Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Konfrontacje Teatralne: „Jerusalem” grupy Berlin. Jak stawał się teatr (RECENZJA)

Andrzej Z. Kowalczyk
materiały prasowe
Nie bez trudności przyszło mi uznać, że będąc wczoraj na „Jerusalem” grupy Berlin, uczestniczyłem w spektaklu teatralnym. Przypominało się przewrotne hasło towarzyszące ubiegłorocznym Konfrontacjom: „Zapomnij o teatrze”. Mimo to jednak już teraz, gdy festiwal dopiero się „rozkręca”, jestem pewien, że tę realizację zaliczę do jego najważniejszych wydarzeń.

„Jerozolima” rzeczywiście daleko odbiega od tego, co zwykło się uważać za teatr; i to nie tylko tradycyjny, lecz także awangardowy. Nie ma w tej realizacji aktorów ani scenicznej akcji. Na scenie pojawia się jedynie kwartet instrumentalny, a wszystko inne oglądamy na ekranach. Oglądamy z pozoru zwyczajny dokument, jaki mógłby się pojawić w kanale National Geographic czy Discovery Channel.

Pokazujący jeden dzień – piątek, co nie jest wyborem przypadkowym – z życia Jerozolimy i jej zróżnicowanej etnicznie, religijnie i kulturowo społeczności. Zrealizowany tak, jak każda tego rodzaju produkcja; z obowiązkowymi panoramami, obrazami uliczek i zaułków oraz dużym udziałem tzw. „gadających głów”.

Widziałem takich filmów setki, jeśli nie więcej, ale żadnego z nich nie zaliczałem do kategorii teatru. I gdybym ten zobaczył w kinie lub na telewizyjnym ekranie, również nie mówiłbym, że było to spotkanie teatralne. A właśnie takim spotkaniem był jednak wczorajszy wieczór. Prosty, chciałoby się rzec: oczywisty zabieg, jakim było zilustrowanie prezentowanych obrazów wykonywaną na żywo rewelacyjną muzyką sprawił, że wprost „na oczach” widzów teatrem stawało się coś, co teatrem zrazu nie było.

To nowe doświadczenie. Wcześniej miewałem raczej wrażenia całkowicie odmienne. Przed dwoma laty na Międzynarodowych Spotkaniach Teatrów Tańca oglądałem film „Bieg ciszy” wybitnej tancerki i choreografki Very Mantero, w którym teatru nie było, choć być akurat powinien. Zestawienie tych dwóch wieczorów – wczorajszego i tego sprzed dwóch lat – dowodzi że teatr to nader nieprzewidywalna dziedzina sztuki, która pojawia się tam, gdzie wcale byśmy się jej nie spodziewali.

Ale „Jerusalem” – choć dostarcza artystycznej satysfakcji – nie jest realizacją, z której wychodzi się w nastroju pogodnym. Wnioski, jakie nasuwają się po obejrzeniu tego, co grupa Berlin zarejestrowała w Jerozolimie w roku 2003 oraz 2013 są pesymistyczne, by nie powiedzieć wprost: ponure. Z wypowiedzi tych samych osób spotykanych podczas pierwszego pobytu twórców w tym mieście i po dziesięciu latach wynika, że jeśli w ich poglądach zaszła jakaś zmiana, to polega ona na ich utwardzeniu, a czasem wręcz radykalizacji.

Zaś do jakiegokolwiek porozumienia pomiędzy Żydami a Palestyńczykami jest dziś dalej niż kiedyś. I wątpię, by głos artystów, nawet tak mocny jak ten grupy Berlin, mógł tu cokolwiek zmienić.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na kurierlubelski.pl Kurier Lubelski