ze wszystkich Laurentów jest najbardziej skomplikowaną postacią. Balansuje między zagubionym, skrzywdzonym dzieckiem a małą psychopatką, choć jej zagadkowy emocjonalny chłód jest dużo mniej oczywisty niż np. bohatera „Musimy porozmawiać o Kevinie”. Trudno w sposób decydujący ocenić czy jest tylko maską czy wypływa z wnętrza. Przypomina nieco mroczne dzieci z „Białej wstążki”.

- Puntem wyjścia dla filmu, była historia, którą wyczytałem w gazecie. Czternastolatka w Japonii próbowała uśmiercić swoją matkę i opublikować to w internecie. To był początek, od którego chciałem wyjść, aby zbudować portret rodziny i jej członków, różnych ludzi i różne aspekty ich życia - mówił w wywiadach reżyser.

„Happy End” zebrał rozmaite recenzje. Jedni widzą w nim zmierzch starej Europy, która zamyka oczy przed problemem migracyjnym, inni akcentują rolę internetu i mediów społecznościowych, jeszcze inni sprowadzają rzecz do warstwy skomplikowanych wzajemnych relacji między bohaterami. Wszystkie te głosy są po trochu prawdziwe .

„Happy End” - przedpremierowo w Centrum Kultury w Lublinie, ul. Peowiaków 12, piątek godz. 20.00; sob. godz. 16.00 i 18.00; niedziela, godz. 16.00 i 20.0), bilety 12-15 zł

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na kurierlubelski.pl Kurier Lubelski