Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Janusz Panasewicz opowiada o nowej płycie. Lady Pank gra w sobotę w Lublinie

Artur Borkowski
Janusz  Panasewicz jest w dobrej formie wokalnej. Warto się o tym przekonać.
Janusz Panasewicz jest w dobrej formie wokalnej. Warto się o tym przekonać. Jacek Poremba/Iniversal Music Polska
Janusz Panasewicz, wokalista Lady Pank, opowiada o swojej nowej solowej płycie "Fotografie", synach bliźniakach i liście od Johna Portera.

Dlaczego nazwał Pan drugą solową płytę "Fotografie"?
Kompletnie nie ma to związku z tytułami piosenek, itd. Po prostu każdy z tych utworów jest jakąś tam historią i wydawało mi się, że można je po kolei fajnie "sfotografować". To są poszczególne sytuacje dotyczące mojego życia wewnętrznego.

Zaczyna Pan smutno: "Między nami nie ma już tego, co łączyło nas". Później też nie jest najweselej.
Ja wiem... No, wesoło raczej chyba nie jest. Po prostu taki jestem. Obserwuję to, co się dzieje dookoła. Chciałbym, żeby było weselej, ale jest tak jak jest. I to dotyczy nie tylko tego, co widzę, ale też mnie samego. Po prostu.

Ma Pan 58 lat. Wiek ma wpływ na to, jak Pan postrzega świat?
Jest duże prawdopodobieństwo, że przed 60. obserwuje się świat i życie właśnie tak, jak ja opisuję je w swoich piosenkach.

Do smutku jeszcze wrócimy, ale teraz trochę optymizmu! W piosence "Nie ma w życiu ważnych spraw" śpiewa Pan po prostu, że "najważniejsze to w życiu, by żyć".
Ja bardzo lubię tę piosenkę. Patrzę z jakiejś perspektywy na siebie i na to, co się dzieje dookoła mnie. Cieszę się, że ciągle coś robię i, że mam ochotę na aktywność. Bo w życiu wszystko po jakimś czasie znika. A to, że jutro chcesz wstać z łóżka i coś zrobić, nadaje sens naszemu byciu.

W numerze nr 3 na płycie mówi Pan: "Do góry głowa przyjacielu".
Ta piosenka to osobista sytuacja. Dotyczy mojego kolegi, zresztą nie z branży muzycznej, ale raczej filmowej. Był on w nie najlepszej sytuacji i pamiętam nasze rozmowy. Pomyślałem sobie o nim pisząc ten kawałek, że będzie fajnie opowiedzieć jakąś prywatną historię.

"Co będzie, gdy wszystko spłonie w nas. Jeszcze raz zapijemy żal".
To jest takie niespełnienie. Trudno mi powiedzieć, czy to jest coś osobistego. Patrzę na ludzi, którzy ciągle mają jakąś nadzieję, że będzie fajnie, przyjemnie, że będą szczęśliwi. Rozmawiam nieraz ze swoimi przyjaciółmi i ze znajomymi, gdzieś zupełnie przypadkowo spotkanymi, że oni nie są szczęśliwi, ciągle im się coś nie udaje. I ta piosenka jest właśnie o takich ludziach.

Czy w trudnych sytuacjach życiowych alkohol pomaga?
Sądzę, że nie. Raczej nie. Oczywiście, można sobie wypić drinka, o czymś porozmawiać, ale jeśli mamy kłopoty, które gdzieś w środku nas gniotą, to one i tak wrócą.

W piosence "Nie zamykaj okien" ma Pan ochotę jeszcze raz ruszyć w drogę.
Każdy ma. To jest dla mnie pozytywne, że nie chce mi się siedzieć i myśleć o tym, co już było. Tylko, że mam na tyle energii i ochoty do życia, pomimo tego wszystkiego o czym piszę w innych piosenkach, żeby poznawać wciąż nowe. Trochę przerysowuję tu niektóre historie, ale świadomie.

Przecież Pan ciągle jest w trasie.
Widocznie tak muszę, widocznie tak mam, że potrzebuję raz na jakiś czas zaznać emocji tego rodzaju, żeby funkcjonować. Aby sobie samemu udowodnić, że jestem komuś do czegoś potrzebny.

"Tępy nóż". Straszny tekst.
Straszny, straszny (śmiech). To jest trochę sen. Ja wiem, że takie sny ludzie miewają, ja też. Nie jest to zbyt częste, ale kiedyś się budziłem, nie wiem o szóstej czy piątej rano, i musiałem wstać, wyjść gdzieś, żeby na przykład zapalić papierosa. I się uspokoić.

Miewa Pan sny, które po obudzeniu wywołują w Panu lęk?
Nie, nie (śmiech). Wiem, że to jest tylko sen. Ale wiem też, że czasami warto się podzielić z innymi tym, co się dzieje w twojej głowie w nocy.

"Facet na plaży" to opowieść o tym, że "wszystko co piękne traci sens". Dlaczego Panie Januszu?
Piszę o marynarzu, który patrzył gdzieś przed siebie. O dziewczynie, która wchodzi do wody, jest przeatrakcyjna, jest jakimś aniołem. Ja to widzę. Wiem, że wszystkie rzeczy, które są naprawdę piękne, na które patrzysz, którymi się zachwycasz, że one tak krótko trwają, iż tak naprawdę są czasami aż straszne przez to, że są ulotne.

Czy ma Pan w sobie dużo niezalizanych ran? ("Liżę rany po cichu").
Parę mam. Pewnie, że tak. Muszę sobie z nimi jakoś radzić. Najważniejsze, żeby z powodu moich ran ktoś nie miał kłopotów. Staram się o to i będę się starał zawsze.

Przedostatnia piosenka na płycie to "Bierze mnie na sentymenty". Często?
Często, kiedy wracam myślami do Olecka, z którego pochodzę. Kiedyś sobie powiedziałem, że jak będę kiedykolwiek nagrywał jakąś płytę, to zawsze będę chciał o tym mieście coś opowiedzieć. Bo to były dla mnie najwspanialsze chwile, kiedy tam żyłem. Sentymentalne to, ale taki jestem.

Wprawdzie "Autostradą" Panasewicz podąża w stronę chmur, ale trochę jest mu żal, że nie ma już pewnych miejsc, ludzi. Jak Pan patrzy na swoje dotychczasowe życie artystyczne?
Nie mogę na nie specjalnie narzekać. Zagrałem dziesięć tysięcy koncertów, nie umiem tego nawet dokładnie policzyć. Ciągle spotykam się z sympatią ludzi. Piszą do mnie, co przeżywają w sobie, jak słuchają moich piosenek. Bardzo ważne jest dla mnie to, że jestem komuś potrzebny, mogę w czymś pomóc. A, że tak jest od trzydziestu lat to...

...to dzięki Pańskiej autentyczności przed mikrofonem. Ludzie po prostu Panu wierzą
Dziękuję za takie słowa. Staram się mówić o rzeczach, które są dla mnie ważne i być w tym prawdziwym. Ja nic nie kombinuję. Jak ktoś mnie pyta, jaki to jest target, do kogo chcesz dotrzeć, odpowiadam, że nie wiem. Ja po prostu mówię to, co czuję. Jeśli ktoś to akceptuje, to OK.

O czym Pan dzisiaj marzy?
Żeby moje sześcioletnie bliźniaki dobrze wychować. Żeby były mądre i nie miały w życiu kłopotów. Za chwilę pójdą do szkoły. Chcę być przy tym. Pytam, dlaczego jesteś smutny? Czy coś się stało w przedszkolu? A może brat coś powiedział. Czekam na odpowiedzi. Chcę moim synom pomagać.

Słuchają już piosenek ojca?
Ileś tam płyt leży w domu. Coś wybiorą i czasami mnie zaskakują. Ostatnio wstaję rano i słyszę, że w swoim pokoju muzykują. Jeden udaje gitarzystę i jakiegoś tam riffa sobie nuci, a drugi śpiewa. Śpiewali, muszę panu powiedzieć, że to mnie kompletnie zaskoczyło, "Tępy nóż".

Śpiewali, o czym jeszcze nie mieliśmy okazji porozmawiać, jedną z kompozycji Johna Portera.
Johnowi jestem serdecznie wdzięczny za to, że jak do niego zadzwoniłem, powiedziałem, że chcę coś nagrać i zapytałem, czy może ma jakieś fajne kompozycje, bo zawsze mi się podobało to co robi, to po paru dniach napisał: To jest prezent na święta Bożego Narodzenia (to było rok temu), ale jeśli ten prezent Ci się nie spodoba, to możesz go oddać w najbliższym sklepie.
Nie oddałem. Wielkie dzięki John.

W sobotę z Lady Pank wystąpi Pan na akustycznym koncercie w Lublinie.
Serdecznie zapraszam wszystkich Czytelników Kuriera Lubelskiego na spotkanie z piosenkami znanymi, ale granymi inaczej oraz utworami, których nie wykonujemy na co dzień. To może być fajny wieczór.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na kurierlubelski.pl Kurier Lubelski