Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Kasia Bierzanowska: O dziwnym związku toalety z mentalnością

Gabriela Bogaczyk
Kasia Bierzanowska ma 25 lat i przemierza Lublin na wózku. Obok niej kroczy suczka Finka. Bycie niepełnosprawną kobietą dało jej siłę do działania. Wzięła pod lupę dziewiętnaście gabinetów ginekologicznych, rzekomo przystosowanych dla osób z niepełnosprawnością. Liczba takich, w których kontrola wyszła pomyślnie: zero. - To ciche wykluczenie, na które nie powinno być zgody - uważa.

Gdybym mogła być pełno-sprawna, to na pewno chętnie bym z takiej szansy skorzystała. Niestety, nie mam takiej możliwości. Dlatego, będąc osobą z niepełnosprawnością, pozostaje mi wybór między próbą korzystania z życia a siedzeniem w domu i objadaniem się przed telewizorem. Wybieram tę pierwszą opcję, bo wózek inwalidzki nie jest końcem świata, tylko zmianą perspektywy - opowiada Katarzyna Bierzanowska, która porusza się na wózku inwalidzkim.

Gdy była nastolatką, została u niej zdiagnozowana dystrofia mięśniowa. Jest to genetyczna choroba, która objawia się postępującym zanikiem mięśni. Po rozpoznaniu była jeszcze osobą chodzącą, potem potrzebowała czyjegoś wsparcia, aż wreszcie choroba spowodowała, że od kilku lat jeździ na wózku inwalidzkim.

- Na pewno wymaga to większej logistyki i przewidywania. Nie ma co ukrywać, że ograniczenia się pojawiają. To nie jest tak, że można być zawsze radosnym, pomimo poruszania się na wózku. Ciężko teraz mieć pretensje do kogokolwiek. Tak się po prostu zdarza. Ja już się ze swoją sytuacją oswoiłam - dodaje.

Katarzyna skończyła studia z lingwistyki stosowanej w Lublinie. Pracuje jako tłumaczka języka angielskiego i francuskiego. Zajmuje się m.in. tłumaczeniem dialogów filmowych. Współpracuje ze stowarzyszeniem Homo Faber, gdzie prowadzi punkt wsparcia antydyskryminacyjnego oraz warsztaty i szkolenia z zagadnień dotyczących niepełnosprawności.

Czytaj dalej na następnej stronie ->>

Nie-pełnosprawna
Swoje spostrzeżenia i obserwacje notuje na blogu i stronie facebookowej pod przewrotnie brzmiącą nazwą „Nie-pełnoprawna”. - Nie-pełnoprawna jest przedsięwzięciem, które ma na celu przedstawianie absurdów, z którymi niepełnosprawni mierzą się na co dzień. Na początku miała być to inicjatywa weekendowa, stanowiąca dodatek do mojego życia - wyjaśnia.

Chodzi o to, by pokazać ludziom, że niepełnosprawność nie oznacza ograniczenia praw. - Nie ma we mnie zgody, by ktoś odbierał mi prawa zupełnie bezpodstawnie. Moje codzienne perypetie i sytuacje w pracy, na uczelni czy w trakcie podróżowania spowodowały, że jestem świadoma tego, co gwarantuje mi polskie prawo. Nie chcę pozwolić na dyskryminację mnie z powodu niepełnosprawności - mówi Katarzyna Bierzanowska.

Jej misją jest to, aby osoby z różnymi niepełnosprawnościami miały równy dostęp do wszystkich praw i możliwości, z których korzystają osoby w pełni sprawne. Także w tym codziennym wymiarze. Dlatego sprawdziła m.in. dostęp do toalet publicznych i gabinetów ginekologicznych w Lublinie dla osób z niepełnosprawnościami ruchowymi. Wyniki jej obu akcji są miażdżące.

- Wydaje się, że toaleta dla niepełnosprawnych to ta, która ma znaczek, trochę więcej miejsca i poręcze. A tak nie jest. Myślę, że mogę podać około 20 innych elementów, jakie powinna taka toaleta zawierać, by spełniać standardy i być w pełni przystosowana dla osób z niepełnosprawnościami - mówi Kasia.

Jeszcze gorzej wyszła weryfikacja dostępu kobiet z niepełnosprawnością ruchową do gabinetów ginekologicznych w Lublinie. Lubelski oddział NFZ wskazał jej dziewiętnaście placówek, które miały być przystosowane do ich potrzeb. Z własnego doświadczenia wiedziała, że jest źle, ale nie sądziła, że aż tak katastrofalnie. - W żadnym ze wskazanych gabinetów kobieta poruszająca się na wózku nie jest w stanie sama usiąść na fotelu ginekologicznym, bo nie ma sprzętu, który umożliwia regulowanie wysokości - oznajmia Kasia.

I dodaje: - W niektórych gabinetach brakuje też odpowiedniej toalety, a w niektórych, pytając o ich dostępność, można zostać obrażoną lub zbytą. Kobiety z niepełnosprawnościami wciąż w większości skazane są na kompromis kosztem ich godności i niezależności. To ciche wykluczenie, na które nie powinno być zgody - uważa 25-latka.

Ale na braku infrastruktury nie koniec. Wciąż zdarzają się uwagi rodem ze średniowiecza. - Rozmawiałam niejednokrotnie z kobietami w ciąży, które poruszają się na wózkach. Zdarzało się, że były obiektami bardzo przykrych komentarzy ze strony personelu. Padały bardzo brutalne słowa w ich kierunku, np. „nie dość, że jeździ na wózku, to jeszcze dziecko sobie zrobiła” - opowiada.

Zdaniem Kasi, nie na tym polega skorzystanie z opieki medycznej, by kobieta musiała zaciskać zęby, by zostać zdiagnozowana. - Naprawdę, nierzadko słyszy się niewybredne komentarze w momencie, gdy kobiety niepełnosprawne pytają np. o antykoncepcję lub o macierzyństwo - zauważa Kasia.

Godne traktowanie pacjentek powinno, jej zdaniem, zacząć się od traktowania ich jako pełnoprawne osoby. - Nie można myśleć, że niepełnosprawność odbiera kobiecie zdolność decydowania o samej sobie. Mnie kiedyś zdarzyło się tak, że w gabinecie lekarskim pani doktor zwracała się kilka razy z zaleceniami medycznymi do mojej asystentki, a nie do mnie. Chodzi o to, by traktować wszystkich na równi. Jeżeli pacjentkę sprawną traktuje się normalnie, to dlaczego nie w pełni sprawną traktujemy inaczej? - pyta Kasia.

W czasie weryfikacji lubelskich gabinetów ginekologicznych spotkała się z wieloma przykrymi sytuacjami. Proces pozyskiwania informacji był momentami nie tylko trudny, ale wręcz uwłaczający. Na pytanie o dostępność placówki dla kobiet niepełnosprawnych, rozmówcy reagowali wręcz agresywnie.

- Jeden z pracowników zmusił mnie do deklaracji, że jestem w ciąży, zanim odpowiedział na moje pytania. W innym gabinecie lekarz rzucił słuchawką, gdy odmówiłam udzielenia informacji na temat tego, czy badaną pacjentką mam być ja, czy ktoś z moich bliskich. Nie lepiej było z dostępnością specjalnej toalety. W jednej przychodni usłyszałam, że „tak, toaleta jest dostępna, ale nie, nie ma poręczy” - wspomina Kasia.

Czytaj dalej na następnej stronie ->>

Bariery nie do pokonania
Jeżeli chodzi o bariery architektoniczne w Lublinie, to może je wymieniać bez końca. Kasia jednak zaznacza, że obserwuje również korzystne zmiany. - Jest lepiej niż było pięć czy dziesięć lat temu. I za kolejnych kilka lat będzie lepiej niż jest teraz - ma nadzieję.

Nadal jednak zdarzają się sytuacje, które są objawem dyskryminacji niepełno-sprawnych w społeczeństwie. Niedawno Kasia musiała jechać w pociągu z Lublina do Warszawy w korytarzu między toaletami a łącznikiem wagonów. Swoją przygodę opisała na Facebooku.

- Z dwutygodniowym wyprzedzeniem zgłosiłam swoją podróż. Usłyszałam zapewnienia, że moje potrzeby zostaną spełnione. Niestety, na chwilę przed odjazdem okazało się, że jednak nie będzie wagonu bezprzedziałowego. Okazało się, że zgłoszenie zostało pomylone ze zgłoszeniem innej osoby. Po tym zdarzeniu napisało do mnie co najmniej kilkanaście osób z podobnymi wspomnieniami. Oznacza to, że jest to problem na skalę ogólnopolską - opowiada Kasia.

Oprócz barier dotyczących infrastruktury czy warunków podróżowania, trudne do pokonania są również bariery międzyludzkie.

- Wręcz nagminnie ludzie nie wiedzą, jak się zachować wobec osób z niepełnosprawnościami. Często zapominają najpierw zapytać, czy pomoc jest w ogóle potrzebna. Np. jak zakładam kurtkę, to ileś osób już wręcz zabiera mi ją z rąk, nie pytając, czy faktycznie potrzebuję pomocy. Co innego, gdy osoba znajoma pomaga, a gdy obcy człowiek zaczyna zdejmować mi koszulę lub szalik. Chyba każdy człowiek czułby się niekomfortowo w tej sytuacji. Jest to dosyć uciążliwe, bo zdarza się, że w ciągu dnia spotykam dwadzieścia takich osób, a dla nich jestem jedynym takim człowiekiem na ich drodze od kilku lat - tłumaczy Kasia.

W kontakcie z osobą niepełnosprawną należy zrozumieć, iż wózek jest swego rodzaju „przedłużeniem” ciała osoby i stanowi jej przestrzeń osobistą.

- Wózek stał się w pewien sposób częścią mojego ciała. Dotykanie czy, nie daj Boże, przestawianie go samodzielnie, to tak, jakby ktoś wziął nas pod pachę i przestawił. Sprawdzanie i dotykanie kół to jak dotykanie kolana - mówi Kasia.

W poruszaniu się po mieście i codziennych czynnościach Kasi pomaga pies asystujący. Finka jest czekoladowym labradorem. Zanim trafiła do niej, szkoliła się na psa asystującego w Fundacji Dogiq.

- Z dnia na dzień okazuje się, że Finka jest w stanie zrobić dla mnie coraz więcej rzeczy. Często pomaga w zapalaniu i gaszeniu światła, zamykaniu i otwieraniu drzwi, zdejmowaniu kurtki czy wyrzucaniu czegoś do kosza i podawaniu przedmiotów z ziemi. Pracujemy też nad tym, by Finka coraz lepiej mogła pomagać mi w napędzaniu wózka, kiedy mam trudności w samodzielnym pchaniu. Poza tym Finka daje mi spore poczucie bezpieczeństwa - opowiada.

Czytaj dalej na następnej stronie ->>

Spadochron i nurkowanie
Przed Kasią sporo wyzwań w najbliższym czasie. Planuje przeprowadzkę do Warszawy. Ma też sporo planów. Woli je od marzeń. - Wbrew pozorom dosyć twardo stąpam po ziemi - wyjaśnia.

Chociaż parę razy udało się jej od niej oderwać. - Zdarzyło mi się skoczyć ze spadochronem. Staram się mieć na koncie podobne wyczyny. Raz w roku robię coś niecodziennego. W tej chwili dużym wyzwaniem jest dla mnie nurkowanie. Mam nadzieję, że w przyszłym roku uda mi się zdobyć certyfikat nurkowy. Przede mną najpierw ukończenie kursu basenowego. Dopiero później mogę wypłynąć na szeroką wodę - dodaje.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na kurierlubelski.pl Kurier Lubelski