Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Historia vitae magistra. Felieton redaktora naczelnego

Wojciech Pokora
Wojciech Pokora
Fot. Malgorzata Genca / Polska Press
Prosimy, ażeby Organizacja Narodów Zjednoczonych zażądała od władz polskich dokładnych danych: ile zamordowano ludzi w wymienionych miastach i oddania trupów rodzinom, gdyż wszystkich wywieziono w nieznanym kierunku - apelowało Radio Wolna Europa w grudniu 1970 roku.

Protesty robotników na Wybrzeżu rozpoczęły się 14 grudnia, dwa dni po tym, gdy komunistyczne władze podniosły ceny żywności. W poniedziałek rano pracownicy Stoczni Gdańskiej odmówili podjęcia pracy i ruszyli pod siedzibę Komitetu Wojewódzkiego Polskiej Zjednoczonej Partii Robotniczej w Gdańsku. Żądali cofnięcia podwyżek. Ponieważ nie zanosiło się, by postulaty zostały spełnione, niezadowolony tłum ruszył ulicami by „pokazać swoją siłę”. Popołudniu doszło do pierwszych starć z Milicją Obywatelską i pierwszych aresztowań. Do protestujących dołączyli studenci Akademii Medycznej i Politechniki Gdańskiej. To ważne. Dwa lata wcześniej studenci średnio mogli liczyć na pomoc robotników podczas swoich wystąpień. Tzw. aktyw robotniczy wzywał wówczas studentów do nieprowokowania zamieszek i rozejścia się. Chociaż, pamiętajmy, że nie tylko robotnicy, bo po stronie władzy stanęło wówczas m.in. Stowarzyszenie „Pax”, które w wydawanym przez siebie „Słowie Powszechnym” opublikowało artykuł, w którym genezy zamieszek szukano w spisku Izraela i Niemieckiej Republiki Federalnej przeciwko Polsce. Warto takie rzeczy pamiętać, bo „Historia vitae magistra”.

Wracając do Grudnia ’70. Następnego dnia, we wtorek 15 grudnia ogłoszono strajk powszechny. Dołączyły do niego m.in. Stocznia im. Komuny Paryskiej w Gdyni i elbląski Zamech. W skład pierwszego komitetu strajkowego, którego przewodniczącym był Zbigniew Jarosz a zastępcą Jerzy Górski, wszedł m.in. Lech Wałęsa. I o tym też trzeba pamiętać, bo to wtedy zaczyna się jego publiczna działalność i tam są źródła późniejszych kłopotów z „Bolkiem”. Robotnicy, podobnie jak w poniedziałek, zapowiedzieli wiec pod budynkiem KW PZPR w Gdańsku. Jednak ich marsz pod gmach siedziby partii został zatrzymany przez oddziały MO. Milicja użyła pałek i gazu łzawiącego, doszło do starć i walk ulicznych. Protestującym udało się nawet zdobyć czołg, który zabezpieczono na terenie stoczni remontowej.

Późnym wieczorem robotnicy podpalili budynek Komitetu Wojewódzkiego PZPR. Ogłoszono strajk okupacyjny. Każda rewolucja potrzebuje czytelnego symbolu. Jak pamiętamy Rewolucja Francuska za symbol wzięła sobie obalenie Bastylii. Komuniści też to pamiętali, dlatego nie chcieli dopuścić, by robotnicy z Wybrzeża zdążyli wziąć sobie za symbol obalenie gmachu partii. Wówczas strajk łatwo przerodziłby się w coś więcej. Szybko na ulicach pojawiło się wojsko, które wraz z milicją rozpoczęło blokadę portów i stoczni.

Pojawiły się pierwsze ofiary śmiertelne. Około godziny 16.00 przed dworcem kolejowym został zastrzelony człowiek. Prawdopodobnie przypadkowa ofiara snajpera, który był ulokowany w wieżowcu Centrum Techniki Okrętowej przy Błędniku.

W środę 16 grudnia strajk rozszerzył się o kolejne zakłady. Wydarzenia w Gdańsku telewizja nazwała chuligaństwem. Stocznia Gdańska otoczona została przez wojsko, nikomu nie pozwalano się do niej zbliżać. Aż nastał poranek 17 grudnia. Czarny czwartek. Tego dnia o świcie oddziały Milicji Obywatelskiej i wojska ostrzelały tłum pracowników na przystanku Szybkiej Kolei Miejskiej Gdynia Stocznia. Śmierć poniosło wówczas 10 osób. Jednym z zastrzelonych był Zbyszek Godlewski, 18-latek, który pracował w Stoczni Gdyńskiej przy rozładunku statków. Protestujący przemaszerowali z jego ciałem niesionym na drzwiach ulicami Gdyni. Ten obraz stał się symbolem masakry na Wybrzeżu. Strajki potrwały jeszcze dwa dni. Najdłużej w Szczecinie, gdzie dobiegły końca dopiero 22 grudnia.

W wyniku działań Milicji Obywatelskiej i Ludowego Wojska Polskiego w grudniu 1970 roku zabito 41 osób - 1 w Elblągu, 6 w Gdańsku, 16 w Szczecinie i 18 w Gdyni. Ranne zostały 1164 osoby. W tym miejscu warto przypomnieć, kto personalnie odpowiadał za ten bilans. Rozkaz użycia broni wydało Biuro Polityczne KC PZPR w składzie: Władysław Gomułka, Marian Spychalski, Józef Cyrankiewicz, Ignacy Loga-Sowiński, Mieczysław Moczar, Wojciech Jaruzelski, Alojzy Karkoszka, Zenon Kliszko, Kazimierz Świtała i Tadeusz Pietrzak. Wszyscy już nie żyją, żaden przed śmiercią nie odpowiedział za swoją decyzję, każdy został pochowany na Powązkach, niektórzy w Alei Zasłużonych. Jedynie Mieczysław Moczar pochowany jest gdzie indziej - w Rąblowie, na polu bitwy partyzanckiej, podczas której dowodził oddziałem AL. Jednak przed pogrzebem odbyło się jego uroczyste pożegnanie na Powązkach w Warszawie.

Kolejny symboliczny polski grudzień miał miejsce jedenaście lat później. I znów komunistyczna władza strzelała do robotników. Tym razem strzelano do górników strajkujących w Kopalni Węgla Kamiennego „Wujek” w Katowicach. Zginęło 9 górników, a 23 zostało rannych. W tym samym czasie trwał również strajk w WSK Świdnik. Tu także strzelano w kierunku strajkujących, tym razem na szczęście nad ich głowami. Pisałem o tym w ubiegłym tygodniu, ale trzeba to powtarzać przy każdej okazji, żadna władza nie może strzelać do ludzi. Komuniści strzelali. Wielokrotnie. Ale pamiętamy też strajk górników Jastrzębskiej Spółki Węglowej w lutym 2015 roku. W oficjalnym komunikacie Komendy Wojewódzkiej Policji w Katowicach czytamy: Dzisiaj, podczas protestu pod siedzibą spółki węglowej w Jastrzębiu-Zdroju, policjanci interweniowali wobec najbardziej agresywnych osób.(..) Policjanci odparli agresorów, używając gazu obezwładniającego. Ta interwencja ostudziła zapał napastników, lecz nie na długo. Po kilkudziesięciu minutach w stronę policjantów poleciały kamienie, śruby oraz fragmenty płyt chodnikowych i desek. Mundurowi użyli armatki wodnej, gazu obezwładniającego i oddali salwę z broni gładkolufowej.

Nie będę się znęcał nad tymi, którzy wówczas usprawiedliwiali działania władzy, można znaleźć w internecie płomienne mowy tych, którzy przekonują, że używanie na mrozie armatek wodnych i strzelanie w kierunku demonstrantów (naboje były gumowe) jest usprawiedliwione, gdy bronimy majątku spółki. Mnie dziwi tylko to, że te same środowiska, nawet niekiedy ci sami publicyści, nie widzą uzasadnienia użycia armatek wodnych w listopadzie (w lutym jak rozumiem jest cieplej), gdy chodzi o ochronę granicy państwa. Przypomnę, 16 listopada rozpoczął się szturm nielegalnych imigrantów na polską granicę w okolicy Kuźnicy Białostockiej. Funkcjonariuszy obrzucono kamieniami i granatami hukowymi, które agresorom dostarczały białoruskie służby. Nikt mimo to nie strzelał w kierunku cudzoziemców. Po prawie czterech godzinach odparto szturm przy użyciu m.in. armatek wodnych. 12 naszych funkcjonariuszy zostało rannych. Po tym zajściu rosyjska agencja TASS podała, że białoruski Państwowy Komitet Graniczny skierował do Polski wniosek o wyjaśnienie w związku z użyciem armatek wodnych i… materiałów pirotechnicznych, których używali przecież atakujący granicę, wspomagani przez białoruski reżim imigranci. I zapewne byłoby to normalne w warunkach wojny hybrydowej, gdyby dezinformację i fałszywe tezy kolportowały ośrodki rosyjskie i białoruskie. Najgorsze, że w tym samym tonie wypowiadają się niektórzy polscy „eksperci”, w polskich mediach. Szczególnie, gdy robią to ci sami, którzy uważają za ludzi honoru osoby odpowiedzialne za masakry robotników. Jak pisał Demostenes, hipokryzja to wstydliwość łajdaka.

od 7 lat
Wideo

Reklamy "na celebrytę" - Pismak przeciwko oszustom

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na kurierlubelski.pl Kurier Lubelski