18+

Treść tylko dla pełnoletnich

Kolejna strona może zawierać treści nieodpowiednie dla osób niepełnoletnich. Jeśli chcesz do niej dotrzeć, wybierz niżej odpowiedni przycisk!

Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Historia Jana Papieża, legionisty i oficera przedwojennego kontrwywiadu (stare ZDJĘCIA)

Marcin Jaszak
Prawdopodobnie Zjazd Delegatów Związku Legionistów. Jan (w okularach) stoi po prawej stronie
Prawdopodobnie Zjazd Delegatów Związku Legionistów. Jan (w okularach) stoi po prawej stronie archiwum Wojciecha Papieża
Był niskiego wzrostu, ale za to potężny w ramionach i bardzo silny. Kiedy miał 19 lat wyszedł z rodzinnego domu, aby wstąpić do Legionów Polskich. Po I wojnie światowej trafił do kontrwywiadu. Wtedy właśnie sprowadził z Indii specjalną laseczkę zakończoną wysuwanym szpikulcem. Mówił, że dopóki ją ma, to go żywym nie wezmą. Na szczęście nigdy nie musiał jej użyć. O losach Jana Papieża, pamiętniku i honorowych pojedynkach, opowiada jego syn Wojciech.

To jest torba z koziej skóry, uszyta przez rodziców mojego ojca, Jana. Miał ją, kiedy jako dziewiętnastolatek wychodził z Zakopanego w 1914 roku z Zakopiańskim Oddziałem Strzelca. Oddział dołączył do Legionów Polskich Józefa Piłsudskiego. Torba przeszła z nim czasy legionowe. Razem z dokumentami, które w niej były, jest jedną z pamiątek po moim ojcu. Właśnie o nim chciałbym opowiedzieć, bo jego życie związane było z Lubelszczyzną, począwszy od I wojny światowej, kiedy legiony przechodziły przez Lublin. Potem wrócił tu na początku lat trzydziestych. Wrócił właściwie już jako inwalida, bo rzucił się na granat, który go mocno poszarpał. Stracił lewe oko i miał poważnie pokiereszowane dłonie.

Jak to rzucił się na granat?Granat wpadł do okopu, a ojciec był dowódcą oddziału. Chciał ochronić swoich żołnierzy, których wyprowadził z Zakopanego. Przecież obiecał ich rodzicom, że synowie wrócą do domu.

Imponująca odwaga. Może nie tyle odwaga ale to co górale od zawsze noszą w sobie: fantazja i odpowiedzialność. To są ich cechy.

Pan też ma te cechy? Trochę mi zostało, ale wróćmy do ojca, bo o nim chciałem opowiedzieć. No dobrze. Tym akurat bardzo miło mi się pochwalić. To moje najważniejsze odznaczenie. Order Świętego Stanisława Wielki Klasy I ze Złotą Gwiazdą ustanowiony przez Stanisława Augusta Poniatowskiego w 1765 roku. Otrzymałem go jako 293 osoba począwszy od tamtego czasu. Kiedy mi go wręczano podczas uroczystości w warszawskich Łazienkach, takie samo odznaczenie odebrał Norman Davies. Order za odwagę czynienia dobra i nauczania innych czynienia dobra. Poza tym. Cóż? Z niejednego pieca chleb jadłem. Urodziłem się w Puławach w 1937 roku. Tam ojciec oficjalnie był pracownikiem w Starostwie Powiatowym, a w rzeczywistości był oficerem "Dwójki".

Oficerem "Dwójki"?Po tym, jak został ranny, nie nadawał się do normalnej służby wojskowej i został przeniesiony do kontrwywiadu. W puławskim starostwie nieoficjalnie pełnił funkcję szefa obwodu. Stacjonowała tam jednostka piechoty i kawalerii, poza tym niedaleko była Szkoła Orląt w Dęblinie. Ojciec to wszystko obserwował z ramienia kontr-wywiadu. Nigdy o tym nie opowiadał i tylko tyle wiem. W 1936 roku zaczął budować w Lublinie dom przy ulicy Pułkownika Nowickiego, w którym dziś mieszkam. Ojciec budował to jako dwa domy w jednym budynku. Jeden dom specjalnie dla swojego przyjaciela, ówczesnego, ostatniego wybieralnego prezydenta Lublina Bolesława Liszkowskiego, który był moim ojcem chrzestnym. Jedną część ojciec zaprojektował właśnie według potrzeb urzędu prezydenta. Gabinet, pokój przyjęć, pokój stołowy, kuchnia i pokój służbówki. Drugą część zaprojektował dla nas. Zresztą, tu większość budynków jest właśnie z okresu przedwojennego. Ten teren był przeznaczony do rozparcelowania dla oficerów legionistów, którzy dostali specjalną zniżkę na kredyty. Liszkowski mieszkał tu przez rok. Proszę, tu jest list od niego, który napisał z Kanady do ojca. List został dostarczony w dniu pogrzebu ojca w 1961 roku. Ale musi go pan sam przeczytać, bo ja do tej pory nie potrafię spokojnie go czytać. Niby dorosły mężczyzna, a emocje biorą górę...

"...Drogi, Kochany Przyjacielu! Nie pisałem, bo nie wiedziałem gdzie jesteście... w ciągu ubiegłych 20 lat pisywaliśmy do siebie niewiele, tym niemniej duchowo czułem się Wam bliski... życie obydwaj mieliśmy twarde... Jeżeli Bóg pozwoli Wam wygrać walkę o Wasze życie - napiszcie. Jeżeli zaś wola Jego jest inna - żegnaj Januszu, do zobaczenia się na tamtym brzegu. Twój oddany przyjaciel Bolek".

List, dokumenty i torba z koziej skóry. To nie jedyne pamiątki, jakie Panu pozostały.Tu proszę zobaczyć Krzyż Niepodległości z oryginalnym tytułem nadania oraz Order Virtuti Militari. Mam tylko część jego orderów, bo resztę chciał wziąć ze sobą. Powiedział: Całe życie walczyłem, to pochowajcie mnie z nimi. Zachowały się też jakieś zapiski z wymienionymi kolejnymi bitwami, trasą przejścia legionów oraz mapy z działań wojennych. Tu z kolei mam pamiętnik z Litwy i Wołynia, Kompania Legionów, 5 Pułk Legionów. Zapiski rozpoczynają się w 1916 roku. Proszę zobaczyć rysunki ojca. Pisał do siostry, żeby mu przysłała kredki. Tu jest narysowany orzeł legionowy, tu jakiś krajobraz, a to, być może, autoportret. Odczytałem ten pamiętnik przy pomocy kaligrafów. Są tu jeszcze jakieś piosenki i wiersze legionowe. Ale z drżeniem serca zawsze otwieram album ze zdjęciami. W większości nie wiem, kto jest na tych zdjęciach. Poza tym na odwrocie zdjęć są podpisy. Niestety, zdjęcia są przyklejone do albumu. Jeśli udałoby się je odkleić to podpisy wiele by wyjaśniły. Chciałbym gdzieś udostępnić te zdjęcia, bo może byłaby szansa, że potomkowie tych żołnierzy rozpoznaliby ich i historia ułożyłaby się w całość.

Tu, na zdjęciu, to Pana ojciec?Tak. Był niskiego wzrostu ale za to potężny w ramionach i bardzo silny. Nigdy, nawet w latach, kiedy był już schorowany, nie położyłem go na rękę. Zawsze nosił wielki zegarek i luźny pasek. Kabura z pistoletem zwisała niedbale. Ot, taki luzak. W 1952 roku uczestniczyłem w obozie narciarskim w Zakopanem. Akurat byliśmy całą paczką i nie wiedzieliśmy co robić w noc sylwestrową. No to idziemy do starego Byrcyna Gąsienicy, posłuchać opowieści. Kiedy się dowiedział, że nazywam się Wojciech Papież, to pyta od którego Papieża? Bułecki czy Ślepego? Okazało się, że od Bułecki. Wtedy Byrcyn opowiedział, jak mój ojciec wspólnie z Guzkiem Studentowiczem poszli na balety. Tamten miał 2,18 metra wzrostu a ojciec był niski. Pamiętam słowa Byrcyna: Hej, jak oni się we dwóch zebrali. Dyć poszli do Nowego Targu we dwóch ino. No to nowotarscy chcieli im łomot zrobić. To Studentowicz kręcił ino ławą od góry, a Janek Papież Bułecka ino od dołu i tak sobie drogę torowali i zabawę rozgonili. I na piechotę do Zakopanego wrócili.
Spróbujmy usystematyzować życie Janka Papieża Bułecki. Wraca z wojny i trafia do Puław?Najpierw legiony w 1917 zostają rozbite i ojciec z kolegami trafia do Tyrolu we Włoszech, a potem do Francji. Bierze też udział w wojnie polsko-bolszewickiej. Kiedy to wszystko się skończyło, studiował medycynę na Uniwersytecie Stefana Batorego w Wilnie ale wyzwał na pojedynek jednego z asystentów i musiał się przenieść na Wydział Sztuki. Mam z tego okresu kilka jego obrazów.

Jak to? Wyzwał na pojedynek asystenta?!Podczas zajęć asystent zachował się nieelegancko w stosunku do jednej ze studentek. Ponieważ ojciec był uczulony na punkcie honoru, a ta dziewczyna była w jego towarzystwie, więc dał w twarz asystentowi i wyzwał go na pojedynek. Ojciec był wielokrotnym sędzią pojedynkowania i choć Piłsudski w pewnym momencie zabronił pojedynkowania się, to jednak pojedynki się odbywały. Ojciec wyzwał tego asystenta na pojedynek na szable, tamten się nie stawił i tym samym stał się człowiekiem niehonorowym. Według kodeksu, ten asystent nigdy więcej nie mógł już zostać wyzwany ani brać udziału w pojedynku.

Pięknie. Niejeden mógłby wziąć przykład. Po studiach Pana ojciec trafia do Puław?Tak. Stamtąd przenosimy się do Lublina. Kiedy zaczyna się okupacja, pracuje jako kasjer w mleczarni przy ulicy Kapucyńskiej. Wówczas włącza się do pracy w podziemiu. W tym czasie była u nas radiowa aparatura nadawcza, a w kominie była zamontowana antena. W 1944 wojska radzieckie wkroczyły do Polski. Pamiętam, że schowaliśmy się w schronie, który ojciec wcześniej wybudował. W tamtych dniach stacjonowało u nas dowództwo wojsk radzieckich. Postawili samochody z radiostacjami i spędzili tu noc. Na drugi dzień mama znalazła w ogrodzie książkę Orzeszkowej, zaraz po tym zobaczyła zbitą szybkę w biblioteczce. Wściekła, zapytała dlaczego książka znalazła się w ogrodzie. Na to jeden z tych Ruskich odpowiedział: Toż to dupnaja bumaga. Potem wyprowadzili się na ulicę Ogrodową.

Jedna książka, to raczej małe straty.Nie tylko. W nasz dom trafiły dwa pociski. Z górnego Czechowa wojska radzieckie ostrzeliwały trasę warszawską, bo myślano, że tamtędy wycofują się Niemcy. Jak się okazało, na dole też byli Rosjanie. I tak strzelali do siebie, a nasz dom był na linii ognia. W październiku tego roku ojciec zostaje wezwany do pracy w Departamencie Mobilizacji i Formowania Wojska Polskiego w Lublinie. Pracuje tam około roku ale ze względu na swoją przeszłość w kontrwywiadzie, czasy legionowe, konspirację w czasach okupacji wie, że w każdym momencie może zostać aresztowany. Aby zrezygnować z pracy w departamencie tworzy Hufce Świt. Do tej organizacji jest werbowana młodzież bez wykształcenia, rodziny a niepodlegająca jeszcze służbie wojskowej. Tam młodzi ludzie uczyli się różnych zawodów. Otrzymywali zakwaterowanie i wyżywienie oraz podstawy wojskowości. W 1949 ojciec dowiedział się, że zostanie aresztowany. W tamtych czasach oznaczało to tylko jedno - człowiek przepada bez wieści. Od tamtej pory już się ukrywał. Można powiedzieć, że aż do śmierci.

Czyli aż do 1961 roku.Tak, sprowadziłem go do domu dopiero tuż przedjego śmiercią, bo był już tak schorowany. Sam wtedy nie wiedziałem, czy może wrócić i czy będzie bezpieczny.

To znaczy, że przez ten czas nie miał kontaktu z rodziną?Wyglądało to trochę inaczej. Po prostu nie mógł oficjalnie funkcjonować. Najpierw wyjechał w swoje rodzinne strony i tam przez jakiś czas się ukrywał. Potem musiał zacząć pracować, żeby utrzymać rodzinę. Pracował w Płockim Przedsiębiorstwie Robót Drogowych. Z tym przedsiębiorstwem jeździł po całej Polsce. Zawsze miał jakieś dokumenty, potwierdzające tożsamość. Raz takie, raz inne. Czasami do nas przyjeżdżał. Wchodził do domu w nocy od strony ogrodu. Potem wychodził z plecakiem i specjalną laseczką na dworzec. Był dobrze przygotowany i nie dał się złapać. Poznałem zresztą jego umiejętności, kiedy aresztowano mnie w 1953 roku.

Pan też podpadł władzy ludowej?Po prostu chcieli się dowiedzieć, gdzie jest ojciec. Miałem wtedy 15 lat, zostałem aresztowany i nieźle zmaltretowany podczas przesłuchań. Dzień w dzień przesłuchania. W końcu wezwali mnie ale tym razem oficer nie poprosił, żebym usiadł. Tylko jak zwykle zapytał, gdzie jest ojciec. Ja odpowiedziałem to co mówiłem od początku, że ojciec pokłócił się z mamą i gdzieś wyjechał. A on bryzg mnie po twarzy! Ja, jak to młody góral, niewiele myśląc oddałem mu.

To nie było rozsądne.A czy górale są rozsądni? Młody byłem i już wtedy siedziałem w sporcie. Byłem wicemistrzem województwa w biegach narciarskich. Poza tym ojciec nauczył mnie gimnastyki przyrządowej. Zabronił mi ćwiczyć z ciężarami ale ja i tak po cichu kółka odwąskotorówki dźwigałem.

Jak skończyło się przesłuchanie?Po raz kolejny padło pytanie o ojca, a ja odpowiedziałem to samo. On znów mnie w gębę. Chciałem oddać ale nie zdążyłem. Dwóch osiłków, stojących obok, rzuciło się na mnie. Skopali mnie i wrzucili do celi. Pamiętam ich buty, tak zwane saperki z podkówkami. Po jakimś czasie przyszedł do celi lekarz. Rozpoznałem go, bo to był przyjaciel rodziców. Mówi: Wojtek, chcę ci pomóc, bo twój stan grozi gangreną. Zabiorę cię do szpitala, tylko powiedz, gdzie jest ojciec. Odpowiedziałem, że nie wiem, ale jeśli nadal jest przyjacielem rodziny, to niech zawiadomi matkę. Tego samego dnia trafiłem do szpitala.

To ojciec nad Panem tak czuwał?Do końca nie wiem. Ale na drugi dzień był obchód lekarski. Patrzę, a wśród lekarzy ojciec w mundurze majora w białym fartuchu. Oczywiście ze swoją laseczką. Nie patrzył na mnie. Kiedy lekarze odeszli do innych łóżek, on podszedł do mnie i pyta: Powiedziałeś coś? Odpowiedziałem, że dopóki byłem przytomny to nie. Ojcu popłynęły łzy po policzkach.

Góralska odpowiedzialność i fantazja. O co chodzi z tą laseczką?W tamtym okresie zawsze nosił ją przy sobie. Była specjalnie sprowadzona z Indii w czasach, kiedy pracował w kontrwywiadzie. Na końcu miała wysuwany szpikulec. Mówił, że dopóki ją ma, to go żywym nie wezmą. Na szczęście nigdy nie musiał jej użyć. Przez te wszystkie lata udawało mu się ukrywać. Choć nigdy nie postawiono mu jakichkolwiek oficjalnych zarzutów, to wiedział od przyjaciół, że kiedy wróci, to bezpieczny nie będzie. To tylko część wspomnień o moim ojcu. Dopiero niedawno udało mi się zdobyć więcej dokumentów i nadal wiem niewiele.

od 12 lat
Wideo

Gazeta Lubuska. Winiarze liczą straty po przymrozkach.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na kurierlubelski.pl Kurier Lubelski