Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Marcin Sasal (trener Motoru Lublin): Motorowi kibicuje więcej osób w Polsce niż w regionie

Karol Kurzępa
Fot. Łukasz Kaczanowski
- To nie są żale, ale muszę powiedzieć, że Motorowi kibicuje więcej osób w Polsce niż w regionie. Ludzie stąd, jakimś dziwnym trafem patrzą na to przekornie, w stylu: coś tam grają, ale żeby im się nie udało. Żeby się noga powinęła. To jest dziwne. Jestem zaskoczony takim podejściem - mówi Marcin Sasal, szkoleniowiec trzecioligowego Motoru Lublin.

Jak ocenia pan dotychczasowe przygotowania do rundy wiosennej?
Nie wyszedł nam tylko jeden trening taktyczny, bo zasypało Arenę śniegiem. A u nas po godzinie 15 nie ma szans, żeby odśnieżyć boisko, bo nikt w Polsce już wtedy nie pracuje. Poza tym, jest kolosalny postęp w porównaniu z poprzednim rokiem, gdy mieliśmy różne przygody. Wiele rzeczy udało się zrobić. Pracowaliśmy bardzo solidnie. Najważniejsze, że jesteśmy w komplecie i że nie ma kontuzji. Liczę, że będziemy mieli trochę szczęścia, bo zawsze pojawia się problem, jak się przechodzi ze sztucznego boiska na naturalne. Mam nadzieję, że uda nam się rozegrać te dwa ostatnie spotkania kontrolne na nawierzchni trawiastej. Kiedyś w jednym z klubów przenieśliśmy się na naturalną trawę, ale zmieniła się pogoda i musieliśmy wrócić na sztuczną. Graliśmy sparing i zawodnik skręcił poważnie staw skokowy. To jest zupełnie inne podłoże i takie zmiany trzeba robić sensownie. Wiem, że nie wszyscy to rozumieją, bo śmiali się ze mnie, jak tłumaczyłem zeszłoroczną porażkę 0:7 z Polonią Warszawa obuwiem. Jest to spora różnica. Boisko w Lublinie jest już włączone, podgrzewanie płyty też. Wszyscy straszą nas mrozami, ale ja chyba oglądam zupełnie inne prognozy pogody.

Czyli zgodnie z planem dwa ostatnie sparingi z Radomiakiem i Świtem Nowy Dwór Mazowiecki zostaną rozegrane na Arenie?
Tak. Wcześniej chcieliśmy trochę pojeździć, bo znam boiska, na których graliśmy. Może także dlatego w drużynie nie ma kontuzji? Sparowaliśmy z klubami z wyższej ligi, zamiast tkwić ciągle w lubelskim “kociołku”. Tutaj przeważnie gramy z drużynami składającymi się z byłych piłkarzy Motoru. I dla nich ambicją jest, żeby pokazać się w takich meczach. Nie tędy droga. Wszystkim w Lublinie powinno zależeć na tym, żeby ten klub awansował wyżej. Na początku mojej przygody z Motorem ktoś powiedział, że jestem najemnikiem. Oczywiście, przecież się tutaj nie urodziłem i nie jestem w żaden sposób związany z tym regionem. Natomiast staram się wykonywać swoją pracę jak najlepiej. Dziwię się pewnym komentarzom i wydarzeniom.

O co konkretnie chodzi?
To nie są żale, ale muszę powiedzieć, że Motorowi kibicuje więcej osób w Polsce niż w regionie. Ludzie stąd, jakimś dziwnym trafem patrzą na to przekornie, w stylu: coś tam grają, ale żeby im się nie udało. Żeby się noga powinęła. To jest dziwne. Jestem zaskoczony takim podejściem. Zbieram jednak pozytywne opinie od różnych ludzi, bo pracowałem w kilku miejscach w Polsce. I wszyscy podkreślają naszą dobrą robotę. My musimy to jednak pokazać zwłaszcza na boisku. Najważniejsza sprawa, że zamknęliśmy się we własnej szatni i że dążymy do celu. Uważam, że to nawet lepiej, że przegraliśmy ostatnio sparing z Górnikiem w Łęcznej. Gdybyśmy wygrali, to już powtórzyłaby się sytuacja z lata, gdy pokonaliśmy towarzysko łęcznian 4:2. Wtedy już widzieliśmy się w Lidze Mistrzów, ale do niej jeszcze nam dużo brakuje.

Ktoś pana zawiódł w sparingu z Górnikiem?
Ja oglądam mecz po swojemu, komuś dany piłkarz podoba się bardziej, komuś mniej. Nie chodzi też o to, że ktoś zawiódł, tylko, że nie realizuje tego, co sobie nakreśliliśmy. Za chwilę może być inaczej. Przykład Marcina Michoty. W Legionowie był jednym z najlepszych na boisku. W Łęcznej nie ustrzegł się błędów i trzeba dalej myśleć, jak go wspomóc, żeby podejmował prawidłowe decyzje. Takich piłkarzy jest wielu w moim zespole.Proszę wybaczyć, że nie jestem szczęśliwy po meczu z Górnikiem. Pewnie, jak sobie siądę później i przemyślę dobre zagrania, to będzie ich rzeczywiście dużo. Piłka nożna to jednak nie koszykówka. Nie wystarczy, że jak wrzucą mi 40 punktów, to ja wrzucę 42 i jest ok. Czasami się traci jedną bramkę, jak pokazał to Górnik. Cofnął się i grał sobie z kontry, dość bezpieczne, a my nie mogliśmy im zagrozić. Rozmawiałem z zawodnikami, że tak będzie też w lidze. Ktoś nam strzeli przypadkowo gola, czy ze stałego fragmentu, czy błędu, więc dla nas to też jest nauka. I ważna sprawa, żeby wyciągnąć wnioski.

Czy możliwe są jeszcze jakieś ruchy kadrowe w Motorze przed rundą wiosenną?
Chcieliśmy wzmocnić pozycję młodzieżowca. Przeciwko Górnikowi zagrało tylko trzech takich zawodników. Nasza drużyna w Centralnej Lidze Juniorów też musi wystąpić w optymalnym ustawieniu. Dodatkowo Szymon Kamiński rano miał trening, bo jeszcze fizycznie nie wygląda na tyle dobrze, żeby odgrywał znaczącą rolę. To pozostawię bez komentarza. Co mam zrobić? Młodzieżowcy cały czas żyją tym przepisem, który wymyślił pewien pan bodajże w 2011 roku. I będą się tym zadowalać, że mają status młodzieżowca. Nagle ten status się kończy i będzie problem z graniem. Jest wiele takich przykładów. Od samego początku, jak jeszcze pracowałem w Szczecinie nie byłem zwolennikiem tego przepisu i nadal nie jestem. Jeżeli ktoś umie grać w piłkę to się obroni. A my mamy ewidentny problem, jeżeli chodzi o młodzieżowców. Chcieliśmy ściągnąć Ernesta Dzięcioła ze Stomilu Olsztyn. Nie doszliśmy jednak do porozumienia z jego klubem. Zawodnik chciał, menedżer też, ale klub się nie zgodził. Dzięcioł w Olsztynie gra mało, a jeszcze u mnie w Pogoni Siedlce występował w I lidze. Jest też zawodnikiem reprezentacji Polski. Był zdecydowany, żeby przyjść do Motoru, ale kiedyś popełnił błąd. Podpisał półtoraroczny kontrakt i teraz jest niewolnikiem klubu. Sądzę, że jest też niewolnikiem tego przepisu. Ktoś go wpuści na boisko na 10 minut, żeby nabić punkty w systemie promujących młodych graczy. Takich przypadków w Polsce też jest więcej. Trzeba się nad tym zastanowić, bo to jest kasowanie niektórych piłkarzy zanim oni jeszcze zaczną grać w piłkę. A Ernest w I lidze grał już trzy lata temu. To jeden z przypadków wyhamowania karier sportowych. U nas sprawa jest identyczna. Jeżeli skończą się zawodnicy z 97 rocznika, to trzeba będzie szukać w 98, żeby wypełnić status młodzieżowca. To dla mnie kompletnie niezrozumiała sytuacja.

A co z Szymonem Rakiem, którego także brakowało w meczu z Górnikiem?
To kolejna sprawa. Szymon zagrał w trzech meczach i miał pięć treningów w tydzień plus dwie podróże. Mam już pewne doświadczenie w tym temacie. Gdyby wziął udział w tym sparingu, bo się jaramy, że zagrał w kadrze narodowej, to za chwileczkę złapie kontuzję, albo nie będzie się nadawał do treningów. W piątek był na odnowie. Rozmawialiśmy też o tym, jak i ile jednostek treningowych odbył. Dostałem również raport od trenera, ale on niewiele mówi, bo to suche fakty. Wiem, że mieli treningi wyrównawcze i trochę pracowali. Weekend Szymon miał wolny.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na kurierlubelski.pl Kurier Lubelski