MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Kolekcja Kuriera: Widokówki Lublina z lat 70-tych

Ewa Czerwińska
Małgorzata Genca
Już w październiku 1979 roku Lublin cuchnął wysłodkami. W lubelskiej cukrowni rozkręcała się kampania, więc przy Krochmalnej tkwiły godzinami obładowane burakami traktory i furmanki. Wprawdzie co piąty kilogram cukru pochodził z naszego regionu, ale czym tu się było chwalić! Cukier przecież był na kartki i każdy Polak wiedział, w jakim kierunku wyjeżdżają z kraju pociągi z tym towarem. Cukier jako pierwszy zadebiutował na liście towarów reglamentowanych, jeszcze w 1976 roku.

A tej ostatniej jesieni lat 70. handel "wychodził naprzeciw klientowi" oferując lubelskiej rodzinie witaminy. Pewnego razu rzucili, kompletnie bez okazji, 15 ton pomarańczy z Urugwaju - nic dziwnego, że sklepy Lublina i województwa połknęły dostawę w try miga. A rodzimych jabłek tej jesieni było zatrzęsienie, cóż, kiedy nie starczyło warzywniaków i, niestety, w tych, które były, ustawiały się kolejki.

Tej jesieni powodzenie miała też cebula, z tym, że nie obrodziła jak jabłka i w sklepach jej brakowało. Grzyby też się nie popisały jak się spodziewano. Lubelskie lasy urodziły trochę podgrzybków, kurek, gąsek... Natomiast kartofli było w bród. Rady zakładowe zajmujące się aprowizacją pracowników w płody rolne w kwestii ziemniaczanej zarejestrowały tego roku spadek zainteresowania. Bo sprawę kartofla wzięli w swoje ręce rolnicy, dostarczając wory (240/250 zł za metr) prosto do piwnicy.

W Siemieniu - już z myślą o świątecznych stołach - odławiano karpia. Ale kto pamięta tamte czasy, to wie, że na handel detaliczny przeważnie nie można było liczyć. Konkurencję robił mu taki targ jak ten na placu Zebrań Ludowych, czy na Podzamczu. Ten drugi market pod chmurką, zachęcał wszelkim mydłem i powidłem. Tam można było kupić deficytową cebulę, z tym, że droższą o siedem, dziewięć zł (18- 20 zł za kilo). Tam się dostało mydełko amo przywożone przez handlujących rodaków z Węgier, tenisówki z NRD, a olejki różane i żorżetę z Bułgarii. Oraz złote sygnety z ZSRR, kożuszki z Jugosławii i Rumunii oraz wiele innych towarów, o których marzyła szara i zmęczona sztukowaniem codziennego życia lublinianka. Kwitły stragany z konfekcją - były torby produkowane przez prywatnych wytwórców, zwanych wówczas prywaciarzami, były buty przeważnie ze skóry twardszej niż u zahibernowanego mamuta, ale klienci i tak je kupowali, bo handel uspołeczniony nas nie rozpieszczał.

Na targu kupiło się też cielęcinę, carską pięciorublówkę i kota w worku.


Codziennie rano najświeższe informacje z Lublina i okolic na Twoją skrzynkę mailową. Zapisz się do newslettera!

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na kurierlubelski.pl Kurier Lubelski